Rozdział 3

21 2 1
                                    

Na szczęście. Akurat tego dnia miałam przeczucie żeby ubrać się bardziej skrycie. I dobrze zrobilam. Właśnie jak pomagała jakiemuś chłopakowi nałożyć łańcuch na rower napatoczyl się na nas cały oddział strażników. Było ich około 4. Dalabym sobie z nimi radę, ale balam się, że mogłaby zranić kogoś nożem. Dlatego zaczęłam uciekać. Wcisnelam się w tłum przechodniów na głównym placu. Byłam tak zajęta lawirowaniem miedzy ludźmi i sprawdzaniem czy jeszcze mnie gonią, że dopiero w ostatnim momencie wyczułam kogoś "normalnego". Oczywiście musiałam na niego wpaść. Kiedy się podnosił, pobiegłam jak najszybciej w stronę budynków. Zaczął mnie gonić, ale ja już wskakiwalam na jakiś smietnik, potem na ścianę i wspielam się na dach. Kiedy przeskakiwalam na następny budynek, widziałam jeszcze jak przystaje żeby mnie wyśledzic, ale byłam już za daleko. Od razu udałam się w stronę domu. Po drodze zaczęłam się zastanawiać kim mógł być. Skoro nie był ani samotnikiem, ani opornistą, to jedynym rozwiązaniem był...
- Szpieg. - dokonczylam na głos i przystanelam, lekko zdziwiona moim odkryciem. Ale w takim razie kogo szuka? I dlaczego tutaj? Londyn był głównym miejscem S&P więc już od samego początku łapanie normalnych na jego terenie było głównym priorytetem. Przez co całe miasto jest jednym z "najposłuszniejszych" miast. Zaczęłam przypominać sobie wydarzenia z ostatnich tygodni. I wtedy mnie olśniło. Główny ruch oporu coś kombinuje. Już od kilku tygodni robią wypady na strażników. Zamyślona ruszyłam dalej. Zatrzymałam się na skraju jakiegoś budynku i ujrzałam piękny jak i wywołujący lekki dreszcz niepokoju na plecach widok. Przede mną znajdowało się "cmentarzysko" oblane w czerwonych promieniach zachodzącego słońca. Były to stare budynki (większość w rozsypce) opuszczone na samym początku tej epidemii. Wyobrazilam sobie jak kiedyś to miejsce musiało tętnić życiem. Oczyma wyobraźni zobaczyłam dzieci bawiące się na ulicach i ich rodziców przyglądających się im z rozbawieniem. Mimo wszystko ten widok nie wywołał u mnie większych uczuć. Mojego ojca często nie było w domu, dlatego nie odczułam tak bardzo jego odejścia. Wydaje mi się, że to było nawet lepsze niż żeby został. Przeciągnęłam się ziewając. Ruszyłam w stronę domu nucąc pod nosem melodię jakiejś starej kołysanki.

* * *
Stanąłem przed drzwiami do głównej sali. Przed pójściem do domu musiałem jeszcze złożyć raport szefowi. Wyciągnąłem ręce i popchnąłem je, aby się otworzyły. Na środku pomieszczenia stał profesor rozmawiając z jakąś dziewczyną. Podszedłem bliżej, aż mnie zauważył.

- Jesteś w końcu. Czekaliśmy na ciebie. Poznaj Catherine. Od teraz jest twoja przełożoną. - powiedział patrząc na dziewczynę. Tamtą podeszła do mnie i wyciągnęła rękę.

- Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało. - na jej usta wypłynął lekki uśmiech.

- Też mam taka nadzieję. - nie podałem jej ręki. Zdziwiona cofnęła dłoń.

- Taa - kaszlnela znaczącą - to może przejdźmy do rzeczy. Musimy złożyć raport.

- Ja was zostawie samych. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. - profesor wyszedł zostawiając nas samych. Odwrocilem się w stronę dziewczyny. Była teraz o wiele bardziej chłodna niż wcześniej. Z pogardą popatrzyla się na mnie, a po chwili usiadła do komputera. Uniosła dłonie nad klawiaturę i wyczekującą popatrzyla się na mnie. Zrozumiałem aluzje i zacząłem podawać jej raport. Jej palce poruszały się z prędkością błyskawicy. Nie musiała nawet patrzeć na klawisze. Kiedy skończyłem oparła się o krzesło i odwróciła w moja stronę.

- A więc... przejdźmy do sedna. Nie mam zamiaru jakkolwiek się z tobą zaprzyjaźniać czy kumplowac. Łączy nas tylko praca. Jeśli nie chcesz mnie denerwowac to nie przychodzi z jakimiś blachymi sprawami. Nie lubię jak ktoś mi przeszkadza w pracy, jasne? - popatrzyla się na mnie chłodnym spojrzeniem. Wzruszylem ramionami. Nie będę się udzielać w jakieś bezsensowne rozmowie. Odwrocilem się i ruszylem w stronę wyjścia. Zatrzymałem się słysząc za sobą jej głos.

- Aha, i pamiętaj, jeśli coś ci nie wyjdzie ją też będę się z tego tłumaczyć. Więc lepiej żebyś niczego nie zepsuł.

Wyszedlem z sali nie oglądając się za siebie. Nie wiem o co jej chodziło, ale nie mam zamiaru się z nią spierać. Pozatym, nie będę miał żadnego problemu z jej zasadami. Przecież ja zawsze wygrywam.

LifelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz