19. Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

211 24 3
                                    

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem.

Śmierć wcale nie jest bolesna.

Usiadłam na progu i zdecydowałam, że poczekam na nich. Nie miałam innego pomysłu, dlatego tylko spokojnie zawinęłam się w kłębek, myśląc o tym, kiedy wrócą.

Mijały kolejne minuty, może nawet godziny. Nie jestem pewna. Czułam okropne zimno, które drażniło mą delikatną skórę. Mogłam zainwestować w cieplejsze buty... Siedziałam na schodach, co chwilę puszczając parę z ust. Naprawdę, lepszej pory na wyjście z domu nie mogli znaleźć. Przypomniałam sobie, że przecież są tylne drzwi. Odkąd pamiętam zostawiali klucze w doniczce przy zapleczu. Podniosłam się i zbiegłam ze schodów, ciągnąc za sobą walizkę. Gratulowałam sobie w myślach za ten genialny pomysł wejścia do środka przez podwórko.

Odłożyłam bagaż obok drzwi i zaczęłam rozglądać się za doniczką.

- Jest! - ucieszyłam się, że w końcu będę mogła się ogrzać, bo ile można stać na mrozie? Wsadziłam kluczyk do dziurki i prędko odkluczyłam drzwi. Mym oczom ukazał się znajomy obraz. Turkusowe ściany, stare meble i ten specyficzny zapach, który w każdym domu jest inny. W głębi duszy tęskniłam za tym miejscem. Szkoda, że głównie za nim...

Podreptałam pewnie do swojego pokoju. Odkąd wyjechałam, nic się w nim nie zmieniło. Te same barwy, te same meble. Rzuciłam bagaż pod ścianę i padłam na łóżko, wydając z siebie głośne westchnięcie.

Tylko parę kroków dzieliło mnie od znalezienia się w jego pokoju. Byłam blisko. Jeden, dwa, trzy i bum! Gwałtownie nacisnęłam klamkę, wskakując do pokoju chłopaka.

- Ha! Tego się nie spodzie... - dostrzegłam, że pomieszczenie jest puste. - ...wałeś - zamknęłam drzwi z zażenowaniem wymalowanym na twarzy. Miał na mnie czekać, a jak zwykle gdzieś sobie poszedł. Jak on mnie denerwował! Usiadłam na jego łóżku i zaczęłam machać nogami ze zdenerwowaniem. Zawsze psuł moje niecne plany. Liczyłam, że tym razem to ja wygram, ale jak zwykle mnie przechytrzył. Nagle usłyszałam cichy szelest, jakby ktoś odwijał cukierka z folii. Rozejrzałam się po pokoju, jednak nikogo nie zauważyłam. Wystraszyłam się. Dodatkowo po pomieszczeniu rozbrzmiał głośny oddech, który rozlegał się ze wszystkich stron.

- J-Jest tu ktoś? - jęknęłam przerażona. Od razu po moich słowach poczułam zimne dłonie na kostkach. Zlękłam się. Automatycznie wstałam, wyrywając się z objęć potwornych rąk i pobiegłam w stronę drzwi. Serce biło mi jak szalone. Myślałam, że już zwariowałam i gdy miałam naciskać klamkę, ktoś objął mnie od tyłu. Był ciepły, jednak jego dłonie... one były lodowate. Zaczęłam piszczeć i się szarpać, ale to nic nie dało. Padłam na kolana i zaczęłam łkać.

- Proszę, nie zjadaj mnie! - wycedziłam, ocierając łzy z policzków.

- A-A-A-Ale Soph! J-J-Ja tylko żartowałem! - białowłosy chłopiec usiadł naprzeciwko mnie ze skruszoną miną. - To miał być tylko żart - wziął moje dłonie w swoje i pocałował je. Patrzyłam na niego, wciąż płacząc.

- Nigdy więcej tak nie rób! - wydarłam się przez łzy, rzucając mu się na szyję. - To było okropne. Myślałam, że zje mnie potwór z tego filmu, który mi wczoraj puściłeś - mocniej wtuliłam się w jego rozgrzane ciało, sprawiając, że jego koszulka stała się natychmiast mokra.

- Naprawdę przepraszam, nigdy więcej tak nie zrobię - pocałował mnie gdzieś w głowę. Zrobiło mi się gorąco i jeszcze mocniej się rozpłakałam. Lysander wsunął jedną dłoń w moje włosy, a drugą położył na mojej talii. - Spokojnie - szepnął mi do ucha i zaczął nucić "Lilium". Ta piosenka mnie uspokajała. Nie mam pojęcia, skąd on o tym wiedział, ale nie pytałam. Zmęczona szlochem, zasnęłam w jego ramionach.

Obudziłam się. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie się znajduję, a na twarzy czułam ostre rumieńce. Przejechałam dłonią po policzku. Był mokry. Płakałam? Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozglądając się po pokoju. Gdyby nie to, że niedaleko łóżka leżała walizka, nadal zastanawiałabym się, gdzie jestem.

Wstałam na podłogę. Do moich nozdrzy dotarł zapach pierników. Po prostu uwielbiałam te ciasteczka. Świąteczny smak, chrupiąca konsystencja... No jak można nie lubić pierników? Delikatnie uchyliłam drzwi pokoju, rozglądając się na boki czy nikogo nie ma.

- Droga wolna! - powiedziałam sama do siebie, czując się jak w grze w podchody. Zeszłam powoli po schodach i stanęłam twarzą w twarz z pięknie ozdobionym salonem. Widziałam w tym wszystkim pracę wujka. Kolorowe łańcuchy na oknach, żywa choinka ozdobiona różnymi bombkami, na której czubku stała złota gwiazda, biały obrus na stole. Świąteczna atmosfera sprawiła, że moje serce zmiękło. Mogłam każdemu wszystko wybaczyć. Nieważne było to, co zrobił. To był wyjątkowy dzień, w którym prawie zawsze sprawiałam radość innym.

Weszłam do salonu. Przed telewizorem siedział wujek. Brakowało mi tego widoku. Zmienił się tylko jeden drobny element - mężczyzna nie oglądał serialu kryminalnego, tylko zwyczajny, świąteczny film. Mnie samą zamurowało, a co zrobiłaby reszta rodziny, gdyby zobaczyła, że wujek zmienił swoje przyzwyczajenia? Ciężko odpowiedzieć na te pytanie.

Wzięłam głęboki oddech ustami i wypuściłam powietrze nosem. Musiałam przywitać się w końcu z wujostwem. Zrobiłam pierwszy krok, a za nim kolejne i kolejne, i kolejne.

- Wróciłam! - stanęłam obok fotela, uśmiechając się wesoło do wujka. Widziałam jak w jego oczach zaczęły tańczyć ogromne promyki. Prędko wstał i przytulił mnie. - Też tęskniłam - zaśmiałam się, całując go delikatnie w policzek.

- Jadzia! Sophie wróciła! - krzyknął uradowany, mocno ściskając moje ciało. Usłyszałam tylko coś w stylu: "Już idę!", a już wiedziałam, że będzie ciekawie.

***

Chyba widać, że ostro wyszłam z wprawy. Ale no, teraz rozdziały będą pojawiały się o wiele częściej niż kiedyś. Miłego czytania! :3

Ideał to brednie, a miłość jest fałszem. - Słodki Flirt (FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz