Rozdział 7 - Kiedy przeżywasz niezwykłe chwile

2.5K 255 9
                                    

            Mimo, iż była już 20:00, słońce ani myślało ustąpić miejsca księżycowi. Jednak lekki spadek temperatury mówił, że już niedługo to nastąpi. Niebo z idealnego błękitu zmieniło barwę na ciepły pomarańcz mieszany z różem. Pośród drzew ogromnego lasu można było dostrzec dość nietypową parę. Chłopak o jasnych jak śnieg potarganych przez wiatr włosach, który w ręku trzymał wygiętą laskę, a mimo to iż temperatura nie schodziła poniżej 20 stopni, niemal całkowicie była pokryta szronem. Oprócz tego wyróżniał się jeszcze jednym. Latał. Białowłosy unosił się w powietrzu, posuwając się do przodu z taką prędkością, że cwałujący obok koń ledwo za nim nadążał. Siedząca na zwierzęciu blondwłosa dziewczyna spoglądała co chwilę na niego z nie małą fascynacją. Jej podziw podsycały pokazy akrobatyczne niebieskookiego chłopaka. Każdy jego ruch był wypełniony gracją i zwinnością, jednak świeżo upieczony Strażnik potrafił przy tym zachować wrodzoną swobodę. 
– Jak ty to robisz?! – krzyknęła na tyle, by mógł ją dosłyszeć.
Ku jej zdziwieniu Jack zasłonił uszy i wykrzywił usta na znak niezadowolenia.
– Ale po co te krzyki? – powiedział, jakby normalnie z nią rozmawiał.
Elsę tak zatkało, że zatrzymała konia.
– Wszystko w porządku? – zaniepokoił się.
Królowa otrząsnęła się.
-Tak, wszystko gra. Wybacz, nie wiedziałam , że masz tak dobry słuch. – na jej twarz wkradł się lekki rumieniec.
Jack uśmiechnął się na ten widok.
– Tak... Widzisz jednym z plusów bycia strażnikiem jest to, że zmysły wyostrzają ci się, jeśli dobrze pamiętam czterokrotnie. Szczególnie słuch i wzrok. Do tego, żadna pogoda nie powoduje ich osłabienia, a osoba, do której mówię słyszy wszystko, co do niej powiem nawet jeśli mówiłbym szeptem, a wokół szalała wichura. – powiedział opierając się nonszalancko o swoją laskę.  
–Postaram się zapamiętać. – niespodziewanie uśmiechnęła się tajemniczo i spojrzała na Jacka, który patrzył na nią podejrzliwym wzrokiem. – Ścigamy się do tego wielkiego drzewa! Kto pierwszy ten lepszy! – krzyknęła wyprzedzając oszołomionego Jacka.
A więc tak się bawimy?  – pomyślał i rzucił się w pogoń za dziewczyną.
Elsa gnała przed siebie śmiejąc się w najlepsze. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się taka szczęśliwa. Taka... wolna. Niespodziewanie przed nią pojawiła się ogromna zaspa śnieżna. Królowa szybko skręciła unikając niemiłego spotkania z śniegiem. Od razu domyśliła się, że to sprawka chłopaka lecącego z tyłu.
– Nie ze mną te numery, Frost. – zaśmiała się i pognała jeszcze szybciej. Jedną rękę wysunęła obok siebie i strzeliła wiązką światła tworząc tuż przed Jackiem lodowy mur. Choć nie był wysoki, strażnikowi przez przelatywanie go upłynęło kilka złotych sekund. Jack bez zastanowienia ulepił w dłoni lodową śnieżkę i rzucił przed siebie. Kulka trafiła w ziemię, pokrywając najbliższą okolicę lodem. Koń Elsy nie zdążył wyhamować i ku przerażeniu Jacka, Blond-włosa razem z zwierzęciem uderzyła bokiem w ogromne drzewo niedaleko nich. Chłopak zdążył tylko wyczarować zaspę, by zamortyzować jej upadek.
– Elsa! – krzykną i najszybciej jak mógł podleciał w stronę rozłożystego drzewa.
Dziewczyna leżała na śniegu. Wyglądało na to, że nie odniosła żadnych poważnych obrażeń, jednak była nieprzytomna.
-Elsa! Elsa obudź się! – wołał do niej spanikowany – To nie tak miało być! Cholera Elsa obudź się wreszcie!
Jack zaczął się rozglądać po okolicy w poszukiwaniu kogokolwiek, kto mógłby im pomóc. Stracił przez to czujność, co doskonale wykorzystała młoda królowa. Dziewczyna złapała go za ramiona i gwałtownie pociągnęła go w dół. W rezultacie teraz on leżał na zaspie, a ona na nim, trzęsąc się ze śmiechu.
– Ej! To było nie fer! – powiedział próbując bezskutecznie stłumić uśmiech.
Elsa zaczęła śmiać się jeszcze głośniej. 
– A niby zamach na królową jest? – spytała z ironią, gdy już trochę się uspokoiła.
Jack chciał coś powiedzieć, ale blondwłosa nie dopuściła go do głosu.
–Tak, wiem, jest ci bardzo przykro, błagasz o wybaczenie. – dobrze wiedziała, że chciał powiedzieć coś zupełnie innego, jednak bawiła się świetnie obserwując jego naburmuszoną minę. – Udzielam ci go, ale tylko dlatego, że dzięki tobie wygrałam.
– Co? Jak to? – wytrzeszczył oczy.
– Pierwsza dotarłam do drzewa. – odrzekła spokojnie, choć w środku miała ochotę wybuchnąć śmiechem.
–Jeszcze ci się odwdzięczę – obiecał przymrużając oczy z uśmiechem.
-Oczywiście, panie Frost. 
Zapanowała kompletna cisza, podczas której patrzyli sobie w oczy. Ich twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie i kto wie jakby to dalej się potoczyło, gdyby konia nie przestraszyło zapewne jakieś dzikie zwierzątko. Brązowa klacz spłoszyła się, co podziałało na nich jak kubeł zimnej wody. Elsa szybko wstała z Jacka i zalała się rumieńcem, a jemu nie schodził z twarzy uśmiech.
– Daleko jeszcze do tego twojego ulubionego miejsca? – zapytał po chwili,  przerywając dość niezręczną ciszę.
– Nie, nie. – otrząsnęła się – Praktycznie już jesteśmy na miejscu. Chodź.
Okazało się, ze kilkanaście kroków od wielkiego drzewa, znajdowała się wielka, lodowa brama prowadząca do białej altany. Dwa wielkie bałwany na widok Elsy od razu ustąpiły miejsca. Jednak kiedy Jack chciał wejść zagrodziły mu drogę i wymierzyły w niego lodowe widły.
– Chłopaki spokojnie. – uspokoiła ich Elsa – On jest ze mną. Wpuście go.
Bałwany od razu ustąpiły mu miejsca. Jack dość niepewnie ruszył w przód, ale żaden z bałwanów się nie poruszył. 
Na widok w środku opadła mu szczęka.
To nie była zwykła, wielka rzeźba bez życia. Wręcz przeciwnie. To był prawdziwy śnieżny ogród z lodowymi roślinami, kwiatami a nawet małymi śnieżnymi owadami. Na samym środku znajdowała się najpiękniejsza lodowa budowla jaką w swoim długim życiu widział.  Piękna, lodowa altana zbudowana jedynie z lodu i śniegu. Miała swoje miejsce na środku cudownego ogrodu. W blasku zachodzącego słońca zdawała się lśnić wszystkimi kolorami tęczy.
– To twoja robota? – zapytał nie mogąc wyjść z podziwu.
– Tak. Przychodzę tu, żeby się odstresować i dać upust emocją. Tu ukrywam się w tak gorące dni jak ten. – powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
Przeszli do końca siadając obok siebie w altanie. Oboje musieli przyznać, że był to jeden z najlepszych wieczorów w ich życiu. Oboje rozmawiając, śmiejąc i wygłupiając się nie zauważyli kiedy zrobiło się już całkiem ciemno. W ciemności jednak nie byli sami. Setki białych, śniegowych motyli zaświeciło swym blaskiem, jak stado wyjątkowo pięknych świetlików. Widok był nieziemski. Jack wyciągnął palec, a na nim po chwili usiadł piękny, śnieżny motyl. Elsa uśmiechała się rozczulona tym widokiem. Jack gestem ręką przekazał jej, żeby wysunęła dłoń. Kiedy to zrobiła chłopak wystrzelił małym promyczkiem z palca, a po chwili na jej dłoni siedział przepiękny motyl. Ten był wyjątkowy. Wszystkie inne przypominały śnieżynki tańczące podczas zaspy, a ten skrzydełka miał całe jakby wyrzeźbione z lodu. Po dłuższym czasie w końcu zdecydowali się wrócić do zamku. Przez ten cały czas, żadne z nich nie zauważyło pary oczu patrzące na nich z niemałym zaintrygowaniem.

------------------------------
Wchodzę sobie pewnego razu na Wattpada, a tu co widzę? TYSIĄC WYŚWIETLEŃ!
Jesteście wspaniali! :D
No i jest 7 rozdział jak zwykle z małym opóźnieniem.

Mam nadzieję, że będzie się wam go miło czytało. :)
Pamiętajcie o komentarzach i ocenach. Nawet nie wiecie, jak to motywuje! ;)
Liginblack

Jelsa - Serca wykute z lodu. ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz