Chapter 1

3.1K 179 13
                                    

Zakończył swoją zmianę o pierwszej w nocy. Niestety, dzisiaj zmęczony, po około dziewięciu godzinach pracy jego ukochany samochód nie chciał ruszyć. Derek musiał zostawić go na służbowym parkingu, więc czekał go powrót nocnym autobusem. Akurat dzisiaj, pomyślał przechodząc przez pustą ulicę. Dookoła nie było widać dosłownie żadnej żywej duszy. O tej porze ludzie smacznie śpią, a nie szwędają się po ulicach. To spokojna dzielnica. Musiał jeszcze tylko przejść przez krótki odcinek parku. Mróz delikatnie szczypał jego policzki. Nocami jest tutaj naprawdę zimno. Gdy był już na ostatniej prostej, zauważył, że autobus stoi na przystanku. Nie namyślając się ruszył w jego stronę. Wskoczył do środka. Pojazd był pusty. Tak jak przypuszczał, czekała go długa, samotna podróż do domu. Ruszył w stronę tylnego siedzenia. Usiadł, założył słuchawki na uszy i patrząc w szybę słuchał przygotowanej wcześniej playlisty.

Muzyka i delikatne kołysanie sprawiały, że Derek czuł się coraz bardziej senny. Nie może pozwolić sobie zasnąć. Jeszcze tylko trzy zakręty i jego przystanek. Nagle zorientował się, że autobus nie jedzie w tą stronę co zawsze. Zdziwiony wstał i udał się do kierowcy, by się dowiedzieć czy zaszła jakaś zmiana w trasie. Wtedy zauważył numer autobusu. Był to autobus 134, a powinien jechać 194. To pewnie ze zmęczenia pomyliłem autobusy, pojadę tym do końca trasy, a w drodze powrotnej wysiądę, pomyślał. Minęła godzina, autobus zaparkował w zajezdni. Jednak wcale nie wyglądało na to, by miał z powrotem ruszyć. Kierowca wyjął swoją torbę, opatulił się szalikiem i wysiadł z autobusu, a tuż za nim Derek.

- Przepraszam bardzo. Ile trwa pańska przerwa? - spytał Derek spoglądając na kierowce, który właśnie zmierzał w kierunku przeciwnym od przystanku.

- Przerwa? Panie, ja już na dzisiaj skończyłem. Do domu idę. Panu też radzę. Nie jest tutaj zbyt bezpiecznie o tej porze, dobranoc - odpowiedział poprawiając czapkę.

Świetnie. Musiał czekać do szóstej rano na kolejny autobus. To jeszcze cztery godziny. Mógłby pójść na piechotę, ale był zbyt wyczerpany po pracy. Usiadł na ławce, która stała na przystanku, poprawił szalik i włożył ręce do kieszeni płaszcza. Dookoła panował spokój. Gęsta mgła otaczała go z każdej strony. Im dłużej siedział, tym było mu cieplej i wygodniej. Powieki stawały się coraz cięższe z każdą minutą. W końcu już nie miał siły się opierać. Nim się zorientował zapadł w głęboki sen.

* * *

Nagle poczuł, że coś ciągnie go w dół. Powoli otworzył zaspane oczy. Zobaczył, że otacza go grupa nastolatków w kapturach, jeden z nich trzymał rękę w jego kieszeni. Szybkim ruchem złapał go za nadgarstek. Jego koledzy, gdy to zobaczyli, zabrali to co zdążyli ukraść i uciekli. Chłopak próbował się wyrywać, ale nie był zbyt postawnej postury, więc dla Dereka nie było wyzwaniem unieruchomienie go.

- I co? Teraz już nie jesteś taki cwany - powiedział przygniatając twarz chłopaka do szyby przystanku.

- I co mi zrobisz? Zadzwonisz na policję z telefonu, którego nie masz? - odpowiedział złodziej lekceważącym tonem.

- Może i nie zadzwonię. Ale odprowadzę cię na komisariat. Co ty na to? Osobiście dopilnuję byś przypadkiem się nie zgubił po drodze - odparł Derek coraz mocniej przyciskając go do szklanej tafli. Chłopak cicho jęknął z bólu. Ale po chwili z uśmiechem na twarzy wybąkał.

- Aż tak się o mnie troszczysz? - to już kompletnie wyprowadziło mężczyznę z równowagi. Chwycił zakapturzonego nastolatka za ramię i szybkim ruchem go obrócił, teraz stali twarzą w twarz. Uniósł zaciśniętą w pięść dłoń, jednak wtedy ujrzał wpatrujące się w niego ciemne oczy. Coś nie pozwalało mu na wyprowadzenie ciosu, mimo, że ten złodziejaszek na to zasługiwał.

- Stary, może załatwmy to na spokojnie? Żaden z nas nie chce problemów - powiedział chłopak przerywając niezręczną ciszę.

- Żaden z nas? Niby z jakiego powodu ja miałbym mieć problemy? - spytał Derek podniesionym tonem.

- Jeżeli pójdziemy na komendę, czeka cię składanie zeznań, jeżdżenie po sprawach sądowych. Po za tym mogę odzyskać twoje rzeczy, bo jak na moje oko nie wyglądasz na osobę tonącą w forsie - stwierdził ciemnooki.

- Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz? A jak tylko cię puszczę to uciekniesz i będziesz się ze mnie nabijał razem ze swoimi koleżkami - odpowiedział marszcząc brwi.

- Naprawdę, pomogę ci odzyskać rzeczy tylko już mnie puść i przestań straszyć tą pięścią - zapewniał nastolatek, a na jego twarzy widać było pełną powagę. Brunet niepewnie odsunął się od chłopaka.

- Przez was nie mam pieniędzy na bilet autobusowy - burknął mężczyzna. Po czym bezradnie usiadł z powrotem na ławce i schował twarz w dłoniach. Gdy po chwili podniósł wzrok, zobaczył plecy ciemnookiego, który właśnie przebiegał przez ulicę. Spodziewał się tego, ale nawet nie przypuszczał, że może się stać to co nastąpiło po chwili. Biała furgonetka znikąd pojawiła się na ulicy, z głośnym piskiem opon uderzając w młodego złodziejaszka, który bezwładnie opadł na ziemię, jak lalka. Kierowca przeklął szybko odjeżdżając z miejsca zdarzenia.






He Stole My Money I Stole His HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz