Rozdział 4

1.8K 120 9
                                    

Moje ręce owinęły się wokół jej talii. Czułem pod dłońmi ciepło jej skóry, gładkość jej sukienki. Moje oczy starały się znaleźć jej.
Tyle, że ja tego nie chciałem. Starałem się zrobić krok do tyłu, ale nie mogłem. Kiedy próbowałem, moje kolana lekko sie ugięły, po czym wróciły do poprzedniej pozycji. To przypominało mi domek z kart. Ktoś bardzo długo się stara, by go zbudować. A gdy po wielu godzinach kończy, domek stoi przez pięć sekund i znowu leży. Tak dokładnie było ze mną. Długo się starałem by zmienić pozycje, a efekt był znikomy.
Moja prawa dłoń zaczęła zjeżdżać po udzie Lydii.
-Stiles - powiedziała patrząc mi w oczy- Przestań.
Przestań! Krzyczałem sam do siebie.
Zabiłeś mnie.
Znieruchomiałem. Obaj przestaliśmy robić cokolwiek.
-Nie - szepnąłem, co dokładnie chciałem.
Szybko odsunąłem się od niej i wyciągnąłem wszystko z kieszeni spodni. Położyłem to na kuchennym blacie, po czym stanąłem na drugim końcu pokoju.
-Lydia - wysapałem. Miałem bardzo mało czasu- Słuchaj mnie uważnie. Zostawiam Ci tu wszystko. Klucze, dokumenty. Pilnuj tego.
-Stiles - zrobiła krok do przodu - Co się dzieje?
Zobaczyłem, że sięga po nóż, który leżał za nią. Podniosłem ręce, w geście kapitulacji.
-Nie chcę zrobić Ci krzywdy - szepnąłem, poczułem jak do oczu napływają mi łzy.
Dokładnie w tym momencie przestałem cokolwiek widzieć.
Sprawiasz, że zabicie Cię jest coraz łatwiejsze.
Miałem czarno przed oczami. Rzuciłem sie na ziemię i starałem uspokoić oddech.
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. W pierwszym momencie nic nie widziałem. Poprostu było ciemno. W drugim byłem już w białym pomieszczeniu. Chociaż nie mogłem nazwać tego pokojem, nie widziałem żadnych drzwii, okien. Wszystko idealnie białe.
-Lydia?! - krzyknąłem. Odpowiedziało mi tylko echo własnego głosu.
Stiles.
Rozejrzałem się. Ale n a p r a w d ę, nikogo tam nie było.
Jesteś słaby.
-Co? - szepnąłem, chcąc wiedzieć o czym ten mężczyzna, co wywnioskowałem z głosu, mówi.
Tak łatwo zająć Twoje miejsce.
-Nie - mruknąłem, wiedząc już kto jest moim rozmówcą.
Zacisnąłem dłonie w pięści, zamknąłem oczy i myślałem o Lydii. O jej włosach, zapachu, ustach. Wszystko co się składało na dziewczynę, którą kocham. I do której chciałbym wrócić.
To był tylko pokaz Stiles.
Gdy otworzyłem oczy, stała przede mną. Zasłaniała usta dłońmi, ale jej krzyk rozbrzmiewał w całym pokoju.
Spojrzałem na siebie. W prawej ręce trzymałem nóż. Natomiast wzdłuż żył lewej leciała krew. Co dziwne znowu stałem. Zrobiło mi się słabo, ale starałem się utrzymać na nogach. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwii.
-Stiles?
Odwróciłem głowę ku drzwiom. Parrish stał w nich z wymierzona we mnie lufą pistoletu.
Gra dopiero sie zaczyna.
Zanim zareagowałem, ziemia mnie podparła.

__________________

Przepraszam, ze taki krótki, ale na telefonie pisanie jest dość niewygodne.
Już w weekend pojawi sie następny rozdział ;)

There Is No Place For Us || StydiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz