Rozdział III - Nowy kompan

129 12 5
                                    

Był już wieczór, Sam postanowił rozbić obóz. Róża i Elanora były zmęczone. Jednak nie było to takie proste. Stok opadał stromo w dół, a ziemia była mokra i grząska. Niestety Samways nic nie mógł na to poradzić, kompania rozpaliła ognisko i postawiła wartę. W nocy Sam nie mógł spać spokojnie i ciągle przewracał się z boku na bok. W końcu wyszedł z namiotu i zobaczył czarną sylwetkę jeźdźca na wzgórzu. Przeraził się i wyciągnął ostrze z pochwy. Żądło emanowało błękitnym blaskiem. Nagle jeździec zniknął, rozpłynął się w powietrzu, a ostrze przestało się świecić na niebiesko.
- Tak, dobrze się domyśliłeś - powiedział Legolas - to czarny jeździec.
- Ale jak? - zapytał Sam - przecież on się rozpłynął w powietrzu!
- Kiedyś, kiedy Sauron był jeszcze słaby, a nazgûle były widoczne dla normalnego oka, miały one dar, mogły zmieniać miejsce po prostu rozpływając się w powietrzu. Potem straciły ten dar, ponieważ stały się upiorami pierścienia. Ten musiał odzyskać tą umiejętność, ale jak, niewiem. Boję się, że tylko Sauron mógł im to dać. Oby moje obawy były płonne.

Ranek nastał mglisty. Towarzyszom nie chciało się wstawać, ale droga nagliła. Niestety był jeden problem, Gondorczyk, którego ręka trzymała miecz była bezwładna, co więcej sam posłaniec nie czuł się najlepiej, ciągle wymiotował i nie mógł ustać o własnych siłach. Drużyna postanowiła, że zostawią Gondorczyka w Rivendel, gdzie pozostało jeszcze parę elfów.
Przed wyruszeniem w drogę podali rannemu liście athelas, widać było, że dzięki nim jego stan się polepsza.

Po 9 dniach drogi na widnokręgu zamajaczył Wichrowy Czub. Sam przestraszył się tego widoku, przypomniał sobie, jak pan Frodo cierpiał po dźgnięciu jednego z Nazgûli. Nie chciał tam wracać, za dużo miał z tym złych wspomnień. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że na szczycie Wichrowego Czuba mogą być nieprzyjacielscy obserwatorzy. Niestety nie mógł temu zaradzić.
Do podnóża Wichrowego Czuba dotarli o zmierzchu. Legolas zaproponował aby wspiąć się na szczyt, ale Samways pamiętał co tam się stało i odmówił wejścia na skałę. Wszyscy, więc zostali u podnóża. Nocą spali spokojnie.

Ranek obudził ich deszczem. Wsiedli na konie i ruszyli galopem. Zbliżali się do Rivendel. Byli na prostej do brodu
Bruinen. Mieli już tylko 1 milę. Nagle Sam spostrzegł przed mostem dwóch czarnych rycerzy. Odrzucili płaszcze, na napierśnikach mieli szkarłatną rękę trzymającą w dłoni palantir z okiem w środku. Upiory wyciągnęły z pochew blade miecze. Sam wiedział, że niema szans z nimi. Obaj z Legolasem umieli walczyć, ale elf nie posiadał zbroi ani broni oprócz krótkiego nożyka. Niespodzianie oba stwory zostały przebite na wylot zakrzywionymi mieczami, w mgnieniu oka rozpłynęły się w powietrzu, zostały tylko po nich zbroje.

Jak podobał się Wam rozdział to dawajcie gwiazdki i piszcie w komentarzach. Niestety rozdział nie pojawiał się długo, ponieważ miałem mnóstwo nauki, a dodatkowo jeszcze nowa szkoła, przepraszam. Proszę piszcie także komentarze o poprzednich rozdziałach, abym mógł wiedzieć co myślicie o moim fanfiku. Do zobaczenia. ☺☺

Nowe ZłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz