Minął rok od sytuacji jaka miała miejsce w moim starym domu. No właśnie, w starym. Szczera kilkugodzinna rozmowa z moim tatą doprowadziła do tego, że nie potrafiłam na razie patrzeć mu w oczy. Czułam do niego obrzydzenie i pomimo tego, że wiedziałam, iż mnie kocha, to jednak potrzebowałam wyprowadzki z domu. Nic dziwnego, mam już 20 lat a dopiero rozwód rodziców otworzył mi oczy, że powinnam już dawno wyfrunąć z tego gniazda. Tata starał się jak tylko mógł, abym miała dobry początek w nowym i samodzielnym życiu. Starał się także o moje wybaczenie i ponowne zaufanie, a ja jako tzw. ,,córusia tatusia" nie potrafiłam się na niego zbyt długo gniewać. Pomimo tego jak bardzo zranił moją mamę zdałam sobie sprawę, że ja tu nie mam nic do rzeczy.
Z kolei mamę odwiedzałam często w jej nowym mieszkaniu tak samo jak i w pracy. Nareszcie miała swój własny mały ogródek, o którym marzyła odkąd tylko pamiętam. Chodziłyśmy razem na spacery albo też kiedy była taka potrzeba - przesiadywałam u niej cały dzień. Jednak nie chciałam cały czas być na doczepkę, dlatego postanowiłam dać mamie odrobinę prywatnej przestrzeni.
W tym momencie szłam do sklepu spożywczego, ponieważ musiałam wreszcie coś jeść. Ostatnio moi rodzice (oczywiście na zmianę) przychodzili do mnie w odwiedziny z tego powodu, że zachorowałam, dlatego kiedy oni byli, nie mogłam nawet wstać z łóżka, bo oni większość rzeczy za mnie robili. Zmiana pogody nie wpływa na mnie tak dobrze. Weszłam do środka i zaczęłam szukać produktów potrzebnych mi do dzisiejszej kolacji. Wyglądało to może odrobinę dziwnie z tego powodu, że stałam nawet z 15 minut, zastanawiając się czy to wziąć, czy też nie. Jednak gdy miałam już zapełniony koszyk, udałam się do kasy, ciesząc się, że mogę wreszcie stąd wyjść. Sprzedawczyni obdarowała mnie szczerym uśmiechem, a potem podała mi kwotę do zapłacenia. Dałam jej swoją kartkę kredytową i już po niecałych 5 minutach mogłam wyjść ze sklepu z dwoma siatkami wypełnionymi jedzeniem i napojami.
Ponieważ miałam blisko do domu droga zajęła mi 5 minut. Na dworze zaczęło się powoli ściemniać. Weszłam na czwarte piętro i stanęłam przed swoimi drzwiami. Położyłam na chwilę siatki na podłogę i wyjęłam klucz z przedniej kieszeni moich bordowych spodni. Otworzyłam drzwi i po wzięciu reklamówek z żywnością, weszłam do własnego mieszkania, uderzając nogą o drzwi aby je zamknąć. Po ogarnięciu wszystkiego rzuciłam się na swoją ciemnofioletową kanapę i miałam wrażenie, że z niej już nie wstanę. Spojrzałam na zegarek, który znajdował się na stoliku przed sofą, 20:15. Ku mojemu niezadowoleniu zadzwonił telefon. Jęknęłam, podnosząc się z wygodnej kanapy i podeszłam do komody, na której leżało urządzenie. Nieznany numer. Ciekawe kto to dzwoni? Przez chwilę wahałam się czy mam odebrać, czy rzucić ten telefon gdziekolwiek i pójść spać, ale po kilku sekundach przesunęłam zieloną strzałkę w prawo, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Yoboseyo? - Zapytałam niepewnie.
- Hyemi? Choi Hyemi? - Spytała się dziewczyna po drugiej stronie słuchawki z nutką nadziei w głosie.
- Um, tak. Kto mówi? - Usłyszałam, jak ta osoba wręcz wypuszcza powietrze z ulgą.
- Och, no tak. Nie wiem, czy mnie pamiętasz, jestem Kwon Dahee. Chodziłyśmy razem do tej samej szkoły średniej. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, oczywiście, że ją pamiętam. Jak mogłoby się zapomnieć chyba najbardziej artystycznie utalentowaną dziewczynę w całym liceum? Dodatkowo był taki czas, kiedy moje kontakty z Dahee były naprawdę dobre.
- Oczywiście, że Cię pamiętam. - Zaśmiałam się. - Dlaczego dzwonisz? - Nie mogłam się powstrzymać od tego pytania, ale miałam wrażenie, że zabrzmiało to trochę chamsko. Ona chyba jednak tego nie spostrzegła.
- Mogłybyśmy się spotkać? Chciałabym porozmawiać. - Odparła, a po chwili dodała: - pasuje Ci jutro w godzinach popołudniowych?
- Tak, pewnie, że tak. - Odpowiedziałam, a ciekawość już mnie zżerała od środka.
- Zadzwonię do Ciebie jutro z rana i ustalimy, gdzie i o której, arasso? - Mogłam sobie teraz tylko wyobrazić jaka była szczęśliwa. Ja sama cieszyłam się z jutrzejszego spotkania z dawną przyjaciółką.
- Arasso, to do jutra. - Odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam. Teraz to o czym marzyłam, to obejrzenie czegoś ciekawego w telewizji. Nie miałam zamiaru iść tak wcześnie spać. Nie chciało mi się już robić kolacji, dlatego postanowiłam przełożyć to na następny wieczór.
Usiadłam z powrotem na kanapę i włączyłam telewizję, ponieważ chciałam odgonić od siebie chęć spania. Siedzenie samej w domu czasami wydaje się bezbarwne i usypiające. Leciała jakaś komedia. Próbowałam się w nią wciągnąć i zrozumieć sens tego odcinka, jednakże to mało pomogło. Przecież całymi dniami nie mogę przesiadywać w domu, prawda? Być może kiedy moje kontakty z Kwon się odnowią, będę częściej wychodziła z domu na miasto. Od zawsze byłam osobą lekko nieśmiałą i nieufną. Nie lubiłam przebywać w dużych grupkach, jakie tworzyły się w szkołach. Mi wystarczyły tylko 2 lub 3 osoby do szczęścia, czasami nawet tylko jedna. Były takie chwile, kiedy jednak chciałam się zmienić, ale zawsze wracałam do punktu wyjścia. Najwidoczniej taki mój jest los.
Od tego ciągłego myślenia o jutrzejszym dniu i o tym, jak będzie wyglądało nasze spotkanie po kilku latach, czułam jak moje powieki się zamykają. Nie zorientowałam się także kiedy zasnęłam.
*
- Wstawaj, śpiochu! - Usłyszałam bardzo znajomy mi głos, ale zanim zdążyłam go rozpoznać do jakiej osoby on należał, poczułam, jak zsuwam się z kanapy i już po chwili ląduję na podłodze. Moje powieki powędrowały w górę i po chwili, które potrzebowały moje oczy do przyzwyczajenia się, zobaczyłam moją mamę, która stała nade mną i się uśmiechała. Od razu usiadłam, co najwidoczniej wystraszyło moją rodzicielkę jak i też mnie. Musiało to wyglądać komicznie.
- Mamo, nigdy więcej mnie tak nie strasz. - Złapałam się za głowę z niedowierzaniem. Kobieta ma doskonałe wyczucie czasu. Powoli zaczęłam żałować tego, że wyrobiłam dla niej klucze do mojego mieszkania.
- Zamierzasz przesiedzieć kolejny dzień w domu? - Jej mina i pozycja przypominała wściekłą mamę na swoje dziecko, które właśnie coś przeskrobało. Prychnęłam, gdy nagle przypomniało mi się, że Kwon miała dzisiaj rano do mnie zadzwonić. - Nie dzwonił nikt do mnie? - Spytałam swojej rodzicielki, a ona tylko pokręciła przecząco głową. Wstałam z dywanu i podeszłam do komody po mój smartphone, odblokowałam go, ale nie było żadnej wiadomości. Nic. Była godzina 9:10, dlatego postanowiłam poczekać cierpliwie. Może jeszcze śpi? Odłożyłam urządzenie na swoje miejsce i zerknęłam na mamę, która teraz ogarniała kanapę. Miałam wrażenie, jakby robiła u mnie za darmową sprzątaczkę. Jednak ciekawiła mnie jedna rzecz.
- Jaki jest powód Twojego niespodziewanego przyjścia? - Zapytałam, a kobieta średniego wzrostu spojrzała się na mnie swoimi dużymi oczami.
- Muszę mieć jakiś powód? - Uśmiechnęła się.
- No... nie. - Spuściłam wzrok na podłogę. - Tylko, że przyszłaś tak nagle.
- Nie na długo. - Chyba się domyślała, że w tej chwili chciała zostać sama z sobą. Po niecałych 20 minutach pożegnała się ze mną po czym wyszła, a ja teraz miałam czas na zrobienie różnych rzeczy. Coś przeczuwałam, że ten dzień będzie udany, a jedyne na co teraz czekałam, to na telefon od Dahee.
☆☆☆☆☆
Annyeong!
No więc rozdział 1. Od razu mówię, że akcja od razu się nie rozwinie, dlatego proszę o uzbrojenie się w cierpliwość. XD
Zapraszam Was na ff pt. ,,I Like Good Boys". Opowiadanie jest o ChanBaek'u. ^^
Do następnego! :*