20. Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

210 24 3
                                    

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

Czujesz się jak potwór? Spokojnie, są gorsi od Ciebie.

Odsunęłam się od wujka, uśmiechając się szczerze. Naprawdę dawno się nie widzieliśmy, nawet nie rozmawialiśmy od kilku miesięcy! Mimo tego wszystkiego nie chciałam tam zostawać. Dopiero w Amorisie znalazłam prawdziwych przyjaciół, wyrozumiałych nauczycieli. Po prostu tamte liceum było miejscem, w którym nawet ja zdołałam się zmienić - wydaje mi się, że na lepsze.

Odwróciłam się tyłem do mężczyzny i spojrzałam w stronę wejścia do salonu. Czekałam cierpliwie na jakąś interesującą scenę ze strony cioci i jak chciałam, tak się stało. Wchodząc do salonu, stanęła w progu i spojrzała na mnie. Oczy kobiety zaszły mgłą, a jej usta zaczęły drżącym głosem wypowiadać jakieś słowa. Ruszyła się z miejsca i w biegu rzuciła mi się na szyję, prawie mnie przewracając. Powinna dostać Oscara za tak świetnie odegraną rolę. Nigdy bym się nie spodziewała, że zagra tak cudownie stęsknioną ciotkę. Zwłaszcza po tym, co się stało przed moim wyjazdem... Postanowiłam, że będę równie wredna co ona. Ceremonialnie objęłam ją ramionami najmocniej jak potrafiłam, smarkając cicho w jej ramię.

- Tak bardzo za tobą tęskniłam, ciociu - powiedziałam łamiącym się głosem. Kątem oka zauważyłam, że wujkowi z wrażenia szczęka opadła. Gdybym była na jego miejscu, po zobaczeniu czegoś takiego w roli największych wrogów, mogłabym spokojnie umrzeć. Odkleiłam się od niej, udając, że wycieram łzy. Ona postąpiła w podobny sposób, patrząc spod grzywki na wujka. Gdyby on tylko widział jej wredny uśmieszek w tamtej chwili...

Usiedliśmy spokojnie przy stole i zaczęliśmy rozmawiać, jedząc pierniczki. Opowiedziałam im o moich przyjaciołach i znajomych. Naprawdę przyglądali mi się z wielkim zainteresowaniem - nie licząc fałszywej ciotki. Konwersacja toczyła się w najlepsze, jednak w pewnym momencie wymsknęło mi się pewne zdanie, a właściwie fragment piosenki, który wypowiedziałam melodyjnie.

- Ideał to brednie, a miłość jest fałszem... - włożyłam w to tyle bólu, że aż mi samej zrobiło się niesamowicie smutno. Wujostwo patrzyło to na siebie, to na mnie. Widziałam zdenerwowanie na ich twarzach.

To był mój ostatni dzień w domu dziecka. Wszystko, co należało do mnie, zostało już spakowane. Jedynie tekstu piosenki, który był wyryty na ścianie w pokoju, nie mogłam zabrać. "Ideał to brednie, a miłość jest fałszem. Dlaczego wciąż we mnie tkwi pustka, ból straszny?". Nie pamiętam, kto to napisał, ale znałam bardzo dokładnie tę piosenkę i melodię. Zawsze ją nuciłam i śpiewałam.

Czekałam przed domem dziecka na rodziców adopcyjnych, głośno recytując każdą zwrotkę "Lie" (bo taki tytuł nosiła ta pieśń). Nawet nie zauważyłam, kiedy przyjechali. Stali tylko nieruchomo i patrzyli się na mnie wyłupiastymi oczami. Wyglądali dziwnie. Może faktycznie robiłam coś niedorzecznego, mówiąc na głos słowa ze ściany w pokoju, ale jako dziecko nie zwracałam na to uwagi. I tak już bardzo się wyróżniałam na tle tych wszystkich bachorów. Wsiadłam z nimi do auta, ignorując ich zaskoczenie.

Po tej całej sytuacji miałam wrażenie, że obudziłam się właśnie w tamtym momencie, siedząc z wujostwem na kanapie. Patrzeli na mnie równie zaskoczonym wzrokiem, co wtedy.

- Czyli już pamiętasz... - odezwał się drżącym głosem wujek. Kiwnęłam głową, patrząc na nich łagodnym wzrokiem. Z zewnątrz wyglądałam jak oaza spokoju, ale w środku nerwy targały mną na wszystkie strony. Miałam ochotę krzyczeć, płakać i śmiać się jednocześnie. A to wszystko tylko dlatego, że byłam bezsilna w tej całej sytuacji. Nie mogłam nic zrobić, nawet nie miałam odwagi, by porozmawiać z nimi o adopcji.

- Taki miałam cel, wysyłając ją do Kuro. Przecież nie chciałam, żeby znalazła sobie przyjaciół - wywróciła oczami, patrząc zirytowanym wzrokiem na mnie. Słuchałam tego, co mówiła i analizowałam każde zdanie bardzo dokładnie. Chwileczkę... Ona wysłała mnie tam celowo?! Chyba za chwilę zwariuję.

- Ale jak to? Ta sytuacja w sklepie była zamierzona...? - zapytałam cichym głosem.

- Uhm... - mruknęła tylko w odpowiedzi, patrząc na mnie spode łba. Zabolało mnie to. Myślałam, że naprawdę zdradza wujka, a tu... tylko udawała. Ale... na czyją to było korzyść? Dlaczego miałam się tego dowiedzieć sama? Nie mogli mi o tym powiedzieć tak po prostu jak inni rodzice adoptowanych dzieci? - Mam jeszcze jedną rzecz z tobą do omówienia. Właściwie... MY mamy - zaakcentowała "my", jakby chciała zmusić mężczyznę do oddzwania się w końcu. Wujek podniósł głowę. Wyglądał na przybitego. Pewnie ja miałam podobny wyraz twarzy.

- Sosia, wiesz... - zaczął, chociaż brzmiało to tak, jakby po prostu nie chciał tego mówić. Ponagliłam go wzrokiem, przenikliwie wpatrując mu się w oczy. Byłam rozkojarzona. Chciałam wiedzieć, co mają mi do powiedzenia, ale jednocześnie bałam się tej wypowiedzi jak dziecko potworów spod łóżka. "No już, powiedz to!" krzyczały oczy ciotki. Sama mogła to z siebie wyrzucić, a jednak mieszała w to wujka. Mężczyzna wziął głęboki oddech i otworzył usta, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. - Uspokój się. Chcemy ci powiedzieć, że...

***

O rany, rany (jestem niepokonany~). Zostawię to bez komentarza...

~ tekst do "Lie" należy do Miabelli Cross ~

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem. - Słodki Flirt (FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz