Rozdział I

376 19 1
                                    

Wszystko zaczyna się właśnie tu. Pieczęć nad królestwem sprawuje dobra królowa, hojna dla swoich poddanych, pomagająca biednym. Jest przykładem dla wszystkich, każdy w tym królestwie darzy ją należycie okazałym szacunkiem. Zresztą w pełni na niego zasłużyła. Każdemu może zdawać się, że jest zupełnie szczęśliwa. Klejnoty, berło... to wszystko ją, zdaniem innych, wypełnia. Jednak jest zupełnie inaczej. Ona tylko pragnie doświadczyć uczucia nazwanego miłością. Prawda jest taka, że bywa zdradliwe, a czasem zbyt często kłamie. Omylnie sugerując nam, że kocha się ze wzajemnością. Jednak jej to nie wadziło, pragnęła tego zaznać za wszelką cenę, ale nie takim kosztem. Nie w taki sposób, jaki los ją obdarował, a zarazem ukarał. Czy uczucie kłucia w sercu, wystukiwanie rytmu w ciele, dreszcze rozchodzące się jak fale, uderzające ze zdwojoną siłą w skały jest warte tego, co ją czeka? Dowiedzcie się sami.

Księżyc wdrapał się na niebo, wyjrzawszy zza szmaragdowych gór, przeciągnął się leniwie i roztoczył na tle nocnego nieba białą poświatę, zawstydzając swym blaskiem gwiazdy. Świerszcze nuciły melodię, rozbrzmiewającą cichuteńko w krzakach wilczych jagód. Tylko osoby, które chciały zjednoczyć się z naturą, słyszały tą cichą pieśń. Lecz tylko do nielicznych docierał jej przekaz. Strumienie wody wiły się pod przełęczy skarpą, wzdychając. Ludzie o tej porze smacznie drzemali w domach, otoczeni ciepłem, a to właśnie o tej porze było tu najpiękniej. Zwierzęta wychodziły na nocne polowania, choć zdarzały się i takie dni w których tylko przechadzały się, odpoczywając od zgiełku życia codziennego. Niewątpliwie dzisiejsza noc do takich należała.

Anastasia, przyszła królowa, obecnie księżniczka, jest cichą, miłą osobą. Ma swoich podwładnych, służących, przyjaciół ze szlachetnych rodów, a nawet paru szlachciców, którzy zabiegają o jej względy. Nikt nigdy nie przypuszczałby, że czuje się tutaj tak źle, jak w klatce. Cieszy się za każdym razem, gdy opuszcza to miejsce. Jednak żyje myślą, że musi tu wracać. Nie dla siebie. Dla poddanych, którzy nie są niczemu winni.

Anastasia naciągnęła na siebie spodenki, uszyte ze zasłony w pokoju, która skutecznie blokowała dochodzące światło księżyca i słońca. Ubrała także bluzkę, zrobioną z prześcieradła. Zdjęła całą biżuterię, jaką na sobie miała i swawolnym krokiem ruszyła ku grawerowanym drzwiom od komnaty. W zamku panowała wzorowa cisza, którą zakłóciły skrzypiące drzwi.

Jest dobrze - pomyślała, gdy z żadnej strony nie dobiegł odgłos cudzego stąpania po posadzce. Pewnie ruszyła po schodach, boso. Żadne z butów, które posiadała nie nadawały się do tego typu spacerów po lesie. Musiała poradzić sobie bez obuwia, jednak nie przeszkadzało jej to. Las, dzięki Garry'emu, przystojnemu strażnikowi o blond włosach był nieskazitelnie czysty. Żaden odłamek szkła lub innego, kaleczącego przedmiotu, prócz igliwia nie miał prawa się tam znaleźć. Weszła do ogrodu. W powietrzu uniósł się zapach róż, posadzonych od jasnoróżowych po ciemnoczerwone. Tulipany pod przymusem wiatru, uginały się na łodygach, roznosząc swój delikatny aromat. Cały ogród przepełniały kwiaty, sprowadzone specjalnie dla Anastasii, które tak bardzo kochała. Lubiła o nie dbać, zawsze gdy wyjeżdżała brakowało jej tej woni, która wypełniała jej cztery ściany za każdym razem, gdy uchylała balkonowe drzwi. Obok furtki, zdobionej nieznajomymi jej postaciami stała altana. W tej właśnie altanie, utrzymanej w historycznej stylizacji kostiumowej, artysta ostatecznie wyzwolił się ze sztywnych zasad akademickiej konwencji, poddając się motywom natury.

Nacisnęła na pozłacaną klamkę. Przez panujący mrok nocy, kształt rozmazał się w jej źrenicach, czuła jedynie zaokrąglony, ruchomy fragment, uginający się pod ciężarem jej dłoni. Pchnęła go przodu. Po rozlegającym się w jej uszach, charakterystycznym skrzypieniu wywnioskowała, iż udało jej się otworzyć furtkę. Przymknęła lekko oczy, spoglądając na rozbłyskującą nieco dalej lampę, jednocześnie przyzwyczajając oczy do jaskrawego blasku. Ruszyła krętą ścieżką, wijącą się w stronę mostu. Z każdym krokiem stawała się wolniejsza i pewniejsza siebie. Lampa zamigotała parę razy, Anastasia napięcie obróciła się do tyłu, gdy ostatecznie światło zgasło. Westchnęła cicho, nadal udając nieulękłą. Zmieniło się to jednak, gdy idąc dalej, kolejne światła traciły swą jasność. Było jednak za późno na odwrót, ścieżka liczyła sobie parę skrętów raz w prawo, raz w lewo. Musiała iść dalej, zdając się na charakterystyczny dla tej części lasu zapachu jodeł. Tym razem została zmylona. Drzewa podczas jej ostatniego wyjazdu zostały ścięte i sprzedane do wschodniego królestwa Angreem.

Pokochać Raz W ŻyciuWhere stories live. Discover now