No to zaczynamy!
Weszłam do szkoły. Jako że zaraz miały zacząć się lekcje na korytarzu było bardzo tłoczno. Jak najszybciej próbowałam odnaleźć drzwi sekretariatu, ale przy tylu osobach było to praktycznie nie możliwe. Weszłam na pierwsze piętro i moim oczom ukazały się drzwi z wielkim napisem "Sekretariat". Podeszłam i zapukałam.
-Proooszę! - odezwał się miły żeński głos. Przycisnęłam klamkę i weszłam do środka pomieszczenia. Przy mahoniowym biurku siedziała drobna blondynka w okularach.
- Dzień dobry. Nazywam się Annabelle Robins i jestem nowa w tej szkole. Chciałabym prosić o mój plan lekcji - uśmiechnęłam się.
- Chwileczkę - odparła. Wstała z krzesła i podeszła do szafki. Zajrzała do jednego z segregatorów i od razu wyciągnęła podłużną, różową karteczkę. - Proszę, oto twój plan. Pierwszą masz matematykę z panią Morrison.
Pierwsza lekcja w poniedziałek - matma. Już uwielbiam tą szkołę...
Podziękowałam i wyszłam z sekretariatu. Przechodząc korytarzem szukałam sali numer 84. Nagle poczułam, że odbiłam się od czegoś. Spojrzałam do góry, a moim oczom ukazał się wysoki, ciemnooki szatyn. W uszach miał słuchawki, słyszałam cichutką muzykę, bo na tym korytarzu nie było głośno. Rozpoznałam w tej melodii moją ulubioną piosenkę (w mediach). Spojrzałam jeszcze raz niepewnie na twarz nieznajomego. Był naprawdę przystojny. Nagle poczułam jak moje policzki płoną. Oddaliłam się o krok od chłopaka i zobaczyłam lekki uśmiech na jego twarzy.
- Sorry - powiedziałam chyba trochę zbyt oschło.
- Spoko - w odpowiedzi dostałam tylko ciche mruknięcie i wzrok wlepiony w swoją twarz. Ominęłam nowego "kolegę" i szłam dalej z zamiarem szukania swojej sali. Mimowolnie odwróciłam głowę. W tym samym momencie chłopak odwrócił swoją w moją stronę.
Kurwa.
Odwróciłam się i przyśpieszyłam kroku. Modliłam się tylko, żeby jak najszybciej znaleźć salę matematyczną. Zastałam ją otwartą. Na moje nieszczęście wszystkie ławki z tyłu były już zajęte przez moich nowych kolegów i koleżanki.
No dobra, mam do wyboru usiąść z pryszczatym grubasem w trzeciej ławce od okna lub siedzieć sama w drugiej przy biurku. Chyba zaryzykuję.
- Cześć, jestem Ana, mogę z tobą usiąść?
- Ta ławka jest już zajęta...
Zajebiście!!!
Usiadłam więc w jednej z najgorszych ławek. Nigdy nie byłam orłem z matematyki, siedzenie przy nauczycielce więc też mi nie pomoże. W końcu rozległ się dzwonek na lekcje. Jak strzała do klasy wpadła zdyszana matematyczka.
- Dzień dobry wszystkim! Mam nadzieję, że wszyscy pogotowali się na kartkówkę!
Ja pierdolę.
Po chwili spojrzała się w moim kierunku.
- A ciebie nie pamiętam, złotko.
- Jestem nowa - moje tętno przyspieszyło. Modliłam się w duchu, żeby nie kazała mi przedstawiać się na środku klasy.
- Więc wstań i powiedz nam coś o sobie - zwróciła się do mnie spokojnie, aby następnie krzyknąć na klasę, aby się uspokoili. - Mamy nową koleżankę, przedstawi się nam.
Wstałam niepewnie i po raz drugi w przeciągu dziesięciu minut spaliłam buraka. Usłyszałam ciche śmiechy, zapewne zwrócone w moim kierunku.
- N-nazywam się Ana Robins. Mam 16 lat. Lubię oglądać filmy i słuchać m-muzyki - nie wiedziałam co mam dalej mówić. Nagle drzwi sali otworzyły się.
- Dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie! - wykrzyknął radośnie chłopak. Nagle moje serce zamarło.
O nie.
Nie mogłam się powstrzymać i wrzucam od razu kolejny rozdział!
Jeśli ktoś to przeczyta mile widziane gwiazdki i komentarze! :)
CZYTASZ
Jeden Oddech
RomanceDo pierwszej klasy liceum w Miami dołącza nowa uczennica - Annabelle Robins. Jest nieśmiałą niezdarą. Pewnego dnia na jej drodze staje przystojny szatyn - Jake Anderson, kapitan drużyny koszykarskiej. Nastolatkowie zaprzyjaźniają się, lecz pewnego...