Rozdział VIII. Zmiany

66 8 2
                                    


Poruszyłam sztywnymi od długiego leżenia kończynami. Tak bardzo nie chciałam wracać do rzeczywistości, ale ciekawość zwyciężyła i otworzyłam oczy. Od razu pożałowałam tej decyzji. Promienie słoneczne padały dokładnie na moją twarz. Uniosłam szybko rękę, ale czarne plamki i tak się pojawiły ,i zostały na kilkanaście mrugnięć. Po przystosowaniu mojego wzroku do normalności rozejrzałam się po pokoju, do którego mnie przeniesiono. 

Wszystko było białe i niesamowicie schludne. Zauważyłam męską marynarkę szkolną rzuconą niedbale na krzesło przy łóżku. Przetarłam zmęczone oczy, rzucając się z frustracją znów na poduszkę. Nie minęło jednak wiele czasu aż usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. 

Do pokoju wszedł chłopak, na widok którego przełknęłam głośno ślinę. Blake. Za nim weszli po kolei inni Wybrani, którzy byli obecni tego dnia. Stąpali z nogi na nogę, odchrząknęłam, widząc ich niezręczność i zakłopotanie, na co od razu się wyprostowali i zaczęli patrzeć na różne elementy pokoju. Wow, kto by pomyślał, że sufit może być taki ciekawy. Blake zgarnął z krzesła swoją marynarkę, odgarniając włosy, przez co wyglądał jeszcze lepiej, chociaż to praktycznie było niemożliwe w skali ludzkiego wyglądu. Spojrzał na mnie z troską, bijącą z oczu.

-Candice. Jak się czujesz?

Jego melodyjny głos przerwał ciszę, a Wybrani nagle się skupili, odrywając wzrok od wcześniejszych, tak ciekawych, obiektów. 

Rozciągnęłam się, sprawdzając swój stan.

-Dobrze.- odparłam z zaskoczeniem, nie spodziewając się, że będę się czuła wręcz normalnie.- Ale czuję się zagubiona i żądam odpowiedzi.

Moja nagła zmiana tematu i zdecydowany ton głosu zaskoczyły zebranych, jednak zaskoczenie w ich oczach zostało szybko zastąpione chęcią odpowiedzi, a nawet podekscytowaniem? Blake podniósł się z miejsca, zajmowanego przy mnie i podszedł do swoich. Gdy wspólnie się naradzali, spojrzałam w duże lustro, wiszące przede mną po drugiej stronie pokoju, spodziewając się poparzeń i blizn po przebudzonym we mnie żywiole. Widok, który ujrzałam, sprawił, że prawie podskoczyłam. Nie było żadnego śladu. Zanim mogłam bardziej się nad tą kwestią zastanowić i poszukać logicznego wyjaśnienia, Wybrani stanęli znów przede mną.

Zaczął Raymond, sekretarz Wybranych i jedna z ważniejszych osób w hierarchii, o której mówiła mi Ari w pierwszych dniach szkoły.

- Pewnie już się częściowo domyśliłaś, ale i tak chcemy Ci wszystko dokładnie opowiedzieć.- moja ciekawość rosła wraz z każdą chwilą.- Jesteśmy Wybranymi nie bez powodu. Inni myślą, że to z powodu naszego wyglądu, pieniędzy czy wpływów, ale to nie wszystko. Żeby być jednym z nas trzeba o wiele więcej. Trzeba mieć dar. Każdy z nas panuje nad jakąś mocą. Każdy z nas kontroluje jakiś żywioł czy inny aspekt. Używamy jej zawsze, żeby czynić dobro, nie przeciwnie. Ale, żeby nauczyć się nią posługiwać, nie wyrządzając sobie i innym krzywdy, musimy nauczyć się ją kontrolować, a później ją wzmacniać. I dlatego w Akademii Lorraine powstał klub Wybranych. Żeby skupiać takie osoby jak my i nauczyć nas, jak odpowiednio posługiwać się naszym darem.

Siedziałam zasłuchana, chłonąc każde słowo, każdy dźwięk, jaki padał z czyichkolwiek ust. Raymond przerwał na chwilę, żeby wziąć głęboki wdech, po czym spojrzał z pytającym wzrokiem na swojego przewodniczącego. Blake skinął prawie niezauważalnie głową, a następnie wysunął się naprzód.

-Chcielibyśmy też dodać, że miło byłoby nam, gdybyś zdecydowała się do nas dołączyć.

10 mrugnięć. Tyle czasu zajęło mi przetworzenie tej informacji. Byłam w tak wielkim szoku, że nie zauważyłam prychnięcia. No prawie. Wiedziałam, że pochodził od innej Wybranki, Evelyn, a jeszcze przyjemniej było mi zobaczyć piorunujące spojrzenie jakie rzucił jej Aaron. Gdyby tylko wiedziała jak pomogła mi w podjęciu decyzji. Po jej czynie od razu wiedziałam, co zrobię. Uśmiechnęłam się.

Wszystko od początkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz