Rozdział 3.

328 9 0
                                    

O wiele pewniejszym, niż wczoraj, krokiem przekroczyłam próg szkoły. Jedną ręką przytrzymując na ramieniu torbę, szłam w kierunku szafek. Wciąż czułam na sobie ciekawskie spojrzenia innych uczniów, ale coraz lepiej wychodziło mi nie zwracanie na to większej uwagi. Zresztą, to zapewne nie będzie już długo trwało. Biorąc głęboki oddech otworzyłam szafkę, która wczoraj została mi przydzielona i wyjęłam z niej książkę do historii.
-Hey Chanel - usłyszałam za chwilę tuż obok mnie i obróciłam głowę, w celu zidentyfikowania głosu. Opierając się bokiem o szafkę, jedną ręką przytrzymując plecak złożony na jedno ramię, stał Jay. Dopiero teraz uważniej przyjrzałam się chłopakowi i musiałam przyznać, że był naprawdę przystojny. Wysoki brunet o brązowych oczach i uśmiechu, który coś w sobie miał. Był w moim typie, to pewne. Chanel, do cholery. Ogarnij się.
-Cześć Jay - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach, zamykając moją szafkę. Zagryzłam nerwowo wargi, co było w moim zwyczaju, kiedy podobał mi się jakiś chłopak.
-Nie przeszkadzam? Chciałem po prostu się przywitać i ewentualnie, jeżeli się zgodzisz odprowadzić cię  pod klasę - powiedział, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.
-Oczywiście, że nie przeszkadzasz. Miło z twojej strony, że chcesz mnie odprowadzić, co jak najbardziej mi odpowiada, bo szczerze mówiąc, zapomniałam już gdzie jest klasa od historii - odpowiedziałam, przyciskając do piersi dużą, brązową książkę.
-Czyli chcesz korzystając z mojej dobroci, wykorzystać mnie, żebym pokazał ci gdzie jest klasa?
Wypuściłam głośno powietrze z ust, udając, że intensywnie nad czymś myślę.
-W zasadzie to tak. Dokładnie tak - odpowiedziałam, przytakując głową, po czym oboje się zaśmialiśmy.
-Masz śliczny uśmiech - powiedział po chwili, a ja poczułam jak moje policzki oblewają się rumieńcami.  Spuściłam zawstydzona głowę, przygryzając dolną wargę i mruknęłam tylko cicho "dziękuję". - I słodko się rumienisz - dodał jeszcze po chwili, cicho się śmiejąc.
-Wcale się nie rumienię! - powiedziałam z udawanym oburzeniem.
-Ależ wcale. - Jay uniósł demonstracyjnie dłonie, a my ponownie parsknęliśmy śmiechem. Czując, że chłopak ma całkowitą rację, a moje policzki są czerwone, postanowiłam szybko zmienić temat.
-Chodźmy już lepiej pod tą klasę - powiedziałam z uśmiechem, na co brunet jedynie przytaknął, odwzajemniając gest.
-Skąd się tutaj przeprowadziłaś? - zagadnął, idąc obok mnie.
-Z Chicago.- Spojrzałam na niego.
-Naprawdę? Byłem tam w minione wakacje, szkoda, że wtedy na siebie nie wpadliśmy - odpowiedział, uśmiechając się, co ja od razu mimowolnie odwzajemniłam.
-Szkoda - przytaknęłam.
-A ty? Mieszkasz tutaj od urodzenia? - spytałam.
-Mhm. Urodziłem się w Phoenix. Na pewno było ci ciężko się przeprowadzić. Musiałaś opuścić znajomych, przyjaciół, chłopaka.
-Łatwo nie było, ale codziennie rozmawiam przez telefon z przyjaciółką, a chłopaka nie mam - odpowiedziałam i kątem oka spojrzałam na Jay'a, będąc ciekawa jego reakcji.
-Nie wierzę, że taka dziewczyna jak ty nie ma chłopaka - powiedział zadziornie się uśmiechając. Modląc się w duchu, żeby moje policzki, które dopiero co przyjęły swój naturalny kolor, ponownie nie stały się czerwone.
-Dziękuję. - Zaśmiałam się. - Ale naprawdę nikogo nie mam.
-Lepiej dla mnie. - Puścił mi oczko, a ja spojrzałam przed siebie, orientując się, że doszliśmy pod wyznaczoną klasę.
Od razu zauważyłam Cher, stojącą z drobną blondynką, którą o ile dobrze pamiętam była Katy. Kiedy dziewczyna tylko mnie zauważyła, od razu podeszła do mnie ze swoją towarzyszką.
-To ja może już się zmyję - powiedział Jay, uśmiechając się, po czym podszedł do chłopaków stojących nieopodal.
-O czym rozmawialiście?! - powiedziała szybko, półszeptem szatynka.
-O niczym ważnym. - Wzruszyłam ramionami, delikatnie się uśmiechając.
-Chanel! - Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, przekręcając nieco głowę na bok.
-No naprawdę o niczym ważnym. Po prostu pytał skąd się przeprowadziłam i takie tam - odpowiedziałam spokojnie.
-Podobasz mu się. Na bank - wtrąciła Katy, uśmiechając się.
To już druga osoba, która tak twierdzi. Biorąc pod uwagę ich opinię i to, co mówił dzisiaj Jay, można wywnioskować, że w zasadzie, jest mała możliwość, że jest w tym trochę..prawdy. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, ale jednocześnie wiedziałam, że nawet jeżeli to jest prawda, to wciąż pamiętam to, co mówiła Cher. Jay to podrywacz. Dokładnie tak, jak mój poprzedni chłopak, którego nie chcę wspominać. To nie ma najmniejszego sensu.
-Ona ma rację, a ty albo jesteś ślepa, albo udajesz. - Z rozmyśleń wyrwała mnie Cher.
-A nawet jeśli mu się podobam, to co? - powiedziała niepewnie.
-Jak to co?! - powiedziały równocześnie i obie spojrzały na mnie, jakbym co najmniej zadała najgłupsze pytanie świata.
-Jay to najprzystojniejszy chłopak w szkole, a ty mu się podobasz i jeszcze pytasz "co z tego?"?! - powiedziała na jednym tchu Cher.
-On mnie nie interesuje. - Wzruszyłam obojętnie ramionami.
-No nienormalna - pokręciła głową z niedowierzaniem Katy, a po chwili wszystkie parsknęłyśmy śmiechem.
Momentalnie rozległ się głośny dźwięk dzwonka, który sygnalizował koniec przerwy.
*
Na wf-ie całe szczęście mieliśmy "wolne", bo szkolna drużyna football-owa trenowała na boisku przed ważnym meczem. Razem z Katy o Cher udałyśmy się na trybuny. Wygodnie rozsiadłam się na jednym z siedzeń, zginając kolana i kładąc nogi na siedzeniu przede mną.
-Tam jest Jay - pisnęła podekscytowana Katy, wskazując na chłopaka na boisku.
-To on jest w drużynie? - spytałam, zerkając we wskazane miejsce.
-Jest kapitanem. - Westchnęła Cher, rozmarzając się. Zaśmiałam się pod nosem, wiedząc już dobrze z jakim chłopakiem mam do czynienia.
Kapitan szkolnej drużyny football-owej, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn w szkole i jak mniemam nadzwyczajnie bliski "przyjaciel" cheerleaderki. Podręcznikowy przykład.
-A gdzie jego przygłupia dziewczyna, kapitanka cheerleaderek? - zapytałam z lekką drwiną.
-No wiedziałam. - Przewróciła oczami Cher. - Od razu wrzucasz go do jednego worka z innymi facetami. Za dużo filmów się naoglądałaś. Zaskoczę cię. Jay nigdy nie chodził z żadną cheerleaderki i nie jest narcyzowatym idiotą z przerośniętym ego.
-Ale za to podrywaczem już jest - powiedziałam, chcąc jakoś wybronić swoje zdanie na ten temat.
-A znasz faceta, który mając powodzenie u dziewczyn, nie będzie tego wykorzystywał? - zadała mi retoryczne pytanie, a ja westchnęłam cicho, czując, że zabrakło mi argumentów. - Właśnie - dodała.
-Jay jest naprawdę w porządku, tyle, że on nie traktuje związków zbyt poważnie. Dla niego "związek" to tylko i wyłącznie dobra zabawa. Pochodzi z dziewczyną jakiś miesiąc, aż w końcu mu się znudzi i zainteresuje się inną, nową.
-Czyli chcesz powiedzieć, że aktualnie ja jestem jego nowym celem, który ma zamiar zdobyć, pobawić się, po czym zacząć szukać nowego? - spytałam nieco ironicznie.
-Powiedziałaś to nieco brutalnie, ale tak właśnie jest. Jeżeli interesuje cię przelotny flirt to jak najbardziej bierz się z Jay'a - powiedziała Katy.
-Nie, dziękuję. - Wzruszyłam ramionami, po czym zerknęłam jeszcze raz na chłopaka na boisku. - Zmieńmy temat, okej? - dodałam, wyjmując z torby paczkę kwaśnych żelek, od których szczerze mówiąc, byłam wręcz uzależniona.
-Jasne. - Uśmiechnęła się blondynka, odchylając głowę do tyłu, tak aby jeszcze bardziej poczuć na twarzy promienie słoneczne.
Włożyłam do ust jednego z zielonych żelków, podsuwając przy tym koleżankom paczkę, częstując je.
-Podobno majowe słońce jest najlepsze na opalanie - powiedziała Katy, napawając się słońcem.
-Trzeba zacząć się opalać, żeby na wakacje wyglądać bosko w bikini - dodała za chwilę podekscytowana Cher.
-I jeszcze trzeba to bikini kupić, w końcu lato zbliża się wielkimi krokami - powiedziałam, wkładając do ust kolejnego żelka.
-Świetny pomysł! - klasnęła nagle w dłonie Cher, a ja podniosłam głowę i spojrzałam na nią pytająco.
-Chodźmy dzisiaj na zakupy! Ty Chanel, na pewno chcesz lepiej poznać miasto, rozerwać się, a przy okazji rozejrzymy się za jakimiś bikini! - powiedziała podekscytowana. Muszę przyznać, że pomysł był naprawdę dobry, bo jeszcze wczoraj narzekałam na wieczorną nudę.
-Jestem za - uśmiechnęłam się, a Katy od razu mi przytaknęłam, odwzajemniając gest.
-Świetnie! Chanel, zapisz mi w telefonie swój adres, to wpadniemy po ciebie po szkole - powiedziała, podając mi swojego iPhone'a.
*
-Jestem! - krzyknęłam z przedpokoju, zdejmując buty i odkładając torbę na półkę. Odgarniając grzywkę do tyłu, weszłam do kuchni, gdzie znajdowała się moja mama i usiadłam na wysokim krzesełku przy blacie.
-Nie miałaś problemu z trafieniem do domu? - spytała mama, przyprawiając sałatkę.
-Niee, zapamiętałam drogę. Przecież nie będziesz odwozić mnie codziennie do domu - odpowiedziałam, gryząc jabłko.
-A co tam w szkole? Układa ci się jakoś?
-Jest okej, coraz lepiej poznaje się z nowymi koleżankami. Dzisiaj nawet idę z nimi na zakupy.
-O, naprawdę? To świetnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że się tutaj zaklimatyzowałaś - powiedziała z uśmiechem na ustach, po czym pogładziła mnie po włosach. Nabyła ten zwyczaj, kiedy byłam małą dziewczyną i do tej pory się go nie oduczyła, ale wcale mi nie przeszkadzał. -Wiesz ja teraz muszę jechać załatwić kilka spraw na mieście. Obiad masz już gotowy, nałóż sobie. Jeżeli nie wrócę do twojego wyjścia, to zamknij drzwi, biorę ze sobą klucze - powiedziała na jednym tchu, wkładając na nogi wysokie buty.
-Jasne. - Wzruszyłam ramionami, wstając z krzesełka.
-To pa, do później - odpowiedziała i zabierając ze stolika kluczyki do samochodu, zniknęła za drzwiami. Nucąc pod nosem jedną z moich ulubionych piosenek, nałożyłam sobie na talerz kawałek kurczaka, obok którego zaraz położyłam sałatkę.
Zabierając ze sobą talerz, udałam się do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, włączając pilotem telewizor.
*
-Nawet nie wiedziałam, że mieszkasz tak blisko nas - powiedziała z uśmiechem Cher, kiedy wyszłyśmy z domu, który przed chwilą zamknęłam na klucz.
-Naprawdę? - dopytałam, uśmiechając się i zakładając na ramię torbę.
-Dosłownie kilka minut drogi stąd, pokażemy ci po drodze gdzie mieszkamy.
-Mieszkacie obok siebie? - spytałam, a mój wzrok niekontrolowanie przeniósł się na dom naprzeciw. Miałam jakąś podświadomą nadzieję, że znów zobaczę tamtego chłopaka. Niestety przed domem nie dostrzegłam nikogo. Zawiedziona z powrotem przeniosłam wzrok na dziewczyny.
-Mhm, Katy mieszka dom dalej - odpowiedziała pogodnie szatynka, otwierając swój samochód. Wsiadłam do auta, kładąc obok swoją torebkę. W takich chwilach coraz bardziej nie mogłam doczekać się swoich osiemnastych urodzin, ponieważ ojciec obiecał kupić mi wtedy własny samochód. Nie kupił mi go do tej pory nie dlatego, że żałował na mnie pieniędzy, wręcz przeciwnie potrafił wydawać na mnie kosmiczne sumy, tylko dlatego, że cholernie bał się puścić mnie za kierownicę. Uważał, że tylko faceci mają wrodzony, jak on to mówił "dar do dobrego prowadzenia", a kobiety w ogóle nie powinny wsiadać za kierownicę. Bał się po prostu, że rozbiję się na pierwszy, lepszym drzewie. Drogą negocjacji, wraz z mamą doszliśmy do wniosku, że po moich osiemnastych urodzinach będę mogła zdać na prawo jazdy i dostanę wymarzony samochód.
Przez całą drogę do centrum miasta non stop rozmawiałyśmy. Nie sądziłam, że poznam kogoś jeszcze bardziej gadatliwego od Melanie. A jednak. Cher biła wszystkich na głowę. Potrafiła gadać cały czas, bez końca. Katy, była nieco bardziej rozgarniętą osobą. Przypominała mi trochę mnie, chociaż ona była zdecydowanie bardziej śmiała i odważna.
Wysiadłyśmy z samochodu, udając się do jednego z wielkich centrów handlowych.
*
-Nie uważacie, że jestem gruba? - spytała Cher, przeglądając się w bikini, w dużym lustrze, znajdującym się w przymierzalni.
-Nie - powiedziałyśmy równocześnie i cicho się zaśmiałyśmy.
-No, ale patrzcie tutaj - powiedziała szatynka, ściskając swoją skórę na brzuchu. - Widzicie jaki tłuszcz?     - dodała rozpaczliwie.
-Nie ciągnij tak tej skóry, bo jeszcze ci się kości przebiją - zażartowałam. - Cher, jesteś chuda - dodałam już poważniej.
-Chanel ma rację - uśmiechnęła się Katy. - I świetnie wyglądasz w tym bikini, bierz je.
-Jesteście pewne?
-Taak! - odpowiedziałyśmy ponownie równocześnie i znów parsknęłyśmy śmiechem.
-Skoro tak. - Wzruszyła ramionami, uśmiechając się, po czym wraz z blondynką wyszłyśmy z przymierzali, zostawiając Cher samą. My kupiłyśmy nasze bikini już jakieś pół godziny temu, a ona wciąż nie potrafiła się zdecydować, więc odetchnęłyśmy z ulgą, kiedy dziewczyna w końcu na któreś się zdecydowała.
-No to je biorę - powiedziała, wychodząc i udając się do kasy.
Wyszłyśmy ze sklepu, idąc bez celu przed siebie.
-To gdzie teraz idziemy? - zagadnęłam.
-Loody! - powiedziały dziewczyny równocześnie, a ja przytaknęłam z uśmiechem. Udałyśmy się do jednej z kawiarni, zamawiając sobie duże puchary lodowe.
-Już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła pokazać się w tym cudeńku - powiedziała podekscytowana Cher, oglądając jeszcze raz swoje bikini w torbie.
Odpowiedziałam jedynie uśmiechem, rozglądając się na boki. Po niecałych pięciu minutach kelner przyniósł nasze zamówienia.
-Chanel, opowiedz coś o swoim życiu przed przeprowadzką. No wiesz, przyjaciele, szkoła, chłopak - powiedziała Katy, wkładając do ust łyżeczkę z lodami.
-Miałam jedną przyjaciółkę - Melanie, ale wiele kolegów i koleżanek. Z moją klasą świetnie się dogadywałam i ciężko było mi się z nimi rozstać. A szkoła? Poza wyglądem oczywiście, praktycznie niczym nie różniła się od tej - uśmiechnęłam się, nabierając na łyżeczkę czekoladowe lody.
-A chłopak? - dopytała blondynka.
-Do tej pory miałam tylko jednego chłopaka i nie wspominam go dobrze - odpowiedziałam już nieco nie chętniej.
-Dlaczego?
-Bo okazał się skończonym dupkiem. Chodziliśmy ze sobą od pierwszej klasy, czyli mieliśmy po szesnaście lat. Cały czas mówił jak to mnie kocha, jaka jestem dla niego ważna, a później zdradził mnie z "koleżanką" z klasy.
-Ouł, to słabo - skrzywiła się. - Masz rację, był dupkiem - dodała i wszystkie się zaśmiałyśmy.
-A wy? Macie kogoś, lub miałyście? - zagadnęłam, chcąc zmienić nieco temat.
-Ja jestem świeżo po zerwaniu - powiedziała blondynka. - Ale rozstaliśmy się po przyjacielsku. Po prostu stwierdziliśmy, że to jednak nie to.
-To dobrze, takie rozstania o wiele mniej bolą. A ty?- zwróciłam się do Cher.
-A ja rozstałam się z chłopakiem jakiś rok temu i od tamtej pory kieruję się w życiu zasadą "No boyfriend, no problem" - powiedziała, na co wszystkie, jak na zawołanie parsknęłyśmy śmiechem.
*
-Może wejdziecie? Poznacie moją mamę - spytałam, kiedy stałyśmy już pod moim domem.
-Chętnie - uśmiechnęła się Cher, gasząc silnik i wykładając kluczyk ze stacyjki. Wysiadłyśmy z samochodu, udając się w kierunku mojego domu.
-Poczekajcie chwilę - powiedziałam jeszcze z uśmiechem, stając na chodniku i wykładając ze skrzynki listy i ulotki, które tam się znajdowały. Przeszłam kilka kroków do przodu chodnikiem z wzrokiem wbitym w korespondencję, kiedy na kogoś wpadłam, a z rąk wypadło mi wszystko, co trzymałam. Nie patrząc na osobę, na którą wpadłam, przykucnęłam, chcąc pozbierać to, co upuściłam.
-Przepraszam - mruknęłam pod nosem. Osoba, na którą weszłam, również kucnęła, pomagając mi pozbierać listy.
-Nic się nie stało - odpowiedział męski, lekko zachrypnięty głos, na którego dźwięk momentalnie przeszły mnie dreszcze. Podniosłam głowę, równocześnie wstając i spojrzałam na chłopaka, który również się podniósł, wręczając mi pozbierane rzeczy.
-Dziękuję - szepnęłam, gdyż głos dosłownie uwiązł mi w gardle i nie byłam w stanie powiedzieć tego, choć odrobinę głośniej. Spojrzałam w oczy chłopaka. Były niesamowite, dosłownie jakby ktoś ukrył w nich malutką fabrykę czekolady. Błyszczały w sposób, który powodował, że już teraz wiedziałam, że to najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek ujrzałam. Szatyn sam w sobie, był nieprzyzwoicie przystojny. Chłopak posyłając mi tylko jeden, "suchy" uśmiech, wyminął mnie, idąc dalej, a ja w dalszym ciągu stałam w jednej pozycji, w jednym miejscu. Czując, że moje serce zaczyna coraz szybciej bić, ocknęłam się. Dopiero po chwili usłyszałam głos obok siebie.
-Rozmawiałaś z nim? - spytała nie dowierzając Cher. Starałam się ochłonąć i przywrócić "do życia".
-Nie, przeprosiłam tylko za to, że na niego wpadłam - odpowiedziałam, w miarę naturalnie. - Znasz go? - spytałam jeszcze.
-A ty nie? Przecież mieszka naprzeciw ciebie - odpowiedziała dziewczyna.
Czyli to on. To ten sam chłopak, którego nazwałam kretynem i którego widziałam wtedy przed domem.
-Nie znam jeszcze żadnych sąsiadów. - Wzruszyłam niby obojętnie ramionami, chociaż od środka dosłownie wszystko mnie roznosiło. - A ty skąd go znasz?
-Trochę o nim słyszałam, zresztą on zwraca na siebie uwagę. Pewnie ci się podoba, nie? Uwierz mi, nie tobie jednej, ale lepiej go sobie odpuść.
-Przecież on mnie nie interesuje, tak tylko pytam - zaśmiałam się nerwowo. - Ale co masz na myśli? Dlaczego miałabym sobie odpuścić? - spytałam niesamowicie ciekawa.
-Jak to się mówi, "to typ spod ciemnej gwiazdy". Z tego co mi wiadomo, już nie raz miał do czynienia z  policją, a od wszelkich używek nie stroni. Po prostu, lepiej trzymać się od niego z daleka. To podejrzany typ. - Wzruszyła ramionami Cher.
*
Przekręcałam się z boku na bok, nie potrafiąc zasnąć. Wciąż miałam przed oczami tego chłopaka. Był po prostu idealny, nieprzyzwoicie przystojny. Przygryzłam dolną wargę, odtwarzając w głowie jego twarz. Zastanawiały mnie też słowa Cher. Przecież on wcale nie wyglądał mi na jakiegoś "podejrzanego typa". Tak, wiem - pozory mogą mylić. Westchnęłam cicho, przytulając się do poduszki. Jedno jest pewne, zrobię wszystko, żeby czegoś się o nim dowiedzieć.

LINEB - love is not easy babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz