Chapter eleventh

3.6K 187 4
                                    

Od rana w domu panowało ogromne zamieszanie. Przyjechali rodzice z Jotą i Davim. Ney chodził cały poddenerwowany; wcale mu się nie dziwie. To bardzo ważny tytuł, a Barca walczy z takim przeciwnikiem jak Real.
Po wspólnym posiłku mój starszy brat podjechał ma Camp Nou, a my powoli szykowaliśmy się do meczu. Wzięłam prysznic, ubrałam się i zrobiłam makijaż. Gotowa zeszłam na dół gdzie tata grał w fifę z Jotą. Kolejni, którzy nie mogą żyć bez tej śmiesznej gierki.
Poszłam do ogrodu i napisałam SMS'a do Antonelli.
Od Rafa, do Anto; Widzimy się na Camp Nou za dwie godziny <3
Od Anto, do Rafa; Tak jest szefowo <3
Schowałam telefon do kieszonki i wróciłam do środka. Weszłam do salonu i usiadłam koło Daviego, który przyglądał się grze. Kolejny maniak fify?! Oh god! Miałam wrażenie, że rodzice cały czas zerkają na mnie kątem oka. Czas do meczu minął szybko; nim się obejrzałam znaleźliśmy się pod stadionem. Poszliśmy wszyscy na miejsca specjalnie przygotowane dla rodzin piłkarzy. Przywitałam się z partnerkami piłkarzy i ich krewnymi. Wszyscy tworzymy jedną rodzine i bardzo dobrze się znamy. Usiadłam koło Antonelli i małego Thiago, który wyciągał rączki w stronę moich długich włosów.
- Jak tam kochana?- zapytała mnie partnerka Leo. Cicho westchnęłam i nerwów spojrzałam na zegarek.
- Jak ma być? Dzisiaj wyjeżdża..- odpowiedziałam wstając z miejsca. Najchętniej podpaliłabym stadion żeby mecz się nie odbył, a Isco został w Barcelonie chociaż o jeden dzień dłużej. No ale cóż; nie mogłam nic zrobić. Cieszyłam się, że spędziłam z nim tyle czasu. Podeszłam do brata i poczochrałam go po ciemnych włosach.
- Idziesz ze mną zasadzić Blaugranie kopa na szczęście?- zapytałam Jotę, który wbił we mnie przenikliwe spojrzenie i pokiwał przecząco głową. Nie rozumiałam dlaczego rodzice i brat tak dziwnie mi się przyglądają? Może na mózg mi padło? Kto wie! Mam na imię Rafaella; u mnie wszystko jest możliwe. Zeszłam z trybuny i poszłam do szatni.
- Powodzenia misiaczki!- oparłam się o drzwi i poruszyłam charakterystycznie brwiami.
- Dzięki Rafa! Wiem, że przyszłaś tu dla mnie- Sergi objął mnie ramieniem. Przekręciłam teatralnie oczyma i zachichotałam. Wygramoliłam się spod ręki Roberto i usiadłam na ławce między Messim, a Alvesem.
- Pożegnałaś się już z nim?- zapytał Brazylijczyk zawiązując korki.
- Nie, dopiero po meczu się z nim pożegnam- poinformowałam piłkarzy siedzących po moich obu stronach. Dostałam buziaka w policzki w ramach "wsparcia". Wzrokiem odnalazłam mojego brata. Podeszłam do niego i uwiesiłam mu się na szyi.
- Połamania nóg Ney!- rzuciłam na odchodne i już mnie nie było. Wróciłam na trybuny gdzie zrobiliśmy sobie szybką fotkę z tatą. Arbiter zagwizdał i mecz się zaczął. Sytuacja na boisku była ciężka; piłka krążyła zaciekle między jednym polem karnym, a drugim. W pierwszej połowie Real kopał tyłek Barcy; gwizdek, przerwa.
Po 15 minutach piłkarze znowu wbiegli na boisko. Miałam wrażenie, że to nie moi chłopcy! Poddali się! Dwie bramki strzeli Leo i Neymar. Niestety to nie wystarczyło; gwizdek, koniec spotkania. Drużyna z Madrytu podniosła do góry wywalczony puchar. Pożegnałam się z rodziną, która jeszcze dzisiaj miała samolot powrotny do Brazylii. Usiadłam koło Anto i wzięłam ogromny wdech.
- Czas się z nim pożegnać- powiedziałam, a Antonella poklepała mnie lekko po plecach próbując dodać mi chociaż krztę otuchy. W tamtym momencie nie wiele to pomagało; nie potrzebowałam słów pocieszenia ani miłych gestów. Do jasnej cholerki! Potrzebowałam Isco Alarcona!
Zeszłam wolnym krokiem z trybun i ruszyłam ciemnym korytarzem w stronę szatni.
- Rafa! Tak się cieszę!- Ramos obrócił mną do około, pocałował w czoło następnie ruszył tanecznym krokiem do szatni z której dochodziły przeróżne krzyki i przyśpiewki. Oparłam się plecami o ścianę i przytknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam miałam przed sobą Isco, który stał bez koszulki.
- Chciałam się poże..- miałam już pizgnąć piękna mowę kiedy Hiszpan przywarł swoim ciałem do mojego przygniatając mnie jeszcze bardziej do ściany. Spoglądał na mnie figlarnie. Jego dłoń powędrował na mój  policzek; odgarnął mi za ucho kosmyk, który spadał mi na twarz. Serce biło mi jak oszalałe kiedy jego czoło opierało się o mój obojczyk. Nie miałam zielonego pojęcia co on miał zamiar zrobić! Podniósł głowę i jakby nigdy nic musnął moje usta. Nogi mi zmiękły, a w brzuchu uaktywniły się motylki. Raczej nie motylki, a wściekłe motyle, które chciały rozsadzić mi brzuch! Otworzyłam oczy, które zamknęłam podczas pocałunku; pożałowałam, że w ogóle je otworzyłam. Za plecami Isco zobaczyłam twarz Neymara. Odskoczyłam od pomocnika Realu jak poparzona. Spojrzałam przepraszająco na brata; nie wydawał się być zły, może raczej zawiedziony? Miała w tamtym momencie wszystko w głębokim poważaniu! Wtuliłam się w umięśnioną klatkę Alarcona i pozwoliłam łzą spływać po policzkach.
- Kocham Cię i życzę Ci powodzenia łajzo- uśmiechnęłam się przez łzy i pocałowałam Hiszpana w policzek. Przetarłam mokre oczy i ruszyłam w głąb korytarza zostawiając dwojga osłupiałych młodych piłkarzy. Przy wyjściu spotkałam paru królewskich, którzy byli z lekka mówiąc zaniepokojeni moim stanem. Wzięłam taksówkę i pojechałam do klubu. Po paru drinkach wróciłam do domu nieźle wstawiona. Weszłam do środka i poszłam prosto do swojego pokoju. Padłam na łóżko i zaczęłam wyć do poduszki. Po chwili poczułam jak łóżko ugina się pod ciężarem drugiej osoby. Ney przytulił mnie do siebie i gładził po plecach.
- Przepraszam, ja tego nie chciałam- wyjąkałam pijacką gwarą.
- Wiem mała, odpoczywaj- przykrył mnie kocem i wyszedł. Zostałam sama; sama z ogromna tęsknotą i złamanym sercem.

I'm scared of love || Isco Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz