Jungkook nigdy nie narzekał na pracę swoich rodziców... W końcu ratowali życie! Może nie ludzkie, ale to też zawsze życie~! Posiadanie dwóch weterynarzy w domu nie było marzeniem każdego dziecka, ale chłopak lubił to. Zawsze przed snem, mama lub tata, opowiadali mu historie o ratowaniu rannego konia czy odbieraniu porodu u suczki.
Wtedy go to cieszyło. Ale tym razem... Nie był szczęśliwy.
★~★~★
Siedział przy stole, obserwując jak jego matka biega po domu i pogania ojca, który zakładał już na siebie buty. Pani Jeon zabiegana poprawiła włosy przed lustrem w przedpokoju, aby wpaść jak strzała do kuchni i położyć przez młodszym synem zgiętą na pół kartkę.
- Idź do Jimina. Bądź grzeczny, dobrze? - powiedziała szybko, cmokając go w czoło.
Nie odpowiedział, a jedynie pokiwał zrezygnowany głową. Dlaczego właśnie tego roku?, pomyślał smutno. Właśnie w tym roku jego rodzice zostali, nagle, wezwani do porodu dwóch klaczy. Jego starszy brat spędzał Wigilię u swojej dziewczyny, a on? Nie mógł spędzić tego dnia z nikim z rodziny... Tylko sam. Po kilku minutach usłyszał trzask drzwi wejściowych i pospieszne pożegnania.
W domu zapadła cisza.
Nastolatek niechętnie podniósł się z krzesła i wspiął się po schodach do swojego pokoju, aby spakować do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy. Dwie pary bokserek, skarpetki, jakieś czarne rurki, t-shirt, bluzę. Potem jeszcze wcisnął do niego prezent świąteczny dla swojego najlepszego przyjaciela. Narzucając bagaż na plecy rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu, sprawdzając czy wszystko ze sobą wziął. Po chwili namysłu skierował się jeszcze do łazienki, z której zabrał swoją szczoteczkę do zębów.
Ponownie skierował się do kuchni, uprzednio gasząc na piętrze wszystkie światła. Bez namysłu wsunął, leżącą na stole, kartkę do kieszeni spodni, a na sam koniec stanął w progu salonu, wpatrując się w udekorowaną choinkę, która stała w kącie pomieszczenia. Lubił święta... Nadawały wszystkiemu takiego wesołego klimatu, ale teraz dom był bardzo cichy i na swój sposób straszny. Nigdzie nie słychać było szumu telewizora, tłuczenia się garnków, kiedy mama próbowała ugotować coś w miarę jadalnego czy okrzyków radości ojca, kiedy po raz kolejny ogrywał starszego brata Jungkooka w scrabble.
Licealista westchnął ciężko, odłączając światełka choinkowe od kontaktu, po czym skierował się do przedpokoju gdzie ubrał na siebie gruby płaszcz i ocieplane buty trekingowe. Po tym opuścił dom, zamykając drzwi na wszystkie zamki i skierował się w stronę domu swojego przyjaciela.
★~★~★
Było grubo po siedemnastej, kiedy brunet stanął przed mieszkaniem państwa Park. Stał kilka minut przed drzwiami, targany wątpliwościami, aby potem niepewnie zapukać. Otworzyła mu niewysoka kobieta o przyjemnym uśmiechu i wyjątkowo wąskich oczach, wiecznie wykrzywionych w odwrócone uśmiechy.
- Witaj Jungkook! Co cię sprowadza do nas w Wigilię? - zapytała wesoło, przesuwając się, aby przepuścić młodszego przed drzwi.
Chłopak potarł czerwony z zimna nos, a następnie podał jej kartkę, którą zostawiła mu na stole kuchennym mama. Pani Park rozłożyła ją, a następnie zaczęła czytać treść, mówiącą o tym, że rodzice bruneta zostali pilnie wezwani do pracy i proszą o zajęcie się nim w Boże Narodzenie, ponieważ nie mają pod ręką żadnej rodziny, która mogłaby przyjąć go do siebie. O dziwo jednak brunetka pokiwała ze zrozumieniem głową, zamykając drzwi i kierując się do kuchni.