Rozdział 1-Annabeth 1

3K 86 6
                                    

Annabeth usiadła na sofie i oparła ręce o czoło. Nie... Nie mogła uwierzyć w jej pech. Trzy lata, bez potworów, przepowiedni i niebezpieczeństw . I co? Harmonia przerwana. Na lirę Apolla! Zerwała się z kanapy i podbiegła do telefonu. Nie zachowuje się, jak typowa Annabeth. Rzuca się na telefon, jak wygłodniały cerber i zaczyna wciskać guziki. Czuła, że musi zadzwonić do swojej przyjaciółki.

Usłyszała sygnał łączenia.

-Thalia? - zapytała się, nie co za głośno do białej słuchawki

-Cicho tam!- krzyknął sąsiad z naprzeciwka. "Uroki Nowego Jorku" pomyślała. Annabeth zauważyła jego czerwoną gębę wystającą przez balkon. Zażenowana okręciła kabel na palcu.

"Co?"- pyta Thalia.

-"Percy o-on"- zacięła się i przełknęła dławiącą ją gulę w gardle. Nie mogła uwierzyć, jaką wiadomość przeczytała dzisiaj rano.

-"Bogowie, wyrzuć to z siebie"- burknęła niezadowolona. "Ma rację, powinnam zebrać manatki i się skupić".

-"Zaginął"- powiedziała, ku swojemu zdziwieniu nie zacinając się. Brzmiała dosyć pewnie, chociaż naprawdę powstrzymywała łzy. Przez te trzy lata strasznie związała się z Percym i zaczęła po cichu rozwijać swoją małą obsesje, żeby zawsze był obok niej. U niego zauważyła coś podobnego.

Cisza.

-"No i?"

Znowu cisza.

-"Wiesz jaki on jest na tych misjach. Nie jest jak te patałachy, które tylko siusiają w gatki. Znajdzie się." I się rozłącza.

Zaraz no tak to oczywiste. Pojedzie do Rachel, tak jak było ustalone. Będą razem i przeżyją wspaniałe przygody, może bardziej się poznają i powstrzymają swoją awersję do siebie. Oczywiście bez całej otoczki potworów i przepowiedni. Zaczną udzielać się charytatywnie. Będą pracować w schronisku. Annabeth, chciała w końcu zrobić przerwę i uciec od gwaru Nowego Jorku. 

Tapetę za telefonem stacjonarnym pokrywała cieniutka warstwa kurzu. Skupiła się na delikatnych wzorach na ścianie. Kabel od telefonu zwisał bezwładnie. Annabeth przemyślała sytuację i ustaliła że pójdzie się spakować. Stres ją zżerał i była wykończona. Co było w jej wypadku niesłychanie rzadkie.

***

Przez dwa lata budowali swoje małe gniazdko. Przez rok mieszkali w obozie. Jednak bez Gaji  i tylu niebezpieczeństw życie poza obozem stało się prostsze.

Ich mieszkanie miało mały salonik ze stołem na którym stał wazon z narcyzem. Ściany były koloru białej czekolady wpadającej w beż. Krzesła - białe z okrągłym zagłówkiem i metalowymi nogami. Przypominało to wystrój baru mlecznego. Cały pokój oświetlony był przez duże okno sięgające od podłogi do sufitu z koronkową spiętą po bokach zasłonką. Nie było to najbardziej luksusowe mieszkanie. Ale nie o to im chodziło.

Po lewej stronie znajdował się duży łuk prowadzący do kuchni. Kuchnia sama w sobie miała wystrój raczej drewniany. Inaczej można nazwać go przytulnym. Jakiej szafki wiszącej nad blatem, by się nie otworzyło, znalazłoby się puste opakowania po płatkach śniadaniowych, które glonomóżdżek uwielbiał. Lodówka świeciła pustkami, gdyż najczęściej Annabeth i Percym jedli na mieście. Wszystko to pokazywało, że mieszka tu śmiertelnik nie heros prócz tego że nie dało by się tu przyrządzić żadnego posiłku. Powierzchnia wykorzystywana do czynności przygotowywania jedzenia zawalona była pocztówkami, listami czy fotografiami. 

Obok całego tego chaosu stał słoik wypełniony drahmami do kontaktowania się z przyjaciółmi i Chejronem w sytuacjach wysokiego zagrożenia.

Po prawej stronie znajdują się dwa wejścia do mniejszych pokoi. W jednym znajduję się łazienka, a w drugim sypialnia, która oprócz łóżka, komody oraz stoliczka nocnego z lampą zawiera kilkaset zdjęć rozwieszonych na ścianach. Wspomnienia z obozu. Wszyscy, którym zawdzięczali przyjaźń, miłość i życie.

Annabeth podeszła do ściany pokrytej pamiątkami i dotknęła wyblakłego zdjęcia, a właściwie kopii. Oryginał jest u Chejrona. Są na nim Percy i ona obejmujący się i pozujący do zdjęcia. Szczęśliwi razem, będąc blisko siebie.

***

Wszystko było w stosiku, posegregowane i ułożone w walizce. Annabeth nie musiała niczego upychać. Na luzie zapięła zamek od walizki, która leżała na łóżku. Spojrzała na rozłożoną na łóżku mapę USA. Przecinały ją zielone, białe, żółte i szare kreski. Annabeth studiowała tą mapę nie pierwszy raz. Ku swojemu zdziwieniu usłyszała głuchy stukot. Jakby ktoś szarpał i uderzał przewody elektryczne przechodzące przez cały budynek. Mieszkanie było położone na 15 piętrze, czyli trzy piętra poniżej dachu. Usłyszała ryk zwierzęcia. "Matko Ateno, to nie brzmi dobrze" pomyślała.

Szybko podbiegła do stolika nocnego, żeby zabrać sztylet. Wybiegła z mieszkania, wypadając na klatkę schodową.  Zwyczajny nowojorski wystrój. Białe ściany i szarobure balustrady. Przy tym stara, niebezpieczna winda. Na korytatzu stała starsza kobieta ze zgarbianą postawą i niszadowolonym grymasem twarzy.
- Na starość nie można marzyć o ciszy w tym mieście szczurów. Powodzenia, młoda damo!- klepnęła dziewczynę mocno po plecach, Ann posłała jej dziwne połączenie szczerego uśmiechu, zakłopotania i grymasu bólu. Kierowała się schodami w górę pnąc się po niekończących schodach. Dotarła do zamkniętych drzwi prowadzących na dach. Prostym pchnięciem otworzyła drzwi.

Spoglądała na niesamowite widoki Nowego Jorku. Wysokie wieżowce przebijały się przez panoramę miasta. Za każdym razem ten obrazek uruchamiał u niej jej architektoniczny zmysł. Z zamyśleń wyrwał ją następny ryk. Odwróciła się i spojrzała w górę. Przez niebo przebijało się majestatyczne stworzenie. Gryf. Skrzydła były pokryte czarnymi błyszczącymi piórami. Miał błyszczącą lwią grzywę, która komicznie wymachiwał w prawo i w lewo, jak modelka w reklamie szamponu. Opadł na dach, który zatrząsł się od spotkania jego ciężkich łap z sufitem. Annabeth automatycznie zaszarżowała Niebezpieczeństo jakie stwarzał dla mieszkańców lub turystów było za wysokie. Przebiegła po dachu i prześlizgnęła się pod kreaturą. Wyciągnęła rękę i przejechała nią po jego brzuchu. Po latach wprawy mogła sobie na to pozwolić i poznać te zwierzęta. Wdrapała się na jego grzbiet i uczepiła się kępy na jego grzywie. Gryf wzniósł się w niebo. Annabeth poczuła się szczęśliwa i zwycięska. Może za wcześnie, ponieważ pióra stwora okazały się piekielnie śliskie. Ann ześlizgnęła się z jego tłowia. Gorączkowo próbowała się złapać, ale niestety nie wytrzymała. Leciała w dół.

4 godziny wcześniej

"Do: Pani Annabeth Chase:

Percy Jackson zaginął w tajemniczych okolicznościach. Poszukiwania trwają."

http://malaobora.blogspot.com/<---- wbijajcie świnki

Honeymoon, czyli miesiąc miodowy według Percy'ego JacksonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz