Dziewczyna wychodząc z domku zaczerpnęła wielki chaust świeżego powietrza. Prawie się udusiła przez jedno słowo.-Sofía!- tylko jedna osoba wymawiała jej imię z tak dźwięcznym francuskim akcentem. Miłośnik wszystkiego co piękne, tandetnie słodkie i heroiczne. Spojrzała w stronę domku Afrodyty, by przywitać jej dziwnego towarzysza o imieniu Eric. Nie był przystojny, choć jego uroda była zaskakująca. Miał figurę niskiego elfa i rudo-kasztanowe włosy. Dziewczyna prawie widziała jak stał 10 minut przy lustrze, by jego loki wyglądały na idealnie rozczochrane. Na białym nosie widniały piegi, a jego uśmiech rozciągał się od ucha do ucha. Jego zęby są białe niczym śnieg, a oczy zniewalająco zielone. To typ urody na, którą patrzysz godzinami nie chcąc oderwać wzroku. Pełen oczarowania podbiegł do niej.
- Ty mój melodramacie w hiszpańskiej operze mydlanej!- próbował ją uścisnąć w geście nie pohamowanej miłości do wszystkiego co żyje. Dziewczyna zrobiła krok do tyłu i teatralny ruch rękoma oznaczający "wyrażam jednogłośny sprzeciw!"
- Eric, proszę cię nie przy ludziach- uśmiechnęła się do niego promiennie. To go uspokoiło. Można go porównać do baaardzo naprzykrzającego się kundelka, który nie przestanie cię lizać póki nie dasz mu smakołyka.
- No dobrze to się przebierz, skarbie- dziewczyna patrzyła na niego, nie wiedząc czy się obrazić czy zapytać o modową radę. Sam ubrany był w granatowe spodnie imitujące dżins, bordowy podkoszulek, czarne zamknięte buty i elegancji szary szaliczek. Chwile później nie mogła zaprzestać nie pohamowanego wybuchu śmiechu. Eric złożył ręce na piersi i obdarzył ją nieprzychylnym spojrzeniem.
- Kwiatuszku wiśni, uwierz mi nie będę bliżej niż pół metra, obok osoby ubrane jak - machnął palcem w powietrzu zataczając kółko - jak ty -dokończył.
Sofi spojrzała na swoje ubrania. Miała na sobie czarne dżinsy, czerwoną koszulkę na ramiączkach z napisem "Go Hogwarts", skórzane brązowe botki i bordowy płaszczyk. Pomyślała, chociaż nie jest wyrocznią stylu, że zestaw całkiem pasował. Nie słuchając dogryzań chłopaka, obeszła go i rozejrzała się. W obozie półbogów w reszcie przyszła jesień. Co może wydawać się dziwne lecz pod błaganiami herosów Chejron uległ prośbie. Wszystkich nużyło ciągłe lato i upały. Więc teraz pod drzewem Thali leżały brązowe, złote i ciemno zielone liście, w oknach stały dynie z podobiznami bogów, które podświetlały krople złota. Obóz herosów wydawał się tętniący życiem. Na placach były porozstawiane sztalugi dla pełnych natchnienia dzieci Apolla. Na boisku rozgrywał się nie zwykle interesujący dla kibiców mecz. Udział w nim brały dzieci Hermesa. W pierwszym rzędzie prowizorycznych trybun (bo były to rozłożone na ziemi koce) siedziały dopingujące i zniewalające córeczki Afrodyty. Nie mówiąc, że wszystkie dziewczyny od bogini to zwracające jedynie na wygląd tępaki. Brońcie bogowie! Koło niej właśnie stał chłopak, który wyglądał jak wzięty z Hobbita elf, miał wyjątkowo dziwny charakter i był jednym z jej najbliższych w obozie osób. Jednak te osobniki siedzące na kocu w pierwszym rzędzie nie były jej ulubienicami. Dziewczyny uwielbiały wysokie szpilki, które były zupełnie nie praktyczne w walce. Chyba, że przeciwnik chciał ci wydłubać oko. Na pobliskim kocyku siedziały dzieci Dionizosa, które zakładały się o wygrane w meczu. Na pierwszy rzut oka widać, że są rodzeństwem. Mają typowy dla nich brązowy odcień włosów i oczu. Wszyscy są uśmiechnięci, a część z nich piję dietetyczną cole wymieszaną z nie znanym jej trunkiem. Byli zdecydowanie jednymi z ulubieńców Sofi, dzięki błyskotliwemu poczuciu humoru i ich lojalności. Z zamyśleń wyrwał ją nabierający w siłę ból. Pochyliła się i oparła na Ericu. Złapała ją nagła migrena, wydawało jakby wżerała się dziewczynie w pamięć.. Zaczęła masować skronie, a przed oczyma przewijały jej się obrazy Hazel Leavesque. Zobaczyła dogasający blask ognia, który przerodził się w wysoki płomień. Zaślepił ją. Nie słyszała już śmiechu obozowiczów, piłki odbijającej się od podłoża boiska do koszykówki i krzyku zawodników. Widziała tylko twarz dziewczyny, otwierającej usta. Sofia nie zrozumiała ani słowa. Słyszała jedynie strzelanie żaru i odgłosy świerszczy. Sofia pamiętała, że myślała nad tym co wywołuje ten dźwięk. Czy wszystkie naraz wdychają i wydychają powietrze? Hazel złapała ją za ręce. Były tak zimne, że dziewczyna od razu się wzdrygnęła i odsunęła. Gdy znowu na nią spojrzała jej oczy zrobiły się szkliste. miała tak wielkie źrenice, że oczy wydawały się niemal czarne. Z ruchu ust dało się wyczytać jedynie krótkie: "przepraszam" i opuszek palca spoczął na jej czole. Dziewczyna znowu zobaczyła płomień, i zniekształcone "przepraszam, przepraszam". Obudziła się skulona. Na twarzy miała grymas zupełnie nie przypominający uśmiechu. Na ramieniu poczuła dłoń Erica.
- Zestrzelony gołąbku nic ci nie jest?- obróciła głowę i spojrzała na chłopaka. Zmarszczył nos, brwi wykrzywił tak, że prawie nie było widać mu oczu. Chłopak martwił się o przyjaciółkę nie na żarty.
Sofi odkaszlnęła nie naturalnym głosem
- Tak, w porządku! Mam tylko częste bóle migrenowe i to wszystko- skłamała i posłała mu fałszywy uśmiech. Korzystając z jego pomocy stanęła na nogach. Chłopak wyraźnie się przejął, nie do końca wierząc w jej historyjkę..
-Może odstawiłbyś mnie pod domek? Nie czuję się najlepiej... - dodała, wpatrując się w niego.Po sekundzie stracił nią zainteresowanie i patrzył na coś za jej plecami Zamierzała się oddalić, bez niego.
- Nie stój!- złapał ją za ramiona- Mamy gościa!- usłyszała jego zachwycony głos odwróciła się na pięcie, zrzedła jej mina. Stała twarz w twarz z brunetką, o ciemnym kolorze skóry, brązowymi oczami i niesamowicie ciemnymi źrenicami.
http://malaobora.blogspot.com/<----- Self promo? NIeeeeee
CZYTASZ
Honeymoon, czyli miesiąc miodowy według Percy'ego Jacksona
FanfictionFanfiction na podstawie serii Ricka Riordana "Percy Jackson i bogowie Olimpijscy" i "Percy Jackson i Olimpijscy Herosi". Historia opowiada o herosach, którzy przeżywają następną przygodę po swoich wcześniejszych cierpieniach. Powodzenia!