Rozdział 2

1.1K 75 22
                                    

Tego dnia Dylanowi nie chciało się wstawać na deskę, dlatego zostałem sam. Ubrałem się porządnie i wyrażając swoje niezadowolenie głębokim westchnięciem, zszedłem na dół. Usłyszałem jakieś szmery dochodzące z kuchni, więc od razu, kierowany swoją ciekawością, poszedłem w tamtym kierunku. Strasznie się zdziwiłem, widząc zaspanego Cody'ego, który robił sobie herbatę.

- Co ty tu robisz o tej porze? Jest jeszcze przed szóstą - mruknąłem, podchodząc do niego.

Chłopak podskoczył na dźwięk mojego głosu i przetarł oczy.

- Przestraszyłeś mnie! - wytknął. - Nie mogę spać.

Blondyn usiadł przy stoliku, zabierając ze sobą kubek.

- Coś się stało? - zapytałem, zajmując miejsce naprzeciwko.

Przez chwilę się nie odzywał, aż w końcu wydusił słabo:

- Pewnie wyda ci się to bardzo dziecinne i głupie, ale... boje się.

Spuścił ze mnie wzrok, ogrzewając ręce na kubku.

- Czego? - Może zbytnio dociekałem, ale chciałem wiedzieć, co mogło go tak przerazić.

- Jeździć na nartach! - wyrzucił szybko z siebie, rumieniąc się siarczyście.

Uśmiechnąłem się lekko. Myślałem o czymś dużo gorszym.

- Nie masz się czego bać, mój brat cie wszystkiego nauczy - powiedziałem, ściskając jego dłoń, by choć trochę dodać mu otuchy.

Cody zarumienił się jeszcze bardziej, ale odetchnął lekko.

- Miałem nadzieje, że to ty będziesz mnie uczyć - mruknął, upijając łyk herbaty.

- Mogę przyjść ci pomóc, jak tylko skończę swoje zajęcia - odpowiedziałem, wstając od stołu.

Nie chciałem pokazać jak bardzo ucieszyło mnie to co powiedział.

- Idź się jeszcze zdrzemnąć i się nie martw, wszystko będzie dobrze. Ja lecę na stok! - Uśmiechnąłem się do niego i wyszedłem z kuchni.

Wspinając się pod górę, cały czas miałem w głowie tego chłopaka, który z chwili na chwile stawał się coraz bardziej interesujący. Mknąłem szybko po miękkim puchu, wciąż zastanawiając się, co może z tego wyniknąć. Niestety mam to do siebie, że jestem wielkim romantykiem i wydaje mi się, że z każdej znajomości wyjdzie miłość aż po grób, co tylko kończy się załamaniem. Jednak nie potrafiłem inaczej, byłem marzycielem setnego poziomu. Zamiast skupiać się na drodze, wolałem rozmyślać o jego oczach czy uśmiechu. Nie zauważyłem nawet, kiedy ludzi zaczęło przybywać a co za tym idzie, zbliżała się pora śniadania. Zabrałem swój sprzęt i wróciłem do domu. Nie lubiłem jeździć samotnie po przeludnionym stoku.

Ubranie zrzuciłem z siebie przed domem, gdyż było mi bardzo ciepło. Jak zawsze odłożyłem deskę do magazynu, wziąłem prysznic i zszedłem na dół na posiłek. Wszyscy już siedzieli przy stole, włączając w to moją rodzinę, dlatego swoim przybyciem zrobiłem lekkie zamieszanie. Uśmiechnąłem się do wszystkich uroczo i mrugnąłem do Cody'ego, który swoją drogą wyglądał dużo lepiej. W końcu wylądowałem na miejscu obok mojego brata i zabrałem się do jedzenia. Musiałem się spieszyć, bo czekała na mnie dwugodzinna walka z maluchami, więc musiałem się jeszcze przygotować.

- Przyjdzie dzisiaj wieczorem Jenny, pooglądać coś. Może zaprosisz swojego blond przystojniaka i dołączycie do nas? - mruknął mi do ucha Dylan.

Zastanawiałem się chwile. Przed oczami pojawił mi się widok tulącego się do mnie Cody'ego, więc zgodziłem się bez wahania.

Napełniłem szybko brzuch i biegiem dotarłem do mojego pokoju. Musiałem się ciepło ubrać, ale też tak, abym mógł się szybko przemieszczać z miejsca na miejsce. Wyciągnąłem swoje narty, cały dodatkowy osprzęt i identyfikator, po czym znowu musiałem wrócić na stok. Poprosiłem o zmniejszenie prędkości na wyciągu, by dzieciaki od razu się nie zniechęciły.

Zimowy płomieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz