Ludzkość z łatwością można podzielić na dwie kategorie. Jedni lubią poznawać nowych ludzi. Nie mają oporów, aby z marszu obdarzyć ich zaufaniem, aby otworzyć się przed nimi i podzielić swoją przeszłością. Wierzą w ich dobroć, w ich życzliwość i gołębie serce. Nie mają podstaw, aby w nie wątpić. Brylują w towarzystwie, współdzielą uśmiechy i serdeczności. Żyją entuzjazmem innych, oddychają ich historiami, żywią się ich sukcesami. Są prawdziwymi duszami towarzystwa. Własnymi rękami ocierają łzy innych, nie wahając się poprosić o pomoc, gdy tylko jej potrzebują. Biorą tyle ile potrzebują, jednocześnie ofiarując całego siebie. Widzą w człowieku jedynie dobro. Jedynie jasne strony - reszta jest nieważna.
Drudzy natomiast są nieufni. Zamknięci w sobie. Niepewni zamiarów innych. Obawiają się ich. Odnoszą się względem innych z odpowiednią rezerwą. Są niczym dzikie stworzenia. Wolne, choć nieufne. Szybują wysoko w przestworzach, przepływają głębokie oceany, przemierzają gorące pustynie. Są nieustraszone, dumne i silne. A mimo to nie ufają ludziom. Aby ich oswoić potrzeba ogromnych pokładów cierpliwości. Trzeba wielkich pokładów czasu. Trzeba zbliżać się w ich kierunku kroczek po kroczku. Z ostrożnością i sercem na dłoni. Z dobrocią w oczach i spokojną sylwetką. Tylko w ten sposób można pokonać masywne bariery którymi się otoczyli. Tylko w ten sposób można przywrócić im wiarę w ludzi.
Melodyjny dzwoneczek zabrzęczał, gdy tylko popchnęła przeszklone drzwi cukierni. Starała się odwzajemnić sympatyczny uśmiech ekspedientki, jednak miała wrażenie, że na jej twarzy wyrósł jedynie podejrzany grymas. Powietrze w pomieszczeniu przesycone było nakładającymi się na siebie, słodkimi zapachami - aż zaburczało jej w brzuchu. Podeszła do przeszklonej lady błądząc wzrokiem po pokrytych kolorowym lukrem babeczkach, po oprószonych cukrem pudrem kruchych ciastkach oraz zarumienionych kawałkach najróżniejszych ciast. Jej spojrzenie zatrzymało się na cieście czekoladowym. Zmrużyła oczy, zaciskając pięści tak mocno, że paznokcie przecięły delikatną skórę wnętrza dłoni. I budząc zdziwienie kobiety niemal wybiegła z cukierni trzaskając drzwiami.
Dźwięki miasta w godzinach szczytu nie odegnały z jej umysłu słodko-gorzkich wspomnień. Popiskiwanie klaksonów samochodów, odgłosy kroków przechodniów czy szum wiatru zdawały się dobiegać jakby z oddali. Spuściła głowę starając się schować nieco oczy w których migotały łzy. Otuliła się mocniej płaszczem i przyśpieszyła kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu.
Specyficzny zapach szpitala i świeżej pościeli. Odgłosy skrzypienia kółek od wózków przejeżdżających korytarzem mieszające się z popiskiwaniem butów o gumowych podbiciach. I ciemność otaczająca ją niezwykle szczelnie niczym miękki koc. Słodka woń frezji delikatnie unosząca się w pomieszczeniu. Uśmiechnęła się odruchowo słysząc, że drzwi ponownie się otwierają, a do pokoju wraca Zayn. Chwila przekomarzania i błahej rozmowy. Zimny, gładki widelec włożony w jej smukłą dłoń i papierowe pudełko położone na jej kolanach. I niezwykle aromatyczny zapach czekolady.
Zapach, który przywołał wspomnienie. Aromat, który odblokował lawinę wspomnień. Obcasy jej czarnych butów stukały w szarą powłokę chodnika, a woń czekolady ciągnęła się za jej sylwetką niczym widmo dobrych dni i szczerych uśmiechów, które zostały przekreślone przez jego kłamstwa. I to bolało.
Odrzucił pomarańczowy filtr papierosa na ciemną ziemię, przygniatając go stanowczo stopą. Podszedł do ciężkich drzwi, popychając je i wchodząc do środka. Już od progu przywitał go Mike, jeden z rosłych ochroniarzy z którymi współpracował zespół. Widząc posępną minę Zayna, niemal niezauważalnie zmrużył czoło i bez słowa poprowadził go labiryntem długich korytarzy, aż w końcu wskazał na odpowiednie drzwi.

CZYTASZ
bumper cars || Zayn Malik
FanfictionOna została osamotniona. Pozorna bańka bezpieczeństwa, która dotąd ją otaczała pękła bezpowrotnie. Ludzie, których kochała odeszli. Obiecała sobie, że już nigdy nie dopuści do siebie ludzi tak blisko. Nie przywiąże się do nich. Nie pokocha...