* 5 lat wcześniej
Deszczowy dzień jak każdej jesieni. Słychać jedynie dźwięk kropel obijających się o konary drzew. Dookoła mokra, błyszcząca ciecz pokrywająca wszystkie ławki, huśtawki, daszki, auta. Coś pięknego. Ale coś jest nie tak. Rozpogadza się. Błyszcząca ciecz pokrywająca dotychczas wszystkie obiekty na dworze, znika. Minuta po minucie, sekunda po sekundzie. Po chwili wszystko budzi się do życia. Nie ma śladu po wcześniejszej ulewie.
*Narrator
Jest ona przeciętnego wzrostu brunetką o ciemnobrązowych oczach. Naturalna w każdym znaczeniu tego słowa. Europejka o pięknym uśmiechu, dorównująca nie przeciętnej urodzie Koreanek. Cera niczym alabaster. A cóż to?! Jej drobny, lewy nadgarstek okala blizna. Nie widoczna na pierwszy rzut oka szrama na pozór delikatna, lecz przy dokładniejszym spojrzeniu mocno wypukła o delikatnie zaróżowionej barwie. Cytując Hannibala Lectora: „Blizny przypominają nam przeszłość, ponieważ potwierdzają, że była rzeczywistością". Realizm jest często bagatelizowany, ludzie uciekają od niego popadając w nałogi. Myśl o problemach jest przytłaczająca, co więc mają z nią zrobić? Dlaczego wiecznie porównujemy przeszłość i współczesność do bólu, licząc, że przyszłość da ukojenie?*Ona
Błąkam się po mieście, bez wyznaczonego celu. Wiatr szumi zagłuszając przy tym krasną ciszę nocnego życia. Słyszę tylko kroki. Te same co wczoraj i przed wczoraj. Zaczynam przegryzać wargę w obawie przed ich właścicielem dotrzymującym mi kroku. Chcę za wszelką cenę zgubić te stąpnięcia. Nogi zaczynają mnie wieść w miejsca nieznane dla mych oczu. Przyspieszam. Chcę spojrzeć w tył, lecz brak mi odwagi. Słyszę jego oddech. Panikuje. Nie patrzę na drogę, pragnę tylko zgubić go na dobre. Jedyne co pamiętam to dźwięk klaksonów i chłopaka biegnącego w moją stronę..
- Nic ci nie jest?
Chłopak delikatnym ruchem szturcha mnie. Otwieram melancholijnie oczy. Mgła ustępuje. Zamazana postać nabiera barw i ostrości. Przede mną ukazuje się nastolatek o kruczo czarnych włosach. Kąciki oczu skierowane w dół świadczą o pochodzeniu bruneta. Tęczówki wypełnione piwną barwą. Cera Koreańczyka niczym japońskie brzoskwinie. Powalający uśmiech sprawia, że można się w nim zatracić na dobre.W końcu odpowiadam:
- Nie, już dobrze - resztkami sił wstaje i czuję jak niekontrolowanie opadam z powrotem na ziemię.
- Śmiem wątpić - oznajmia, a jego prawy kącik ust wędruje ku górze.
- Możesz mnie tu zostawić. Dojdę do domu. To niedaleko - ocieram zdarte dłonie o siebie.
- Mowy nie ma. Nie zostawię cię tu samej na pastwę losu. To niebezpieczna okolica. Odprowadzę cię bezpiecznie do domu. Nazywam się Jeon JeongGuk - podaje mi rękę bym mogła bez trudu wstać.
- Nora.
- Nie jesteś Koreanką?
- Nie należysz do zbyt spostrzegawczych, co?
- Nie codziennie mam przyjemność ratować damy z opresji.
- Ta dama nie potrzebuje pomocy.
- Właśnie widzę.
JeongGuk wydaje się być bardzo ciepłą osobą. Przez całą drogę przyglądałam mu się uważnie. Uśmiech z jego twarzy nie znikał ani na chwilę. Zafascynowana obserwowałam jego ruchy i gesty. Jego towarzystwo działało kojąco niczym lek na zranioną duszę. Czy to możliwe, żeby jedna osoba, całkiem obca działała na mnie paliatywnie? Nie potrafię wyrazić słowami tego co czułam mijając kolejne uliczki seulskiego półmroku. Srebrzyste poręcze ławek migocące w świetle księżyca, nadające ciemności subtelną finezję. Dzisiejsza noc sprawiała wrażenie niezwykle osobliwej.
CZYTASZ
My Love
Fanfiction(...) Słyszę tylko kroki. Te same co wczoraj i przed wczoraj. Zaczynam przegryzać wargę w obawie przed ich właścicielem dotrzymującym mi kroku. Chcę za wszelką cenę zgubić te stąpnięcia. Nogi zaczynają mnie wieść w miejsca nieznane dla mych oczu. Pr...