Rozdział 29

3.7K 169 17
                                    

Dziękuję lovechocolatee7 za wykonanie okładki do tego ff!

Zaraz po wejściu do klubu skierowałam się w stronę małego pomieszczenia znajdującego się przy głównych drzwiach po lewej stronie. Mała kanciapka niewielkich rozmiarów od pewnego czasu stała się dość ważnym miejscem dla klubu, odkąd budynek ten dorobił się nieco pieniędzy. Kiedy szef mógł pozwolić sobie na wydanie kilku kawałków (lub jak kto woli: kilku tysięcy zielonych) postanowił przeznaczyć w całości uzbieraną kwotę na monitoring. W ten sposób, jak to on sam określił "nie będzie się już martwił o ścigające go psy", oczywiście chodziło mu o policję.

Odkąd kanciapka otrzymała wyposażenie w drogi sprzęt, szef zaczął ją coraz częściej odwiedzać, a jak się okazało i nieco popijać - chociaż ilości alkoholu były znikome, bo niemal zawsze przesiadywanie w kanciapce kończyło się po jednym kieliszku, raz szef zabalował za bardzo i ochrona zmuszona była odwieźć go do domu. Na całe szczęście to była jedyna sytuacja, do której w tym klubie można by było się przyczepić.

W każdym razie, kiedy zapukałam w drewniane drzwi, otworzył mi jeden z ochroniarzy. Gestem ręki zaprosił mnie do środka. Usiadłam na kanapie pod ścianą i czekałam, aż ktokolwiek się do mnie pierwszy odezwie. Nie wiedziałam, jak zacząć tę rozmowę.

W końcu Vladimir Pegorino (bo tak nazywał się mój szef) odwrócił się do mnie przodem i w momencie, kiedy dostrzegł mój wyraz twarzy zmarszczył czoło, podrapał się po głowie, po czym oznajmił ochronie, by ta zostawiła nas samych. Dwoje napakowanych, wysokich mężczyzn natychmiastowo opuściło pomieszczenie.

Kiedy nastała grobowa cisza, Vladimir zasiadł na obrotowym krześle tuż przede mną. W pewnym momencie jednak zmienił miejsce i już po chwili siedział na biurku kołysząc się w przód i w tył. Zdenerwowanie było widoczne na jego twarzy, a napięta atmosfera wyczuwalna.

- Zapewne to jakaś pilna sprawa. Coś ważnego, z czym nie możesz poczekać. Chyba muszę zachowywać się poważnie. - Podrapał się po głowie ponownie, po czym wyprostował.

- To najważniejsza rozmowa jaka kiedykolwiek miała miejsce. - Oznajmiłam.

- W takim razie słucham.

Wzięłam głęboki oddech i...

- Muszę odejść.

Mężczyzna nie odpowiedział. Zapatrzył ie gdzieś przed siebie, ani drgnął.

- Odchodzę. - Mój głos zaczął się powoli łamać.

- Dlaczego? - Zdołał z siebie wydusić.

- Wbrew pozorom dobrze czułam się w tym klubie. Byłam bezpieczna, bo zapewniłeś mi ochronę, koleżanki z pracy nie podpadły mi, nie miałam żadnych konfliktów. Pozwoliłeś zarobić mi pieniądze i pomogłeś wyjść z dołka. Jestem Ci wdzięczna praktycznie za uratowanie życia, poniekąd oczywiście, ale...

- Ale...?

- Nie mogę tutaj dłużej pracować. Narodziły się nowe problemy, nowe osoby wiedzą,  gdzie pracuję... I nie potrafię temu zaradzić.

- Melody, jestem już starym koniem, ale jeżeli czegoś potrzebujesz...

- Nie szefie, temu nie da się zaradzić bez opuszczenia klubu. Przepraszam. - Spuściłam głowę. Byłam zszokowana, z jaką łatwością udało mi się to wszystko wyznać. Tak bardzo się denerwowałam, chociaż głos praktycznie załamał mi się tylko na początku.

Vladimir bez słowa poderwał się z miejsca, po czym wyszedł z kanciapy. Zostawił mnie kompletnie zdezorientowaną. Czy aż tak bardzo się zezłościł?

Former teacher || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz