Rozdział 1

52 4 0
                                    

Leżałam w łóżku, podziwiając pojedyncze promienie słońca wpadające przez szybę. Uznając, że już wystarczająco się wyspałam, wstałam i rozciągnęłam się. Kuśtykając, podeszłam do szafki i podniosłam moje szyny ortopedyczne, które założyłam na prawą nogę. Sięgały mi od początku uda, aż do kostki. Musiałam je nosić, ponieważ jako dziecko przewróciłam się tak niefortunnie, że na stałe uszkodziłam sobie kolano. Po tym wypadku tata kupił mi je żebym mogła normalnie funkcjonować. Od tamtego czasu zawsze ich używam. Chociaż mają już swoje lata, to cały czas działają bez zarzutu. Wystarczy je tylko często naoliwiać. Lecz gdy się tego nie zrobi mechanizm pozwalający zginać kolano zatnie się, a wtedy może być nieciekawie. Następnie zjadłam śniadanie i poszłam się przebrać. Założyłam na siebie luźną bluzkę z rękawami trzy czwarte i spódnicę przed kolano. Do tego skórzane, krótkie buty z odstającymi klapkami po bokach. Wszystko w brązowych odcieniach. Przeczesałam moje białe włosy z czarnym pasemkiem. Nie mam pojęcia skąd się tam wzięło. Podeszłam do stolika i wzięłam z niego pochwę z krótkim nożem do rzucania. Przyczepiłam ją do lewego uda, tak, żeby spódnica ją zasłaniała. Wzięłam również szkicownik i ołówek. Kilka minut zajęło mi zejście z wieży i wyjście na ulicę. Swobodnie manewrowałam pomiędzy osobami idącymi we własnym kierunku z niewzruszonym niczym wyrazem twarzy. Kiedy kątem oka widziałam jakichś strażników, od razu zwalniałam i robiłam taką samą minę jak reszta idącego koło mnie tłumu. S&P wysyłają ich po to, żeby szukali tych "ocalałych". Na szczęście nie są zbyt rozgarnięci. Po kilku chwilach dotarłam na miejsce. Było to wielkie, oszklone centrum handlowe. Weszłam do środka i udałam się na moje miejsce obserwacyjne. Była to barierka koło schodów, z której można było obserwować wszystko co działo się piętro niżej. Kiedy usiadłam zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony. Jak na razie nikt nie miał żadnych problemów. Nagle wyczułam czyjeś przyśpieszone bicie serca. Od razu popatrzyłam się w tamtą stronę. Kilka metrów dalej stała mała, na oko 6-letnia dziewczynka. Pustym wzrokiem patrzyła się na leżącego przed nią loda. Gdyby mogła coś zrobić, na pewno by się rozpłakała. Zeskoczyłam z barierki i od razu podeszłam do butki z lodami stojącej nieopodal. Kupiłam loda śmietankowego i podeszłam do dziewczynki. Przykucnęłam i podałam go jej z uśmiechem.

- Nie przejmuj się tym. Proszę, to dla ciebie.

Przyjęła go i popatrzyła się na mnie. Wiedziałam, że się cieszy, bo jej serce przyśpieszyło. Też się uśmiechnęłam. Lubię pomagać ludziom. Sprawia mi to przyjemność. Wróciłam na swoje miejsce i kontynuowałam zwiady. Po około kilku godzinach zrobiłam się głodna i uznałam, że pora wybrać się na jakiś obiad. Kiedy przechodziłam obok sklepu zoologicznego zauważyłam chłopaka, stojącego przed nim. Chyba na kogoś czekał. W tym momencie ze sklepu wyszła jakaś dziewczyna. Wykorzystując sytuację popchnęłam ją na chłopaka. Oboje upadli na ziemię. Po chwili podnieśli się i popatrzyli po sobie. Chłopak wyciągnął rękę, witając się. Dziewczyna odwzajemniła to. Odeszłam z uśmiechem na twarzy. Miałam nadzieję, że im się uda. Do końca dnia nic już się nie wydarzyło. Zdążyłam naszkicować jeszcze obrazek z upadłym aniołem. A, więc... Tak mniej więcej wygląda mój zwykły dzień. Może większość z was nie nazwie go zbyt produktywnym, mi to w zupełności wystarcza.


LifelineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz