5

8 0 0
                                    

Mecz zakończył się wynikiem 24-10. Oczywiście wygrali gospodarze, a wszyscy po świętowaniu udali się na kolejne. W połowie spotkania do chłopaków doszła Laurel, która pierwszy raz się do nich odezwała. Rozmowa ze Steve wyglądała mniej więcej tak:

– Pamiętam Cię w tych włosach. Takich dłuższych.

– Czasy 9 i połowy 10 klasy, tak. Pamiętam to też. Cud, że nikt nie ściął mi ich podczas spania.

– Obcięcie wyszło Ci na dobre, postarzyło Cię.  Ale w dobrym sensie.

– Możemy nie zagłębiać się w ten temat?

– Byłeś wtedy taki... słodki. Teraz jesteś bardziej w kierunku... dorosły, może nawet przystojny.

– A ty kiedyś nic nie mówiłaś.

– Ale mi przeszło. W końcu to ostatnie miesiące, warto zacieśniać znajomości. Zwłaszcza, że idziemy na Uniwersytety do tego samego miasta. Łatwiej zacząć życie w nowym mieście, mając kogoś znajomego obok. 

– Też idziesz do Los Angeles? – udał, że nie wie. 

Tak naprawdę wiedział. Dokładnie wiedział na jakie Uniwersytety idzie połowa jego szkoły, ale nie wiedział gdzie on sam chce iść. Nigdy nie był w stu procentach pewny, a wybór Uniwersytetu to nie było wszystko. Było trzeba jeszcze wybrać odpowiedni kierunek. Wszyscy cieszyli się ze swoich wyborów i chwalili się wszystkim dookoła. On wolał to przemilczeć. 

– Tak, idę do Los Angeles. UCLA! Mój wymarzony Uniwersytet. 

– Słyszałem, że przyjęli Cię na Harvard. 

– Tak, ale wolę robić to co kocham. W końcu to jest najważniejsze, prawda?

– Prawda. – pokiwał twierdząco głową. 

Siostry Summer jednak w tak krótkim czasie wniosły do jego życia dość dużo rzeczy, które sprawiły, że zaczął się zastanawiać. Nad wszystkim. Audrey sprawiła, że chciał się zmienić, a Laurel dała mu do zrozumienia, że ważne jest to, co on chciałby robić w przyszłości. Jednak był pewien problem...

On nie wiedział.

Stanford, Columbia, Cornell, Yale, Harvard? Oxford, Cambridge? UCLA?

Nie wiedział. 

Wszyscy wybrali, on wybrał. Wybrał UCLA, ale wiedział że w ciągu roku szkolnego będzie się przenosił. Cieszył się, że nareszcie uwolni się od ojca, od Nowego Jorku i będzie mógł zacząć żyć swoim życiem. Czasami miał ochotę uciec z domu i odciąć się od swojego poprzedniego życia: zarabiać na siebie. Miał szczęście w tym, że jego ojciec był stosunkowo anonimowy, więc mógł normalnie chodzić do szkoły i nikt nie patrzył na niego i nie mówił: o, ty jesteś ten co ma bogatego ojca!

Czasami to było fajne, w końcu miał taki widok z okna a nie inny i mógł spokojnie pozwolić sobie na telefon, który chciał. Nie było też tak, że dostawał wszystko, bo musiał na to albo zapracować albo po prostu tego nie dostał, ale nie płakał z tego powodu. 

Czasami też myślał o tym, jak by wyglądało jego życie, gdyby nie miał bogatej rodziny. Może częściej widywałby się z ojcem i wspólna kolacja raz na jakiś czas nie byłaby świętem. Może mieszkałby w jakimś przytulnym bądź okropnym mieszkaniu gdzieś na Brooklynie. Miałby lepszy kontakt z ojcem i byłby całkowicie innym człowiekiem. Może byłby bardziej podobny do Audrey. Tymczasem jego strefa komfortu wyglądała mniej więcej tak: 

.

Wszystko co niebezpieczne, nielegalne ale jednocześnie super świetne, fajne i zapadające w pamięć w stosunku do strefy komfortu wyglądało tak: 

|                                                                               .

Skala tego rysunku zależała od jego aktualnej sytuacji. Ale w prawdziwym życiu musiał co najmniej 3 razy się pobić, 5 razy chodzić po mieście po 12, 2 razy spożywać alkohol w miejscu do tego nie przeznaczonym i raz przeżyć szaloną miłość. Coś w tym stylu, ale to takie założenia. Równie dobrze to wszystko mogłaby zastąpić ucieczka z kraju bez wiedzy ojca.

Wszyscy razem udali się do domu Nicka, gdzie właśnie rozkręcała się impreza na zakończenie sezonu. Zdobyli jeden z najważniejszych pucharów, a jedna trzecia zwycięskiego składu w tym roku kończy szkołę. Był to jeden z ostatnich meczy dla czwartoklasistów. Teraz w ich głowach jest miejsce tylko na bal i egzaminy końcowe, które i tak nie są ważne dla wszystkich. W końcu większość i tak dostała się na te studia na które chciała. 

W domu było mnóstwo osób, a muzyka odbijała się echem już kilka przecznic dalej. Dom był ogromny, wyglądał jak typowy dom na Florydzie czy w Kalifornii, nawet dało się zauważyć palmy. On był drugim przedstawicielem bogatych dzieciaków ze szkoły-chciał, żeby wszyscy wiedzieli ile ma pieniędzy, dlatego zapraszał ich do siebie na imprezy, po których straty i szkody w domu wynosiły pewnie kilku cyfrową kwotę. Steve natomiast prędzej skoczyłby z dachu niż komukolwiek podał swój adres zamieszkania. 

– Podziwiam Nicka, że robi te imprezy. Podobno kiedyś wyrwali mu toaletę i zrobili dziurę w ścianie. – powiedziała Laurel i po chwili oboje się zaśmiali. 

Miała naprawdę świetny uśmiech. Taki uśmiech, który nawet nieboszczyka by rozczulił, a co dopiero żywego człowieka. 

– Też go podziwiam. – odpowiedział po chwili.

W tym samym momencie podbiegł do nich Matt i złapał Steve za rękę.

– Chodź! – krzyczał – Chodź szybciutko!

– Ale gdzie?

– Beer Pong! Jesteś na granicy między liceum a studiami i nigdy nie grałeś w Beer Pong, stary! To ostatnia szansa.

Chłopak pomyślał o Audrey i o ty co sobie obiecał i przestał się opierać. Poszedł z Mattem, wziął do ręki tą cholerną piłeczkę i grał z nimi. Skończyło się tym, że się nieźle ,,wstawił'', w końcu miał bardzo dobrego przeciwnika jakim była Laurel. Nie pozostawał jej dłużny, ona wyszła z gry w takim samym stanie jak on.

– Jak ja nie lubię imprez! – śmiała się do niego.

– Ja też!

– Ale jednak coś w nich jest. W końcu Audrey tak je lubi.

– Właśnie, dlaczego nie ma Audrey?

– Nagrabiła sobie i musiała zostać w domu i pomóc tacie w przeprowadzce naszego starszego brata. Zmienia studia. – spojrzała na niego.

Alkohol był ogólnodostępny, więc dlaczego mieli z niego nie korzystać?

Co szło za alkoholem? Upijanie się. 

Pod koniec imprezy wszyscy byli pijani, a jedną z bardziej pijanych osób był Steve. Laurel trochę otrzeźwiała po Beer pong, więc przejęła kontrolę nad chłopakiem, ponieważ jego przyjaciel nie zostawał w tyle z wypitym alkoholem. Pilnowała, żeby nic nie rozwalił, nie wpadł do basenu i nie usnął w krzakach.

– Dlaczego jestem jak mój ojciec?

– Daj spokój, teraz jesteś pijany, a podejrzewam, że Twój ojciec jest teraz trzeźwy, więc nie jesteś jak on.

– Ale ja mówię prawdę – oparł głowę o jej ramie – Jestem jak on i koniec! – język mu się plątał. 

– To nieodpowiedni temat. 

– Nikt nic o mnie nie wie.

– Tak, jesteś jak w programie ochrony świadków. Może pora do domu?

Chłopak wstał i popatrzył się na Laurel. 

– Jesteś piękna – powiedział i dalej się w nią wpatrywał.

– Daj spokój... – zaśmiała się i odwróciła wzrok zawstydzona, a on dekikatnie dotknął jej twarzy i po chwili zaczął ją całować.

Ask meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz