9. Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

281 30 0
                                    

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

I choć zostaniemy rozdzieleni, nasze dusze zjednoczą się ponownie pod naszym sztandarem.

- Dajcie mi chwilę spokoju, przecież tylko mnie podwieźli! - bezustanne tłumaczenia, że nic nie zaszło między mną a chłopakami nie ruszyły się ani trochę z linii startu. Dziewczyny nie mogły się pogodzić z faktem, iż ledwo zapisałam się do Amorisa, a już wszystkie najlepsze kąski się za mną uganiają.

- A to? Co on tutaj robi? - Rozalia stanęła z płaszczem Lysandra w dłoni i zaczęła energicznie tupać stopą. Spojrzałam na nią krzywo i niechętnie. Poczułam, że na moje policzki wpływa delikatny rumieniec. Podejrzewam, że pojawił się tam dlatego, że nie pamiętałam skąd dokładnie mam część garderoby chłopaka. - Hej, Skarbie. Nie rumień się tak. Wiem, że Lysiu wpadł ci w oko - przez ułamek sekundy miałam wielką ochotę zadźgać białowłosą łyżką, a następnie rozebrać ją do suchej nitki. Zastanawiałam się, jak swobodnie może mówić takie brednie. Racja, Lysander był przystojnym chłopakiem, ale to nie znaczyło, że zatraciłam się w nim po uszy, tylko dlatego, że posiadałam jego płaszcz.

- Dlaczego musisz być taka dosadna? - wtrąciła się cicho Violetta. W myślach byłam jej wdzięczna za to, że odważyła się przerwać te przenikliwe spojrzenie Rozy.

- Ja? Proszę cię, spójrz na nią. To ona wymiguje się od prawdy, kręcąc, że nic się specjalnego nie wydarzyło. Prędzej czy później i tak się wszystkiego dowiem. Mam od takich rzeczy Leo! - wypięła dumnie pierś i spojrzała z góry na niziutką Violę.

- Wiesz, wątpię, by Lys był na tyle wylewny, żeby spowiadać się starszemu bratu z tego, co się wydarzyło... - odsapnęłam, widocznie znudzona tą, jakże doprowadzającą mnie do szału, konwersacją. Ponownie spojrzałam na Rozalię. Z jej oczu cisnęły pioruny, które mogłyby powalić nawet wielką kupę mięsa. Pokręciłam karcąco głową i zwróciłam się w stronę Violi. - Mogłabyś zostawić nas na chwilę same? Nie chcę, żebyś widziała to, co zaraz się tutaj wydarzy - nasz Niziołek wstał i zabrał szkicownik, ołówki i kilka kredek. Zapewne miała zamiar ponownie narysować coś, co zaparłoby dech w piersiach nawet Michałowi Aniołowi.

- I tak miałam się zbierać. Mam jeszcze sporo pracy. Do zobaczenia! - powiedziała szybko, ale było słychać, że jest ucieszona z tego, iż nie musiała sama nas opuszczać. Czasami naprawdę mnie zaskakiwała swym stoickim spokojem. Pomachałyśmy jej ręką na pożegnanie i wróciłyśmy do siebie spojrzeniami.

- Mów, co się stało. Przede mną i tak się nie uchronisz, bo jak to mówią: "Ma się wtyki - ma się prąd". Sophie! - zrobiła minę szczeniaczka i najbardziej maślane oczy jakie potrafiła.

- Mówiłam ci, byś nie zdrabniała mojego imienia, ale jeżeli już wolisz wypowiadać je w ten sposób to proszę bardzo, ale nie przy ludziach - zlustrowałam ją od góry do dołu i uśmiechnęłam się podejrzanie. - Chcesz wiedzieć? - kiwnęła szybko głową. - Tylko nie myśl, że robię to, bo ty tak chcesz - rozsiadłam się wygodniej na łóżku i wciągnęłam powietrze ze świstem do ust. - Dobrze, więc słuchaj - opowiedziałam jej wszystko, omijając fakt o zamkniętym pokoju w sierocińcu, historię o mojej protezie, drobną kłótnię chłopaków, mój szloch i sytuację na tylnym siedzeniu. Wolałam zachować te prywatniejsze sprawy dla siebie i osób obecnych przy nich. Czasami lepiej trzymać język za zębami. Przysunęła delikatnie swą twarz do mojej i zaczęła szukać najdrobniejszych oznak bluźnierstwa. Po kilku sekundach przyglądania się mojej zażenowanej twarzy, jej usta wygięły się w wesoły bumerang. Fakt, nie poznała we mnie kłamcy, ponieważ powiedziałam jej całą prawdę, omijając tylko kilka gorących, dla niej, tematów.

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem. - Słodki Flirt (FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz