Kiedy jesteś szczęśliwy,masz córkę, dla której zrobisz wszystko, aby była bezpieczna oczywiście musi się napatoczyć taki Jeff, który wszystko niszczy. Jak zwykle powoduje masę kłopotów i śmierci. Teraz, gdy jestem już dorosłą kobietą bardziej to rozumiem. Otworzyłam oczy. Biel pomieszczenia raziła po oczach. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam rozglądać po pokoju. Od razu poczułam nie miłosierny ból w prawych żebrach. Nieco się skuliłam i mocno zacisnęłam powieki. Chciałam podnieść prawą rękę, ale uniemożliwiły mi to splecione palce Joddie z moimi.
- Joddie....- Leżała wtulona w pierzynę z lekko rozchylonymi ustami. Jej napuchnięte aż do fioletu oczy odpowiadały same za siebie. - Zabije cię Jeff! - Joddie otworzyła oczy i wyprostowała się do pionu.
- Mamo...- Bez opamiętania rzuciła mi się na szyję szlochając przy tym po cichu. Przytuliłam ją nie zwracając uwagi na ból.
- Tak się cieszę, że żyjesz. - Oderwałam się od niej i wstałam na równe nogi tak szybko, że jeszcze bardziej odczuwałam dzieło Jeffa. Złapałam Joddie za rękę i prawie wybiegłyśmy z pokoju.
-Mamo.....poczekaj.......stój!
- Teraz nie możemy. Musimy wracać do domu.
- Po operacji nie możesz wych...- Przystanęłam w miejscu i odwróciłam twarz do Joddie.
- Jakiej operacji?
- No...no bo jak byłyśmy już w szpitalu to od razu zabrali cię na operację. - Przygryzła dolną wargę. Z trudem powstrzymywała łzy. W sumie dziwne, że wogóle mogę chodzić.
- Joddie........będzie dobrze. - Znów szłyśmy przed siebie. Recepcjonistka, którą mijałyśmy wydzierała się na mnie na cały korytarz. Nie długo później stałyśmy już na parkingu.
- Zabrałaś ze sobą telefon?
- Ten, który mi dałaś.
- Daj mi go. - Joddie zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie. W końcu wyciągnęła wąski czarny telefon. Czym prędzej jej go wyrwałam i zaczęłam wybierać numer. Przyłożyłam telefon do ucha i chwile odczekałam. - No odbierz odbierz. - W końcu odezwał się głos po drugiej stronie mówiący typowe,, Halo". - Halo... Cześć...słuchaj musisz czym prędzej odebrać mnie i Joddie ze szpitala.- Wianuszek pytań i odpowiedź,, Zaraz Będę". Typowe. - Ten blisko Lidla! - Zdążyłam powiedzieć zanim druga strona zakończyła połączenie. Wściekła rzuciłam telefonem o asfalt. - Debil! Nigdy nie myśli!
- Momo.....co się dzieje? - Nawet nie zauważyłam płakającej już od dobrej chwili Joddie. - Przytuliłam ją, aby choć trochę się uspokoiła. Zaczęłam kojąco głaskać ją po włosach. - Tak się boję.......boję się, że on nas zabije....Bałam się, gdy cię operowali.....nie mogłam przestać płakać. - Jeszcze bardziej zaczęła płakać i mocniej się we mnie wtuliła.
- Nikt nas nie zabije. - Pocałowałam ją w czoło. - Nie pozwolę cię tknąć. - Jak szalony zatrzymał się przy nas czarny Nissan Titan. Kierowca wybiegł z auta jak poparzony potykając się przy tym. Prawie się na nas przewrócił.
- Co się stało?
- Potem ci powiem. - Wsiedliśmy do auta i zapieliśmy pasy. Ja usiadłam z przodu obok kierowcy, a Joddie z tyłu. - Zawieś nas do domu. Tylko migiem. - Mężczyzn ułożył dłonie na moich policzkach i mnie pocałował. Wtedy znów poczułam ostry ból w prawych żebrach. Delikatnie odepchnęłam mężczyznę i skrzyżowałam ręce na bolącym miejscu.
- Kto ci to zrobił.
- Jeff. Terry...on wrócił.
- Zabije gnoja! - Pojazd gwałtownie ruszył. Terry pędził po drodze, jak na jakimś wyścigu. Po kilkunastu sekundach dotarliśmy pod mój dom. Wysiedliśmy i ostrożnie weszliśmy do środka sprawdzając, czy nikogo nie ma. Wyciągnęłam rękę w kierunku Joddie.
- Chodź tu szybko. - Przyciągnęłam ją do siebie, aby mieć ją na oku. Terry poszedł przodem. W salonie i w kuchni nikogo nie było. Ostrożnie weszliśmy po schodach na górę. To samo było w innych pokojach. - Chyba nikogo tu nie ma.
- Nikogo nie ma, ale jeszcze dzisiaj będzie.
- Co masz na byśli? - Joddie zaczęła drżeć i ciężko oddychać.
- Wróci tu, żeby zobaczyć córkę.......i mnie.
- Obronie was.
- Niby jak?....Terry...Jeff to zawodowy morderca. Jeśli ja nie dałam sobie rady, to ty tym bardziej. Nas nie tknie.
- A ta rana to po czym? Chyba nie po dyskotece. Zostaje z wami i tyle na tym. - Westchnęłam.
- No dobra.
- Wiem , że się o mnie martwisz, ale na prawdę dam radę. - Wyminął nas. - Zaraz będę.
- Okej. - Poszłyśmy z Joddie do jej pokoju i usiadłyśmy na łóżku. - Joddie....- Zaczęłam. - Jest coś o czym od dawna chciałam ci powiedzieć......ehhhh......bo widzisz.....Jeff The Killer jest twoim biologicznym ojcem.
- C...czy on tu przyjdzie?
- Nie myśl o tym teraz. Może i Jeff jest twoim prawdziwym tatą,ale masz mnie.....masz Terrego. My jesteśmy twoją rodziną. To my cie kochamy i nigdy nie damy skrzywdzić. - Chwilę przesiedziałyśmy w ciszy.
- Już jestem. - Spostrzegłam Terrego stojącego w drzwiach. - Ej. Możemy pogadać w cztery oczy?
- Jasne...już idę. - Wstałam i podeszłam w stronę Terrego. - Joddie, jakby co to krzycz.
- Dobrze mamo. - Odeszliśmy kawałek od pokoju i stanęliśmy w miejscu na przeciwko siebie.
- O co chodzi?
- Widziałem kogoś. Jakiegoś chłopca. Przyglądał mi się, gdy poszedłem do auta, a potem pobiegł do domu obok.
- Cholera...Ten mały był z Jeffem. Przedstawił się jako Ticky Max. Możesz mi nie wierzyć, ale Tobiego też miałam przyjemność poznać.
- Obaj powinni być w więzieniu. Jak im się udało uciec?
- To teraz nie jest istotne. Ważne żeby....- Skapnełam się, że jest zbyt cicho. Pobiegłam z powrotem do pokoju. - Joddie! Joddie gdzie jesteś?!
- Tutaj. - Odetchnęłam z ulgą.
- Nie strasz mnie tak więcej.
- Ktoś buszował w moich rzeczach.
- Coś zginęło?
- Tylko album z naszymi wspólnymi zdjęciami. - No to pozamiatane.
- Terry....
- Hm..?
- Ty też byłeś na tych zdjęciach.
- No to co? - On tak serio, czy udaje.
- To, że są tam zdjęcia, jak się całujemy idioto!!! Teraz twoje życie jest zagrożone!!!
- Nie robi mi to takiej wielkiej różnicy. - Terry jest zawodowym bokserem. Bije się w wadze ciężkiej w MMA. Nie wygląda, ale jest dobry w tym co robi.
- Zaczesany na bibera. Haaaloo, a nożami to się tam bijecie na tych walkach?
- No wiesz....
- Dobra,nie odpowiadaj. Zaraz będzie ciemno. Na prawdę wolała bym żebyś pojechał już do domu.
- Trzeba było mi nie opowiadać całej historii o tym jak się poznaliście i całych tych zagrożeniach życia. Skoro przez niego nosiłaś ciągle bandaże, to nawet mi nie mów żebym tak cię zostawił. Zresztą popatrz na Joddie. Jeśli on tak cię traktował, to pomyśl jakie to właśnie niej piekło może urządzić. - Po chwili namysłu podjęłam decyzję. - Okej. Mogę jechać, ale Joddie zabieram ze sobą.
- Masz rację. Ranna w niczym jej się nie przydam, razem będzie bezpieczniej.
- Dobra decyzja moja czarna owieczko.
- Mówiłam ci żebyś mnie tak nie nazywał!!!
- To przefarbuj włosy.- Zaczął chichotać pod nosem.
- Mówiłam ci, że nie mogę!!! - Przez te kłutnię nie zauważyłam, kiedy się ściemniło. Teraz odliczanie.-----------------------------------------
Boom!!!
Nowy rozdział.
Pleasssss komentujcie, bo inaczej następny zobaczycie dopiero na 2017!
:-3
CZYTASZ
Jeff The Killer 2 - Krew Z Krwi
Fiksi PenggemarDruga część mojej opowieści o Jeffie i Ebi. Mija już 14 lat od spotkania. Główna bohaterka już przestała wierzyć , że jeszcze zobaczy swojego ukochanego. Samotna matka będzie musiała stawić czoła nowym przeciwnościom. Zapraszam do czytania. :-3