Rozdział 12

878 63 9
                                    

Noc była ciężka. Kilka razy budziłem się, jednak Cody cały czas przy mnie czuwał, dzięki czemu zasypiałem chwilę po obudzeniu.

Ostatecznie wstałem około godziny jedenastej. Zamiast Blondyna, przy moim łożku siedziała mama. Uśmiechała się smutno, patrząc gdzieś ponad moją głowę.

Odchrząknąłem, by zwrócić jej uwagę. Powiodło mi się, ale to nie poprawiło mojego samopoczucia. Jej oczy były smutne i pełnie poczucia winy. Poczułem się dwa razy gorzej.

– Czemu mi nic nie powiedziałeś? – spytała spokojnie, chwytając mnie za zdrową dłoń.

Przełknąłem gule tworzącą się w moim gardle. Oczy zaczęły mnie piec, przez co odwróciłem głowę w drugą stronę.

– Nie chciałem cie martwić, masz przecież tyle na głowie – odpowiedziałem słabo, podciągając wyżej kołdrę.

Mama przysunęła się bliżej mnie i pogłaskała mój policzek.

– Chce wiedzieć co się dzieje u ciebie w życiu, kochanie. Pamiętaj, że pomimo wieku nadal jesteś moim synem – mówiła spokojnie. – Gdybyś mi wszystko wcześniej wyjaśnił, wiesz, że nie pozwoliłabym im tu przyjeżdżać.

Pociągnąłem nosem i przetarłem oczy wierzchem dłoni.

– Tak, wiem. Przepraszam, mamo – wyszeptałem, po czym podniosłem się do siadu i przytuliłem ją.

Naprawdę było mi głupio, że od początku nie byłem z nią szczery. Nigdy nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Kiedy mieszkaliśmy razem, wymienialiśmy się dobrymi i złymi doświadczeniami, jednak podczas tak długich nieobecności, gdzieś to zanikło po drodze.

Ramiona mamy były inne niż Cody'ego, co nie znaczy, że gorsze. Była delikatniejsza, jednak czułem przez jej ciało uczucie, którym mnie darzyła. Uświadomiłem sobie w tamtej chwili, że nie muszę sam radzić sobie ze swoimi problemami. Miałem za sobą ludzi, którzy zawsze byli w stanie mi pomóc, co udowodnili wcześniejszego dnia. Ta myśl sprawiła, że automatycznie poczułem się lepiej.

Pocałowałem mamę w policzek i podziękowałem jej za wszystko co dla mnie zrobiła w życiu. Byłem w tamtym momencie bardzo ckliwy i rozwiany emocjonalnie, jednak nikt nie zwracał na to uwagi.

Kiedy już wyswobodziłem się z uścisku, do pokoju wszedł Cody, niosąc tace ze śniadaniem. Uśmiechnął się słodko na widok jaki zastał. Mama pocałowała mnie jeszcze w czoło i opuściła pomieszczenie.

Cody przysiadł na jej miejscu, ustawiając przede mną musli z owocowym jogurtem i sok pomarańczowy. Nie miałem ochoty jeść, ale za to napiłem się soku.

– Dziękuje – powiedziałem, po czym przyciągnąłem blondyna do siebie za kark.

Nasze usta odnalazły się, łącząc w zachłannym pocałunku. Surfer od razu skłonił mnie do rozchylenia warg, dzięki czemu mógł otrzeć się swoim językiem o mój. Nie miałem nic przeciwko. Odpowiedziałem chętnie, wplątując palce w jego włosy. Cody wciągnął mnie na swoje kolana, gdzie oplotłem go nogami w pasie.

W końcu oderwaliśmy się od siebie. Ułożyłem głowę na jego klatce, nie odsuwając się.

– Jak się czujesz? – zapytał, głaszcząc mnie po plecach.

– W porządku – mruknąłem.

Zassałem skórę nad jego obojczykiem, po czym chuchnąłem na nią ciepłym powietrzem. Malinka była mała, jednak bardzo widoczna.

– Chcesz porozmawiać o tym, co się wczoraj wydarzyło? – spytał znowu, patrząc w moje oczy.

– Niekoniecznie – odparłem. – Nie chce już o tym myśleć... o nim zwłaszcza. Po prostu bądźmy już tylko ze sobą szczęśliwi, proszę.

Zimowy płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz