Kim jest Luke?

323 32 15
                                    

A/N 

U góry zamieszczony jest trailer. Bardzo zależy nad tym abyście go obejrzały, rzuci trochę światła na tą historię. :) 



Ash


              Przetarłem dłonią bolące oczy. Byłem tak cholernie zmęczony. Klub rozszerzał działalność to był stresujący czas dla nas wszystkich.

Top Hill był zapełniony, dźwięk szklanych butelek i szklanek odbijał się echem w mojej głowie. Cal, siedzący na skórzanej kanapie obok bawił się lepiej. Wijący na jego kolanach rudzielec chichotał i jęczał. Należało mu się, to on poprowadził negocjacje w Blue Diamond. Zyskaliśmy tym nową klientelę i zamówienie na trzy skrzynie AK. Powoli i sukcesywnie opanowywaliśmy teren aż do zachodniej Wirgini. Z miejscową policją na karku, potrzebowałem zaufanego brata, który załatwiałby interesy, kiedy ja nie mogę ruszać się z Hyden. Mój wyjazd zawsze budził podejrzenia. Ufałem Hoodowi z własnym życiem, ale chłopak nie zawsze trzymał głowę na karku. Popełniał błędy niemal częściej niż obracał rude laski. To naprawdę dobry chłopak ale ma bardzo duży temperament. Rzucanie pięściami, nie jest wskazane w interesach, a on po prostu nie może się powstrzymać.

Wszyscy padaliśmy na pysk, ale to było nasze marzenie od dawna. Starzy założyciele Poison KY byli leniwi wystarczyły im wpływy w Hyden i Lexington, ja widziałem większy obrazek. Poisons z monopolem na broń w całym Kentucky. Wziąłem łyk ciepłego już piwa i skrzywiłem się z niesmakiem. Uderzyłem Hooda w ramie. 

- Zabierz swoją przyjaciółkę na górę - poleciłem mu z uśmiechem.

Zaczynali mi przeszkadzać. Dziewczyna pisnęła, gdy podniósł się z nią i ruszył z zatłoczonego pomieszczenia w stronę schodów. Zrobiło się cholernie tłocznie i duszno, musiałem stamtąd wyjść.  


Luke 

  

       Wbiłem się do Top Hill niemalże zaraz po całym Poisons. Wszędzie rozpoznałbym te ich tanie kamizelki i w niezbyt dobrym guście motocykle. Wchodząc do środka uderzył mnie zapach taniego piwa i dymu papierosowego. Gdzieniegdzie krzątały się półnagie laski, a za nimi adoratorzy. Typowa banda Poisons. Zawsze lubili to co tanie i łatwe. 

 Podszedłem do baru, swoją drogą strasznie zasyfionego i zamówiłem drinka. Wolałbym nie upijać się w ich towarzystwie. Banda bezmyślnych durni. Tylko do Ashtona miałem jakiś szacunek, był ich przywódcą i miał głowę na karku. Wiedział co robi choć to nie znaczyło, że był lepszy ode mnie. Szanowaliśmy się nawzajem. Ja znałem jego sekrety, on znał moje. Może i nie potrafiłem do końca zrozumieć jego postępowania, ale wiedziałem że co by nie było to sobie poradzi. Byłem od nich cwańszy i wiedziałem co zrobić, aby zatańczyli tak jak im zagram. Było to proste, powiedziałbym że nawet za proste. 

Niestety nie miałem ich tylko na głowie. Candy Hendrix - młoda, niewinna, córka burmistrza. Obiecałem mieć na nią oko i pilnować, aby nie stała się jej krzywda. Robię wszystko co w mojej mocy, ale wiem też że nie mogę przesadzać. Dziewczyna mogłaby się śmiertelnie przestraszyć. Już i tak uważa, że ją śledzę. Co w zasadzie jest prawdą, nie potrafiłem się czasami powstrzymać. Była aż tak piękna. 

 Powoli zaczęło mi się nudzić, wyciągnąłem telefon z kieszeni i sprawdziłem położenie Candy, która już od kilku godzin powinna być w domu. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem, że jest bardzo blisko baru. Dopijając drinka wyszedłem na zewnątrz i skierowałem się w stronę drzew tak abym mógł spokojnie obserwować całą sytuację. Odpalając papierosa oparłem się o drzewo i wypatrywałem brunetki. Chwilę później ujrzałem znaną mi sylwetkę. Była ubrana tak jak zawsze. Ta dziewczyna chyba nigdy nie nosiła spodni. Niebieska sukienka i długi niedbały warkocz. Wyglądała pięknie. Za nią wlokła się córka sekretarki burmistrza. Pytanie: co je tutaj przyciągnęło? 

Podeszły do drzwi z zamiarem ich otworzenia, ale stało się coś czego chyba nikt się nie spodziewał. Po roku czasu nasza zguba wróciła. Wielka Sammy Harris powróciła. Pociągnęła rudowłosą za włosy i jedyne co usłyszałem to siarczyste "spierdalaj". Dziewczyna wystraszyła się i pobiegła w stronę skąd przyszła. Candy odwróciła się na pięcie i widząc całą sytuację zesztywniała. Widok Sammy chyba ją przeraził choć nie bardzo wiem dlaczego. Przecież ta kretynka była nikim w tym mieście. Może poza zabawką Ashtona była nikim.
 - Młoda! A ty gdzieś się wybierasz? - złapała ją za ramię. 

Widziałem, że ją to zabolało. Bezczelna kurwa. 

 - Sammy, co ty tu robisz? 

 - Zaskoczona co? Powinnaś już dawno spać. - warknęła, patrząc na brunetkę z góry. 

Miałem interweniować, ale Ashton mnie uprzedził. Wyszedł z baru widocznie tylko z zamiarem zapalenia papierosa. Wszystko to jednak skończyło się wielkim szokiem na twarzy bruneta. Jego mina wyrażała wszystko co negatywne. Stał chwilę bez ruchu wpatrując się w blondynkę, która dosyć mocno ściskała ramię Candy. 

 - Nie wiem jaki masz problem Harris, ona przyszła tutaj ze mną. - objął ją ramieniem i zniknął za drzwiami tej speluny.

 Zapowiada się całkiem ciekawy wieczór. Zdeptałem szluga i ruszyłem w stronę wejścia. W przejściu mijając Sammy tylko uśmiechnąłem się w jej stronę.

 - Co się gapisz Hemmings? 

 -Witamy z powrotem panno Harris. - odpowiedziałem, puszczając jej oczko.  

EnemiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz