1

6.8K 447 62
                                    

27-letni ojciec trzymał za rękę swoją 5-letnią córeczkę, prowadząc ją ostrożnie, aby żadna krzywda się jej nie stała. Dziewczynka wesoło opowiadała tacie o tym czego się nauczyła i co dzisiaj zaplanowała jej wychowawczyni. Z uśmiechem na ustach słuchał jej melodyjnego głosu i napawał się szczęściem tego aniołka, ponieważ tylko to dawało mu choć trochę radości.

W swoim dość krótkim życiu przeżył już cztery tragedie i zawsze miał pod górę, jeśli chodzi o życie. Jego tata zmarł, kiedy chłopak miał zaledwie piętnaście lat. Właśnie wtedy wszystkie obowiązki, najcięższe obowiązki spadły na niego.

Miał dwie młodsze siostry, które były tak kruchymi istotami, iż musiał czuwać nad nimi połowę dnia. Nie podsiadały dobrej odporności, często chorowały i brakowało im jakichkolwiek sił. Po śmierci ojca, mama była w złym stanie psychicznym, więc rzuciła na barki swojego syna dodatkowe brzemię. Nie mieli również środków do życia, żyli najskromniej jak tylko się dało i nigdy nie odkładali pieniędzy, ponieważ zawsze były one potrzebne.

Jednak brunet nigdy nie narzekał, nie marudził, nie żalił się. Za dnia chodził do szkoły, zaś w nocy chodził do pracy. Brał każdą robotę, bo przecież "żadna praca nie hańbi". Był odludkiem, ludzie niezbyt byli chętni do zadawania się z tym biedniejszym, lecz Harry nie miał po prostu na to czasu. Był zapracowany każdego dnia w roku. Kiedy jego znajomi ze szkoły wyjeżdżali na wakacje i inne dni wolne, on pracował jako kelner, pomagał w przedszkolu i pobliskiej szkole. Dawał także korepetycje. Robił wszystko, byleby mieć za co wyżywić rodzinę.

W 2010 roku zmarła jego siostra - Cassie. Miała czternaście lat i nawet nie zdążyła dokładnie poznać świata, który ją otaczał. Był to kolejny cios skierowany w stronę Harry'ego. Młody człowiek nadal pamiętał, iż miał jeszcze najmłodszą z nich wszystkich - Dianę oraz swoją kochaną matkę - Anne. Musiał być silny, przynajmniej udawać dla nich, że taki był. Robił to tylko dla nich.

Niestety dwa lata później dosięgła go kolejna tragedia. Mianowicie Diana zachorowała i bardzo szybko zmarła. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo i w takim zawrotnym tempie tracił każdą bliską mu osobę. Jednakże wciąż trzymał buzię na kłódkę. Nigdy nie narzekał.

Rok 2014 pozbawił go ostatniej osoby. Anne nie zmarła przez chorobę, umarła śmiercią tragiczną w wypadku samochodowym. Tym razem nie miał już komu okazywać swojej fałszywej siły. Mógł teraz usiąść w kącie by uronić łzy. Po prostu stracił wszystko.

Gdy w 2016 roku poznał dziewczynę, która wydawała się naprawdę porządną osobą po raz pierwszy się zakochał. Zaufał jej jak nikomu innemu. Niestety za bardzo zaangażował się w tę miłość, która istniała tylko z jego strony. Młoda kobieta nigdy nie miała zamiaru związać się z brunetem o zielonych oczach. Tym samym złamała jego serce na milion kawałeczków, lecz dała mu jedyny powód jego uśmiechu. Podarowała mu jego ukochaną córeczkę - Jane.

Od tak wielu lat ta mała istotka dawała mu szczęście. Nikt inny, żadna kobieta, żaden nieznany człowiek, tylko jego córeczka, którą kochał najbardziej na świecie. Od jej narodzin nie interesował się niczym innym jak zapewnieniu jej bezpieczeństwa, miłości i szczęścia, których każdy potrzebował. Wiedział jak bardzo było to ważne, ponieważ sam przeszedł dużo. Planował pokazać jej świat przedstawiony w najpiękniejszych kolorach, chociaż było to jednak trudne zadanie. Pragnął tylko i wyłącznie samego dobra dla tego aniołka. Nie chciał, aby jego maluch przechodził smutne chwile, chociaż było to nieuniknione.

Sytuacja finansowa mężczyzny nie zmieniła się, ale Harry był przykładem człowieka, którego pieniądze nie interesowały. Nadal ciężko pracował, zarabiał grosze, choć starał się szukać pracy w dobrych firmach. Ignorowali go. Nie przyjmowali jego oferty, a był bardzo dobrym, pracowitym pracownikiem. Zawsze wykonywał przyznawane mu zadanie na sto procent. Ludzie tego nie doceniali.

Świat stał się lepszy i gorszy jednocześnie. Nigdy nie widział pozytywów w swoim życiu, ale mała Jane zmieniła jego tok myślenia. To była taka mała iskierka wśród okropnej ciemności.

- Tatusiu, a pozbieramy po szkole kasztany? - zapytała, przeskakując kałużę. Zielonooki przełknął ślinę i kucnął tak, aby być twarzą w twarz z małą brunetką. Widział w jej oczach radość, to co chciał widzieć. To czego nigdy nie miał w swoich jak był dzieckiem. Niestety nie mógł zrobić tego o co zapytała dziewczynka. Musiał pracować, do późna. Dlatego właśnie odbierała ją jego sąsiadka i przyjaciółka-Ellie.

- Przykro mi, kochanie. - mruknął, całując jej policzek. - Tata musi pracować.

- Tatuś, ty się zapracujesz na śmierć! Ellie mówi, że muszę cię kiedyś uwięzić w domu. Nigdy nie masz dla mnie czasu. - kruszyna opatuliła się swoimi rączkami i zaczęła kołysać się na boki. Zawsze tak robiła przed płaczem. Brunet ugryzł się w policzek, by również nie uronić żadnej łzy. Przyciągnął ją do siebie, żeby przytulić córeczkę. Kochał ją całym sercem i nie potrafił patrzeć na jej smutek. To było gorsze niż jakikolwiek ból fizyczny.

- Kochanie, przepraszam. Wiesz, że cię bardzo kocham, prawda? - zadał pytanie, odgarniając jej kosmyki, które wymknęły się z jej koka.

- Ja ciebie też, tatusiu. - złapała go za policzki i mocno przycisnęła swoje usta do jego nosa. Czasami troszczyła się bardziej o niego, a to on powinien robić. Pracował, nawet bardzo. Z rana odprowadzał Jane do szkoły, aby potem biec przez pół miasta do roboty. Mył okna od siódmej pięćdziesiąt do jedenastej, a następnie zmęczony leciał do warsztatu samochodowego, gdzie pracował od jedenastej dziesięć do piętnastej dwadzieścia. Dorabiał jeszcze na zmywaku od szesnastej do osiemnastej. Ellie odbierała dziewczynkę ze szkoły, kiedy kończyła pracę. Zabierała ją na lody lub do kina. Był jej za to wdzięczny, ale potrafił podziękować tylko słowami, lecz z drugiej strony dziewczyna nigdy nie pomagała mu za pieniądze, nigdy tego nie chciała.

Jego córeczka nie miała pojęcia o trudnej sytuacji, zawsze dbał o to, żeby niczego jej nie brakowało. Czasami kończyło się na tym, iż sam nie miał co zjeść na obiad, jednak dla niego najważniejsza była malutka księżniczka.

Harry miał ambicje, był inteligentny, ale nikt tego nie zamierzał docenić. Patrzyli na niego jak na człowieka, który nie potrafił odnieść żadnego sukcesu, wyrzutka z dzieckiem na głowie, bez żony, bez rodziny. Mylili się, nie wiedzieli jak bardzo. Był silnym, młodym mężczyzną, godnym zaufania. Wykonywał każde polecenie, nie narzekając. Popełniał błędy, jasne, że tak, ale kto ich nie popełniał? W każdym razie, ignorowali osobę, która mogła naprawdę wiele i potrafiła więcej niż można było przypuszczać.

Chłopak ucałował czoło swojej kruszynie i patrzył jak powoli oddalała się w stronę wejścia do szkoły. Kiedy zniknęła za drzwiami szybko ruszył w stronę miejsca pracy. Miał zaledwie piętnaście minut by się nie spóźnić. W innym wypadku zostałby zwolniony, a to oznaczało jeszcze mniej pieniędzy.

- Przepraszam! Mógłby mi pan pomóc? - starsza kobieta uśmiechnęła się do mężczyzny, który nerwowo spoglądał na zegarek. Niepewnie kiwnął głową i wziął się za pomaganie kobiecie w podniesieniu jej wózka przez wysoki murek. Podziękowała mu, dając mu różę, jedną spośród wielu innych w bukiecie. Chłopak przyjął kwiat i ponownie przyśpieszył. Był to dopiero początek dnia, a już na jego twarzy ukazywało się zmęczenie. Odetchnął głęboko i w miarę próbował uspokoić oddech. Wszedł do środka, jednak tak naprawdę nie miał po co.

- Zwalniam cię. Spóźniłeś się.

♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡ ♡







My Hero ♡ h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz