Chapter twelfth

4K 205 9
                                    

Czas płynie szybko, bardzo szybko. Minęły trzy miesiące od mojego powrotu z Hiszpanii. Nie pamiętam kiedy ostatnio spędziłam tyle czasu w Brazylii. Pobyt w rodzinnym domu dał mi czas do ułożenia syf, który miałam w mojej zakręconej głowie. Doszłam do bardzo ważnego wniosku; Nie płacz, że coś się skończyło. Tylko uśmiechaj się, że Ci się to przytrafiło.
                              ***
Wychodziłam właśnie ze studia tatuaży; tak, moja kolekcja troszeczkę się rozrosła. Z zadowoleniem przyglądałam się nowemu "rysunkowi". Wsiadłam do taksówki i pojechałam do domu.
- Rafi, jesteś gotowa?- zapytał tata trzymając moją walizkę. Pokiwałam twierdząco głową i wzięłam od niego bagaż. Cmoknęłam go w policzek i już mnie nie było. Jota zawiózł mnie na lotnisko. Usiadłam na krzesełkach i cierpliwe czekałam na swój lot.
- Pasażerów lotu z Sao Paulo do Barcelony prosimy o udanie się na odprawę- chwyciłam torebkę i poszłam w stronę płyty lotniska. Wsiadłam do "metalowego ptaka" i nim się obejrzałam usnęłam. Słaby ze mnie podróżnik, wiem.
Obudziłam się kiedy maszyna zetknęła się z ziemią. Wygrzebałam się z wygodnego siedzenia i wyszłam z samolotu. Hiszpania przywitała mnie piękną, ciepłą pogodą jak na aktualną porę roku. Pewnie zastanawiacie się co mnie skłoniło do odwiedzin w Barcelony? Odpowiedź jest prosta; urodziny Neymara. Wzięłam taksówkę, która zawiozła mnie do domu Anto i Leo. Czemu akurat tam? Ney ma urodziny jutro, a ja chciałam zrobić mu typowego suprise.
- Dzień dobry!- krzyknęłam, a po chwili zostałam zamknięta w uścisku Messiego i Roccuzzo.
- Rafa, jak cudownie Cię widzieć- powiedziała Argentynka ciagnąć mnie za rękę do salonu.
- Co ciekawego się działo podczas mojej nieobecności?- zapytałam napastnika, który akurat przyniósł nam latte.
- Pique jak zwykle odwala szopki. Adriano i Dani kłócą się cały czas o bokserki, a Marc z Sergim sprzeczają się o to kto ma lepszą klatę- zaśmiałam się pod nosem. Z tego co powiedział Lio nic się nie zmieniło, wszystko po staremu. Piłkarz pożegnała się z nami, bo musiał zbierać się na trening.
- Co u niego?- wypaliła Antonella. Spojrzałam na nią poruszając barkami w górę i w dół. Doskonale wiedziałam, że chodzi jej o Isco. Niestety nie potrafiłam jej odpowiedzieć na to pytanie.
- Pozbierałaś się już po nim?- zapytała. - Przepraszam, nie powinnam- uśmiechnęła się niepewnie. Poczułam, że to ten moment kiedy czas wrócić do tematu Alarcona.
- Czy się pozbierałam?- zapytałam sama siebie.- Sama nie wiem- prychnęłam cicho pod nosem.- Czas, który z nim spędziłam był najlepszym jaki było mi dane przeżyć- uśmiechnęłam się szeroko. Do końca mojego pobytu u Messich nikt już nie wspomniał o relacji, która łączyła mnie z pomocnikiem Realu.
Następnego dnia pojechałam z Antonellą na zakupy, a następnie do domu mojego brata. Już na podjeździe było można usłyszeć, że impreza trwa. Weszłam po cichu do domu i przywitałam się ze wszystkimi. Miło było znowu zobaczyć wesołe mordki Blaugrany. O dziwo na imprezie spotkałam Ramosa i Vieire. Podejrzane? Owszem! Podejrzane!
W końcu udało mi się złapać zabieganego jubilata. Rzuciłam się Neyowi na plecy i przytuliłam.
- Cześć misiu! Spełnienia marzeń- wręczyłam mu prezent, którym w ogóle się nie zainteresował.
- Rafcia!- przytulił mnie z całej siły; miałam wrażenie, że flaki wyjdą mi buzią. Tańczyłam z Davidem Luisem kiedy zostałam odbita przez Ramosa.
- Pięknie wyglądasz!- podziękowałam Hiszpanowi za komplement. Zastanawiałam się co on tu robił, ale nie wypadało pytać, prawda? Po jakimś czasie udało mi się odgonić wszystkich, którzy ciągle wyciągali mnie na parkiet. Przyszedł czas na tort i toast.
Wszyscy goście stanęli w okół jubilata z szampanem. Podniosłam kieliszek do góry i poprosiłam o ciszę.
- Chciałabym wznieść toast za najlepszego brazylijskiego napastnika i mojego prywatnego idola- skinęłam głową na Neya. - Życzę Ci braciszku żebyś zawsze był uśmiechnięty, nigdy nie tracił swojego ducha walki- zamilkłam na chwile. Chciałam podbudować napięcie. - No i żebyś w końcu się zakochał!- puściłam mu oczko, a on pokręcił głową ze śmiechem.
- Twoje zdrowie miśku!- przechyliłam kieliszek wypijając procentowy napój do dna.
- Ładnie tak to świętować beze mnie?- nogi ugięły mi się w kolanach, a serce zaczęło nawalać jak głupie. Znałam ten głos; mimo, że minęło tyle czasu nawet na chwile nie pozwolił mi o sobie zapomnieć. Spojrzałam na brata, który uśmiechał się od ucha do ucha. Przełknęłam głośno ślinę i obróciłam się za siebie.
Przede mną stał Isco Alarcon we własnej osobie. Ciemne włosy, zarost, brązowe tęczówki. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku. Myśle, że zachowywałam się w tamtej chwili jak zagubione dziecko w ogromnym mieście. Przybliżył się do mnie na tyle, że mogłam poczuć jego perfumy. Dotknął ręka mojego policzka uśmiechając się niepewnie.
- Zanim dasz mi kosza, stwierdzisz, że jesteś spóźniona, albo po prostu powiesz mi, że jestem okropny i zły-założył  mi falowanie pasmo włosów za ucho.- Chce żebyś wiedziała, że bardzo Cię kocham. Kocham Cię od momentu kiedy przywaliłem Ci z drzwi i będę Cię kochał do mojego ostatniego dnia, który będzie mi dany przeżyć- uśmiechnął się ujmując moją twarz w dłonie.
- Kocham Cię Alarcon- widziałam jak z jego twarzy uchodzi całe napięcie. 21-letni Hiszpan musnął moje usta, a ja się rozpadłam na milion maleńkich kawałeczków. Wiedziałam, że to jedyne usta, które chce całować.

I'm scared of love || Isco Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz