Harry obudził się w południe, rozespany przetarł oczy opierając się powoli o ścianę. Podniósł się z łóżka kierując na balkon, gdzie Louis siedział na krześle popijając wodę.
-Dzień dobry. -powiedział cicho przysiadając się do szatyna po czym złożył delikatny pocałunek na jego policzku.
-Nie rób tego więcej.
Harry spojrzał na niego nie ukrywając zdziwienia.
-Dlaczego?
-Dla ciebie to jest bez znaczenia, poza tym, miałeś tylko mnie zawieźć, a tu proszę. Co to do cholery wczoraj było?
-Lou, ja.. Musiałem to zrobić, poza tym, to wcale nie było bez znaczenia.
-Słuchaj, chciałbym.. Jeśli ty również byś chciał.. -brunet ułożył niepewnie swoją dłoń na tej mniejszej i ścisnął ją w zapewnieniu. -Możemy razem tułać się po Kalifornii. To głupie, ale zdążyłem cię polubić. Zdążyłem także wziąć za ciebie odpowiedzialność, rozumiesz?
Oczy Louisa zaczęły błyszczeć, obdarował starszego najpiękniejszym uśmiechem, był on wyjątkowy, bo tylko dla Harry'ego. Skinął głową i po raz kolejny znalazł się w ramionach lokatego.
*
Louis przebierał się w świeże ubrania, natomiast Harry przeglądał czasopismo, które znalazł w szafce obok łóżka, jednak kątem oka spoglądał na szatyna.
-Co? -zapytał rozbawiony ubierając koszulkę.
-Nic, te spodnie podkreślają twój tyłek. -Harry zaśmiał się krótko wracając do czytania.
-Czy ty patrzysz na mój tyłek? Jesteś pieprzonym zboczeńcem?
-Nie, Louis, uspokój się, po prostu.. Przystojny z ciebie chłopak. -lokaty odłożył pisemko na bok i powoli podszedł do Louisa oglądając ich odbicie w lustrze.
-Nie jestem przystojny.. Mam same wady.
-Za wadę uważasz ten wspaniały tyłek? -mruknął pytająco do jego ucha, żeby za chwilę złożyć na nim drobny pocałunek. Louis się nie opierał, bardzo chciał mieć Harry'ego jak najbliżej siebie.
Po chwili pojawiły się wątpliwości, zaraz jednak zostały rozwiane, przecież Harry chce żyć razem z Louisem, we dwójkę jest raźniej i w ogóle. Nie, Louis po prostu chce Harry'ego, w każdym znaczeniu tego słowa.
Z zamyślenia wyrwały go gorące pocałunki, które brunet zostawiał na jego szyi.
-Lou? -wymamrotał w jego szyję przerywając pocałunki. -M-mogę? -spojrzał na niego niepewnie, na co Louis wysapał ciche tak, co zaskutkowało kolejną serią mokrych pocałunków na jego szczęce, ustach i szyi.
Harry wyciskał pocałunki na całej jego twarzy wracając za każdym razem do ust szatyna.
-Jesteś piękny Lou, każda rzecz w tobie jest piękna i nigdy nie myśl inaczej. -Harry wypowiedział naprzeciw jego ust najbardziej miłe słowa, jakie w życiu usłyszał.
Jakiś czas później leżeli już na łóżku pozbawieni ubrań, Louis pod Harrym, który sprawiał, że szatyn tracił świadomość pod jego dotykiem.
Jęki, dyszenie i gorące powietrze wypełniło cały motelowy pokój. Ich ciała pasowały do siebie jak dwa kawałki puzzli, a ruchy za każdym uderzeniem były wprost zsynchronizowane.
Louis naprawdę był głośny, a Harry tylko go podziwiał.
CZYTASZ
Get your kicks on Route 66 | larry stylinson
Fanfic-To nigdy nie dorówna temu co dla mnie robisz, ale zauważyłem, że lubisz nosić sygnety, a ten wygląda całkiem nieźle. Proszę, przyjmij to ode mnie, może jako od gościa któremu pomagasz, po prostu. AU w którym Louis ucieka z domu i trafia na Harry'eg...