Rozdział VII

965 46 6
                                    

Ten wieczór zapowiadał się cudownie. Gdy już wsiedliśmy do samochodu,wyciągnęłam wystający z wewnętrznej kieszeni skóry Jeydona nóż.

-Dziś to nie będzie ci potrzebne. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek czując na ustach szorstki zarost.

Chłopak uruchomił silnik i wyjechał z podjazdu. Uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył, że na niego patrzę. Włączyłam radio i wtedy oboje usłyszeliśmy to..

'Trwają poszukiwania 17-letniej dziewczyny prawdopodobnie uprowadzonej przez Sadystę. Zaznaczamy, że już raz została ona przez niego porwana. Jeśli ktokolwiek..'

Jeydon wyłączył radio przyciskając jeden z przycisków tak mocno, iż szkło, za którym wyświetlał się numer stacji, pękło.

-Już wiem dlaczego tak nie znosisz radia. - gdy ujrzałam wyraz jego twarzy zrobiło mi się przykro. - Przepraszam.

Złapałam chłopaka za dłoń, którą trzymał na dźwigni do zmiany biegów i zaplotłam nasze palce.

-Przyzwyczaiłem się, ale i tak wole tego unikać. - gdy to mówił szukał już miejsca na parkingu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Byliśmy w przepięknej restauracji na wodzie, pod gwiazdami.

-Jesteś pewny, że stać cię na nią? - zapytałam, bo rzeczywiście nie wyglądała na tanią.

-Jestem, a teraz spraw mi przyjemność i wybierz coś z menu. - już dawno nie widziałam żeby się śmiał.

Gdy oboje zamówiliśmy i kelner przyniósł nam nasze dania, nie bardzo wiedziałam o czym mamy rozmawiać. Nie chciałam pytać jak mnie poznał, bo nie chce wiedzieć kiedy i jak mnie obserwował, oraz tego jak trafiłam na jego listę osób do zamordowania. Nie chcę tego wiedzieć i już.

-Gdy wrócimy zabierzesz swoje rzeczy i odwiozę cię do domu. - powiedział patrząc mi w oczy.

-A ty? - uniosłam wzrok z talerza na niego i zapytałam (nie ukrywajmy) ze strachem, że już więcej go nie zobaczę.

-Co ja?

-Co z tobą? Zostawisz mnie, tak po prostu? -odłożyłam sztućce i przetarłam serwetką usta.

-Nie chce cię zostawiać, ale nie wiem czego ty chcesz. 24 godziny niedługo dobiegną końca, a tylko tyle zgodziłaś się ze mną spędzić. - złapał mnie za rękę, a ja wpatrywałam się mu głęboko w oczy.

-Muszę wrócić do domu, ale tam cię namierzą. - bardzo ściszyłam głos wypowiadając te słowa.

Poczułam ogromną potrzebę, by coś z tym zrobić. Chciałam zdjąć z niego chociaż trochę ciężaru.

- To będzie problem jeśli będziesz musiał kupić sobie nowy telefon? - zapytałam, bo już wiem co zrobię.

-Mam taki sam w domu. - odpowiedział przełykając posiłek.

-Więc daj mi ten.

Chłopak podał mi go dziwnie na mnie patrząc, a ja wstałam z krzesła.

-Zaraz wracam. -zasunęłam za sobą krzesło i szłam przez parkiet, by zejść z podestu i znaleźć się gdzieś, gdzie będę mogła spokojnie porozmawiać z daleka od ludzi.

-Mamo? Tu Blair.

-Blair, córeczko, gdzie jesteś? -Powiedziała mama zaspanym głosem.

-Nic mi nie jest. Miałam dość tego wszystkiego i chciałam spędzić trochę czasu sama. Nikt mnie nie porwał i niedługo będę w domu.

-Ale jak to..?

-Przepraszam,musisz mnie zrozumieć.

Rozłączyłam się i rzuciłam komórkę na ziemię, gniotąc ją piętą, by ją zniszczyć.

Robię to, by nie przyszło im do głowy namierzać mnie przez telefon.

-Cześć mała! - nagle podszedł do mnie chłopak niewiele starszy ode mnie. Był tak pijany, że ledwo trzymał się na nogach.

Zignorowałam go i zawróciłam. Ten jednak zatoczył się i złapał za nogę tak, że straciłam równowagę i upadłam.

- Nie zostaniesz ze mną? - powiedział czkając.

-Puść mnie - zaczęłam się z nim szarpać

On jednak nie dawał za wygraną i przytrzymywał mi ręce przy ziemi. Włożył rękę pod moją bluzkę i po omacku szukał moich piersi.

-Puść mnie!! - krzyknęłam, bo wiedziałam, że nie dam sobie rady.

Zobaczyłam, jak w moją stronę ktoś biegnie

-Pomocy! - krzyczałam dalej, aż zauważyłam, że osoba która biegnie w moją stronę to Jeydon.

Mocnym zamachnięciem kopnął pijaka w szczękę. Kopnięcie było tak silne, że został odepchany kilka metrów ode mnie. Z jego ust poleciała cała fala krwi i wyleciały zęby. Szczęka była definitywnie złamana jeśli nie zmiażdżona.

-Blair odwróć się. - powiedział Jeydon wyciągając ze swoich spodni ten sam nóż, który przedtem zostawiłam w jego samochodzie i podchodził do zakrwawionego mężczyzny.

Zrobiłam to bez chwili zastanowienia, bo byłam przerażona. W moich oczach pojawiły się łzy i po chwili zaczęły spływać po policzkach.

 Kilka sekund później ponownie odwróciłam głowę by zobaczyć co się dzieje i ujrzałam Jeydona nad gorzelnikiem w momencie, w którym szybkim machnięciem podciął mu gardło.

Błyskawicznie popatrzyłam się przed siebie, by nie widzieć tego co rozgrywa się za moimi plecami. Zaczęłam wydobywać z siebie cichy szloch.

Kiedy poczułam jak coś dotyka moich pleców podskoczyłam ze strachu jednak był to Jeydon otulając mnie swoją kurtką.

-Spokojnie, to ja. - powiedział patrząc mi prosto w oczy trzymając ręce na moich ramionach.

-Już nie będą cię szukać. -powiedziałam przez łzy i mocno się w niego wtuliłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję za voted. :))) Wiedzcie, że czytam wasze komentarze i jest mi bardzo miło, dziękuję! <3

Doba z mordercą. / Zac EfronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz