Sammy
Zamiast zobaczyć znajomy leniwy krajobraz Hyden ujrzałam coś co zmroziło mi krew w żyłach. Ulicę dalej, przed wjazdem na posiadłość burmistrza zatrzymał się czarny pojazd. Serce drgnęło mi z myślą o Ashu, jednak nie był sam. Z siedzenia za nim wygramoliła się z gracją Candy Hendrix. Krew mnie zalała. No tak, Ash nie byłby z żadną kurwą, ale Candy nigdy nie była szmatą! Aż zazgrzytały mi zęby, tak suka miała jego kask na głowie. Mała, słodka Candy zabrała się za mojego faceta, o już mi jej szkoda.
Musiałam się powstrzymywać, żeby nie pójść tam od razu. Zabrałam z chodnika swoją godność oraz ciężkie bagaże i starałam się doczołgać do domu. Moje myśli były zaprzątnięte Ashtonem. Byłam na siebie zła za to, że nie przemyślałam całkiem tej sprawy. Wiedziałam, że po moim wyjeździe laski zrzucą ciuchy byleby tylko na nie spojrzał, ale mała Candy nigdy nie interesowała się klubem, ani ludźmi, którzy mieli z nim coś wspólnego. Była zbyt słodka i niewinna, żeby babrać się w gównie Hyden.
Co innego ja. Wyrosłam na tym łajnie z ojcem alkoholikiem i przyjaciółmi, którzy prędzej czy później kończyli z wielkim "Poison" na plecach lub na wylotówce. Dzieciaki stąd nie wyjeżdżają na studia, nie robią kariery w polityce. Możesz należeć do gangu, albo pracować w fabryce w Lexington. Chyba, że jesteś Candy Hendrix i twój stary rządzi całym hrabstwem. Hendrixonowie zawsze byli wysoko ponad innymi mieszkańcami, co najgorsze nawet się tym nie chełpili, nie można było ich nienawidzić, byli po prostu dobrymi ludźmi. Jako dzieciak kilka razy dzięki interwencji pana Hendrixa uniknęłam wylania ze szkoły, a nawet aresztowania. Bardzo go lubiłam.
Nie mogłam zrozumieć jak ktoś taki jak Candy mógł zainteresować się Ashem.
Mój Ash jest tutaj królem. Jego stary zginął podczas strzelaniny w Wendover, a piętnastoletniego Astona od razu przyjęli do klubu. Starzy wyjadacze powoli przechodzili na emeryturę, a on rósł w siłę. Teraz w wieku niespełna dwudziestu czterech lat był niekoronowanym królem Poisons, największego klubu w Kentucky.
Od zawsze wszystkie zdziry chciały zostać królewnami, a ja dawałam sobie z tym radę. On po prostu zawsze był mój. Pierwszy pocałunek, seks wszystko to było z nim. Znałam każdy jego mroczny sekret i pilnowałam żeby żaden jego błąd nie wyszedł na jaw. Miałam czternaście lat kiedy zdecydowałam, że Ashton Irwin będzie mój i dwa lata później zrealizowałam ten zamysł. Na dłuższą metę tylko ja potrafiłam go znieść. Nikt na świecie nie wie jak ciężko bywa z Ashtonem, świat widzi go takim jakim chce go widzieć, ja widzę jaki naprawdę jest. Żaden z niego odważny rycerz na mechanicznym rumaku.
W końcu dotarłam na Maple St. Moim oczom ukazał się niewielki biały, piętrowy domek z brązowym gankiem. Na żwirowym podjeździe stał obdrapany pickup matki. Uwielbiałam tą pomarańczową bestię. Światło paliło się w kuchni i saloniku. Wystarczyło dotknąć drzwi, żeby się otworzyły. Miały więcej lat niż ja i przydałoby się je wymienić. Uderzył mnie zapach piwa i jajecznicy. Tak pachniał dom. Zostawiłam torby w progu i wpadłam do kuchni. Łzy stanęły mi w oczach na widok mamy. Jak zawsze miała na uszach słuchawki i kręciła biodrami przy smażeniu jajek. Cicho nuciła jakąś popową nutę. Stanęłam za nią i objęłam w pasie. Była szczupłą i niską kobietą z płowymi włosami zawiązanymi w dumną, wysoką kitkę. Krzyknęła cicho i musiałam ją puścić. Słuchawki spadły jej z uszu na szyję, a twarz rozjaśniło zdziwienie. Natychmiast mnie przytuliła.
- Co się tam dzieje?! - doszedł do nas tubalny głos ojca, ale obie go zignorowałyśmy.
Mama zawsze pachniała odświeżaczem powietrza, który stosowała w sklepie. Zapach ten nieodłącznie kojarzył mi się z dzieciństwem i bezpieczeństwem.
CZYTASZ
Enemies
FanfictionWojny gangów, nielegalny handel bronią i prostytucja w Hyden mamy to wszystko i jeszcze więcej. © 2015 MAGIA #StopPlagiatom