Obudził go potworny ból głowy. Spojrzał na zegarek unosząc lekko głowę, a gdy zobaczył godzinę z powrotem opuścił głowę na poduszkę. Westchnął ciężko i nieświadomie w głowie ciągle powtarzał zobaczoną godzinę. 12:32.
– WSTAWAJ! – usłyszał po chwili. Zdziwiony poderwał się do pozycji siedzącej.
– Co ty tu robisz? – zapytał zachrypniętym głosem.
– Jak myślisz?
– Że się wkradłeś do jednego z najbardziej strzeżonego budynku w Nowym Jorku?
– Blisko – przewrócił oczami i jego wzrok spoczął na oknie – Wpuścił mnie Michael. Kiedyś wam go zabiorę i będzie robił za mojego brata.
– A Willow Ci nie wystarcza?
– Pff – rzucił od niechcenia – Chyba sobie żartujesz, to zepsute dziewczę? Przestań. Ale na Ciebie leci, więc muszę robić wszystko, żeby do niczego między wami nie doszło. Dlatego spiknąłem Cię z jej przyjaciółką, ha!
– Biedna Willow, co ją skarało takim bratem? Jeszcze bliźniakiem.
– Ja jestem tym plemnikiem z lepszymi genami, ona dostała resztki.
– Wmawiaj sobie. – wstał z łóżka i się przeciągnął. Wyjrzał przez okno. TAK! Deszcz. Podszedł do szafy i wyciągnął czarne spodnie i fioletową koszulkę z napisem ,,New Look from New York'' i poszedł do łazienki się przebrać.
– Pójdziemy dzisiaj gdzieś z Audrey? Ona ma siostrę, wiesz? I to niezłą siostrę. I to w tym samym wieku, ona jest ze stycznia a Audrey z grudnia. Są całkowicie inne. – mówił i jednocześnie bawił się kostką Rubika.
– Skąd ty tyle o niej wiesz? – wyszedł z łazienki i spojrzał na niego – Jeśli jesteś psychopatycznym mordercą to mi powiedz, Michael Cię już nigdy nie wpuści. Zaraz zaraz. Laurel? – spojrzał na niego pytająco – Ta Laurel?
– Ta Laurel. Mówiłem Ci przecież. Willow się z nią przyjaźni. A przyjaciółka wie coś o przyjaciółce chyba, co nie? Ty mnie w ogóle nie słuchasz! Nieraz rozmawiałem z Audrey, jak myślisz, dlaczego była wtedy w klubie? Była z Willow, a raczej Willow z nią bo ja tej dziewoi zapraszać zamiaru nie miałem.
– Wiesz co ja ci powiem? Twoja siostra jest najładniejszą dziewczyną ze szkoły. Powinieneś się cieszyć, bo każdy Cię z nią kojarzy. To ona jest tą popularną, niestety – zaśmiał się – I to były też jej urodziny. Poza tym, nawiązując do tego ,,lecenia'' jej na mnie. Ona na mnie nie leci. Ona mnie nawet nie lubi. Złamałem jej nos. I ma chłopaka. Wziąłbyś z niej przykład.
-O tak, jeszcze czego. Zbieraj dupę i idziemy. W ogóle, dziękuję za szczerość. Wiedziałem, że zawsze moge na Ciebie liczyć.
– Wiesz o co mi chodzi.
Jakieś pół godziny później byli już w Central Park, gdzie mieli spotkać się z Beau. Deszcz nie padał, za to wszędzie unosiła się woń mokrego betonu. Uwielbiał ten zapach i zawsze cieszył się, gdy w ciepłe dni padał deszcz. Można było wyjść spokojnie na dwór i łapać powietrze, czyste i nie przesiąknięte gorącem.
– Wow, Beau – powiedział Matthew – Jak dawno cię nie widzieliśmy. Nie wiem, pewnie uczyłeś się do egzaminów, prawda?
– Tak, oczywiście. Mam trening i idziecie ze mną, dzisiaj jest mecz.
– Zapomniałem – powiedział Steve – Cholera.
– Nie, nic nie szkodzi. To tylko najważniejszy mecz w tym sezonie i jakiś przedostatni w mojej licealnej karierze – zaśmiał się i kopnął ich w łydki – Idziemy. – odwrócił się i poszedł do przodu. Podniósł rękę do góry i pokazał im kierunek, bo wiedział, że nadal stoją i ,,zwijają'' się z bólu.
– Pieprz się Stevenson! – krzyknął
– Tak tak, chodź. – odkrzyknął i nawet na chwilę się nie odwrócił.
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i udali się w ślady przyjaciela. Pół godziny później byli już na miejscu. Siedzieli na trybunach i robili wszystko oprócz oglądania treningu. To była swego rodzaju kara dla nich, za to, że zapomnieli. Równie dobrze mogliby teraz rozwieszać dekoracje na bal, mimo tego, że jest dopiero w czerwcu.
– Kto normalny siedzi w szkole w sobotę? – rzucił w pewnym momencie Matthew – Kto?
– Napawam się tym pięknym powietrzem, ciszej bądź i nie przerywaj mi tej pięknej
– To tylko zapach mokrej trawy z boiska. – po tych słowach Steve wrócił do normalnej pozycji, już nie opierał się o oparcie, tylko patrzył się na boisko – W takich momentach przypominam sobie, dlaczego nie jestem w drużynie... – powiedział, gdy zobaczył jak dwaj zawodnicy na siebie wpadli. – Połamaliby mnie. Ale ty? Powinieneś tam grać i mieć pełno kobiet dookoła, a masz cholerne powodzenie bez tego głupiego pogrywania w football amerykański.
– Daj mi spokój – przeczesał włosy ręką.
– Co piszesz w roczniku?
– Nie wiem. Mam czas do połowy miesiąca. Ty wiesz?
– Nie wiem.
– Ej! – Beau podbiegł do trybun – Dzisiaj po meczu, jeżeli wygramy a wygramy na pewno, jest impreza u Nicka. Macie zaproszenie. Cała szkoła ma. Więc macie być. O, będzie Laurel z Audrey.
Tak, Laurel w przeciwieństwie do Audrey chodziła do tej samej szkoły co Steve. Chłopak nigdy nie spodziewałby się po nich jakiegokolwiek pokrewieństwa. Blondynka była całkowicie inna. Wydawała się ułożona, łagodna i była niesamowicie inteligentna-dostała się na Harvard, ale woli iść na UCLA i doskonalić swoją karierę gimnastyczną, w końcu ta uczelnia ma renomę. Była blondynką, a to już jest wielka różnica. Audrey była tą odważną, pyskatą osobowością. Steve nie wiedział jak sie uczyła, szczerze? Nie obchodziło go to zbytnio. Z tego co opowiadał mu Matt, brunetka miała zamiar iść na Columbia University. Wszyscy stąd uciekają, a ona zostaje. Nawet mimo tego, że na pierwszy rzut oka jest bardzo kalifornijska.
– A mamy jakieś wyjście?
– Mów za siebie, Lence. Ja idę. Na imprezach u Nicka są wszyscy. A to pewnie ostatnia. Ty też idziesz. Się zachowujesz jak kurczak, który dopiero się wykluł. Chwyć życie i chodź do Nicka. Wiem, że przed Tobą są imprezy w wielkich domach na pół osiedla, z basenami w domu i na zewnątrz, ale dom Nicka taki właśnie jest, klimat tylko nie ten. Ale teraz ten, więc wiesz. Brooklyn to nie Los Angeles, ale...
– Pójdę ,dobra? Tylko już się zamknij. – powiedział, a Beau i Matt przybili piątkę.
Godzinę później chłopacy udali się do McDonald's, pochodzili po mieście i wrócili na miejsce gdy była 17:32. Na trybunach było coraz więcej ludzi, a drużyna z New Jersey kończyła właśnie swój trening. Usiedli na swoich poprzednich miejscach blisko ławki rezerwowych i czekali na rozpoczęcie. Po pierwszym uderzeniu, Steve zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie widzi to ostatni raz. Wszyscy na trybunach emanowali szkolnymi barwami i cieszyli się z tak małej rzeczy, jaką było zdobycie pierwszych trzech punktów. Ale przecież z takich rzeczy trzeba się cieszyć, a on nie potrafił. Postanowił to zmienić. Pożyczył od dziewczyny obok farby do twarzy i namalował nimi barwy szkoły. Na jednym policzku pomarańcz, na drugim fiolet. Matt zrobił to wcześniej, a Steve nie miał zamiaru. Widząc, jakim jest beznadziejnym przypadkiem, postanowił zacząć zmiany-tak, to jest ten czas. Mimo tego, że to tylko przez ten impuls, który jutro sprawi, że będzie mu za siebie wstyd, dokładnie tak jak wtedy, gdy za dużo wypije.
Zdjął kurtkę i ukazał tym samym koszulkę, która robiła wrażenie koszulki specjalnie dobranej na mecz ze względu na jej kolor. Cieszył się z przyłożeń, rzutów za trzy punkty i kar dla przeciwników. Był częścią społeczeństwa szkolnego. Wziął do serca rady Audrey.
Zaczął zmieniać. Wszystko.
CZYTASZ
Ask me
Short StorySteve jest uczniem ostatniej klasy liceum i razem ze swoimi przyjaciółmi stara się dotrwać do końca. Nie lubi być w centrum uwagi i stara się przejść przez życie niezauważonym. Pewnego dnia zaprzyjażnia się z kimś, kto jest jego całkowitym przeciwie...