BangHim - "Wizyta"

111 13 1
                                        

Himchan przeciągnął się zadowolony, powoli podnosząc się do siadu. Zaskoczony zauważył brak jego partnera po drugiej stronie łóżka, a jedynie obecność ich kotki Mizu. Miała jasne srebrzyste i krótkie futro w ciemne cętki, a także nadzwyczaj mądre zielone oczy, tak jak na rasowego egipskiego mau przystało. Uroku dodawała jej także materiałowa, czerwona obróżka z przywieszonym do niej srebrnym identyfikatorem w kształcie serduszka. Mężczyzna sięgnął dłonią do jej łebka, do którego niemalże od razu się przytuliła, zaczynając mruczeć. Uśmiechnął się pod nosem, opuszczając po chwili sypialnię. Kot od razu ruszył za nim, machając ogonem cierpliwie. Miauknęła cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę właściciela, który jednak zignorował ją, wchodząc do kuchni. Zmarszczył brwi, rozglądając się niepewnie. Nigdzie nie było jego partnera... Mrugnął dwa razy, a wtedy dotarł do niego fakt, że Kiby także nie było w mieszkaniu. Spojrzał karcąco na kotkę, która wskoczyła na blat w ich przestronnej kuchni i ponownie wydała z siebie dźwięk. Brunet sięgnął po metalową, stylową miskę podzieloną na dwie części i nasypał do jednej z nich nasypał trochę suchej karmy. Postawił naczynie na białych kafelkach, wzdychając cicho.

- Masz bestio i nie męcz mnie teraz. - mruknął, patrząc na nią.

Ta zadowolona zeskoczyła z szafki, a on sam sięgnął do lodówki. Wyciągnął z niej jajka, pomidory i szczypiorek, a potem znad kuchenki patelnię wraz z deską do krojenia. Przygotowując śniadanie, nastawił przy okazji wodę na kawę. Krojąc warzywa nie usłyszał trzasku otwieranych i zamykanych drzwi, a także ciężkich kroków ich psa. Uśmiechnął się, kiedy poczuł silne ramiona otaczające go w pasie i podbródek na swoim kościstym ramieniu.

- A moje kochanie gotuje... Jak miło. Mam nadzieję, że nie masz na dzisiaj planów i nie dzwoniłeś do Jongupa.

Kim zadrżał czując na swojej szyi ciepły oddech, a w uszach dalej dźwięczał ten niski, delikatnie zachrypnięty głos.

- Nie mam dzisiaj planów... Chyba, że mi coś zafundujesz, bo w końcu jest Wigilia. - mruknął, przywierając plecami do szerokiego torsu ukochanego.- Jeszcze do niego nie dzwoniłem... Ale wiesz jak to jest z tymi dzieciakami. Zaczynam się martwić, kiedy sami nie odzywają się do mnie po takich ostrych, alkoholowych libacjach.

- Daj spokój pewnie jeszcze śpią. - prychnął Bang, wsuwając nos w czarne, choć jeszcze tego ranka nie umyte, włosy partnera.

Himchan zadowolony niemalże zaczął mruczeć. Zatoczył kółka ramionami, uśmiechając się i niemalże czując mięśnie swojego chłopaka. Dlatego odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, zostawiając na desce nóż i pomidora. Wbił spojrzenie w ciemne oczy Yongguk'a, przygryzając przy okazji prowokująco dolną wargę. Starszy nachylił się, jednak brunet odsunął się delikatnie.

- Nie, nie, nie. Najpierw weźmiesz prysznic po bieganiu, wcześniej nakarmisz psa i na sam koniec zjesz śniadanie.

Yong przewrócił teatralnie oczami, odchodząc w stronę szafki z dużą, wysuwaną szufladą, gdzie znajdowała się karma dla ich psa w gigantycznym worku. Dwie miarki wsypał do miski na wysokich nóżkach, aby zwierzę nie musiało się nisko schylać, a jednocześnie mniej problemy zdrowotne. Później zawołał bernardyna, który zadowolony wpadł do pomieszczenia i niemalże od razu rzucił się do jedzenia. Jasnowłosy później z prowokującym spojrzeniem zniknął za rogiem, kierując się do łazienki.

♥♡♥~♥♡♥~♥♡♥

Po śniadaniu para siedziała na kanapie w salonie, oglądając film z DVD. Pomimo godziny pierwszej popołudniu obydwoje ubrani byli w wygodne ubrania, a ich zwierzęta postanowiły w jakiś sposób zająć się sobą. Kiba z zaangażowaniem gryzł gryzak wykonany z grubego kawałka sznura, a Mizu zajęła miejsce między nimi, z wyniosłą miną nie pozwalając na jakiekolwiek czułości w swoim towarzystwie.

ChristmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz