Mecz zakończył się wynikiem 24-10. Oczywiście wygrali gospodarze, a wszyscy po świętowaniu udali się na kolejne. W połowie spotkania do chłopaków doszła Laurel, która pierwszy raz się do nich odezwała. Rozmowa ze Steve wyglądała mniej więcej tak:
– Pamiętam Cię w tych włosach. Takich dłuższych.
– Czasy 9 i połowy 10 klasy, tak. Pamiętam to też. Cud, że nikt nie ściął mi ich podczas spania.
– Obcięcie wyszło Ci na dobre, postarzyło Cię. Ale w dobrym sensie.
– Możemy nie zagłębiać się w ten temat?
– Byłeś wtedy taki... słodki. Teraz jesteś bardziej w kierunku... dorosły, może nawet przystojny.
– A ty kiedyś nic nie mówiłaś.
– Ale mi przeszło. W końcu to ostatnie miesiące, warto zacieśniać znajomości. Zwłaszcza, że idziemy na Uniwersytety do tego samego miasta. Łatwiej zacząć życie w nowym mieście, mając kogoś znajomego obok.
– Też idziesz do Los Angeles? – udał, że nie wie.
Tak naprawdę wiedział. Dokładnie wiedział na jakie Uniwersytety idzie połowa jego szkoły, ale nie wiedział gdzie on sam chce iść. Nigdy nie był w stu procentach pewny, a wybór Uniwersytetu to nie było wszystko. Było trzeba jeszcze wybrać odpowiedni kierunek. Wszyscy cieszyli się ze swoich wyborów i chwalili się wszystkim dookoła. On wolał to przemilczeć.
– Tak, idę do Los Angeles. UCLA! Mój wymarzony Uniwersytet.
– Słyszałem, że przyjęli Cię na Harvard.
– Tak, ale wolę robić to co kocham. W końcu to jest najważniejsze, prawda?
– Prawda. – pokiwał twierdząco głową.
Siostry Summer jednak w tak krótkim czasie wniosły do jego życia dość dużo rzeczy, które sprawiły, że zaczął się zastanawiać. Nad wszystkim. Audrey sprawiła, że chciał się zmienić, a Laurel dała mu do zrozumienia, że ważne jest to, co on chciałby robić w przyszłości. Jednak był pewien problem...
On nie wiedział.
Stanford, Columbia, Cornell, Yale, Harvard? Oxford, Cambridge? UCLA?
Nie wiedział.
Wszyscy wybrali, on wybrał. Wybrał UCLA, ale wiedział że w ciągu roku szkolnego będzie się przenosił. Cieszył się, że nareszcie uwolni się od ojca, od Nowego Jorku i będzie mógł zacząć żyć swoim życiem. Czasami miał ochotę uciec z domu i odciąć się od swojego poprzedniego życia: zarabiać na siebie. Miał szczęście w tym, że jego ojciec był stosunkowo anonimowy, więc mógł normalnie chodzić do szkoły i nikt nie patrzył na niego i nie mówił: o, ty jesteś ten co ma bogatego ojca!
Czasami to było fajne, w końcu miał taki widok z okna a nie inny i mógł spokojnie pozwolić sobie na telefon, który chciał. Nie było też tak, że dostawał wszystko, bo musiał na to albo zapracować albo po prostu tego nie dostał, ale nie płakał z tego powodu.
Czasami też myślał o tym, jak by wyglądało jego życie, gdyby nie miał bogatej rodziny. Może częściej widywałby się z ojcem i wspólna kolacja raz na jakiś czas nie byłaby świętem. Może mieszkałby w jakimś przytulnym bądź okropnym mieszkaniu gdzieś na Brooklynie. Miałby lepszy kontakt z ojcem i byłby całkowicie innym człowiekiem. Może byłby bardziej podobny do Audrey. Tymczasem jego strefa komfortu wyglądała mniej więcej tak:
.
Wszystko co niebezpieczne, nielegalne ale jednocześnie super świetne, fajne i zapadające w pamięć w stosunku do strefy komfortu wyglądało tak:
| .
Skala tego rysunku zależała od jego aktualnej sytuacji. Ale w prawdziwym życiu musiał co najmniej 3 razy się pobić, 5 razy chodzić po mieście po 12, 2 razy spożywać alkohol w miejscu do tego nie przeznaczonym i raz przeżyć szaloną miłość. Coś w tym stylu, ale to takie założenia. Równie dobrze to wszystko mogłaby zastąpić ucieczka z kraju bez wiedzy ojca.
Wszyscy razem udali się do domu Nicka, gdzie właśnie rozkręcała się impreza na zakończenie sezonu. Zdobyli jeden z najważniejszych pucharów, a jedna trzecia zwycięskiego składu w tym roku kończy szkołę. Był to jeden z ostatnich meczy dla czwartoklasistów. Teraz w ich głowach jest miejsce tylko na bal i egzaminy końcowe, które i tak nie są ważne dla wszystkich. W końcu większość i tak dostała się na te studia na które chciała.
W domu było mnóstwo osób, a muzyka odbijała się echem już kilka przecznic dalej. Dom był ogromny, wyglądał jak typowy dom na Florydzie czy w Kalifornii, nawet dało się zauważyć palmy. On był drugim przedstawicielem bogatych dzieciaków ze szkoły-chciał, żeby wszyscy wiedzieli ile ma pieniędzy, dlatego zapraszał ich do siebie na imprezy, po których straty i szkody w domu wynosiły pewnie kilku cyfrową kwotę. Steve natomiast prędzej skoczyłby z dachu niż komukolwiek podał swój adres zamieszkania.
– Podziwiam Nicka, że robi te imprezy. Podobno kiedyś wyrwali mu toaletę i zrobili dziurę w ścianie. – powiedziała Laurel i po chwili oboje się zaśmiali.
Miała naprawdę świetny uśmiech. Taki uśmiech, który nawet nieboszczyka by rozczulił, a co dopiero żywego człowieka.
– Też go podziwiam. – odpowiedział po chwili.
W tym samym momencie podbiegł do nich Matt i złapał Steve za rękę.
– Chodź! – krzyczał – Chodź szybciutko!
– Ale gdzie?
– Beer Pong! Jesteś na granicy między liceum a studiami i nigdy nie grałeś w Beer Pong, stary! To ostatnia szansa.
Chłopak pomyślał o Audrey i o ty co sobie obiecał i przestał się opierać. Poszedł z Mattem, wziął do ręki tą cholerną piłeczkę i grał z nimi. Skończyło się tym, że się nieźle ,,wstawił'', w końcu miał bardzo dobrego przeciwnika jakim była Laurel. Nie pozostawał jej dłużny, ona wyszła z gry w takim samym stanie jak on.
– Jak ja nie lubię imprez! – śmiała się do niego.
– Ja też!
– Ale jednak coś w nich jest. W końcu Audrey tak je lubi.
– Właśnie, dlaczego nie ma Audrey?
– Nagrabiła sobie i musiała zostać w domu i pomóc tacie w przeprowadzce naszego starszego brata. Zmienia studia. – spojrzała na niego.
Alkohol był ogólnodostępny, więc dlaczego mieli z niego nie korzystać?
Co szło za alkoholem? Upijanie się.
Pod koniec imprezy wszyscy byli pijani, a jedną z bardziej pijanych osób był Steve. Laurel trochę otrzeźwiała po Beer pong, więc przejęła kontrolę nad chłopakiem, ponieważ jego przyjaciel nie zostawał w tyle z wypitym alkoholem. Pilnowała, żeby nic nie rozwalił, nie wpadł do basenu i nie usnął w krzakach.
– Dlaczego jestem jak mój ojciec?
– Daj spokój, teraz jesteś pijany, a podejrzewam, że Twój ojciec jest teraz trzeźwy, więc nie jesteś jak on.
– Ale ja mówię prawdę – oparł głowę o jej ramie – Jestem jak on i koniec! – język mu się plątał.
– To nieodpowiedni temat.
– Nikt nic o mnie nie wie.
– Tak, jesteś jak w programie ochrony świadków. Może pora do domu?
Chłopak wstał i popatrzył się na Laurel.
– Jesteś piękna – powiedział i dalej się w nią wpatrywał.
– Daj spokój... – zaśmiała się i odwróciła wzrok zawstydzona, a on dekikatnie dotknął jej twarzy i po chwili zaczął ją całować.
CZYTASZ
Ask me
Short StorySteve jest uczniem ostatniej klasy liceum i razem ze swoimi przyjaciółmi stara się dotrwać do końca. Nie lubi być w centrum uwagi i stara się przejść przez życie niezauważonym. Pewnego dnia zaprzyjażnia się z kimś, kto jest jego całkowitym przeciwie...