Rozdział 4.

314 9 2
                                    

Rozdział 4.
Obudziły mnie w środku nocy czyjeś krzyki dochodzące z zewnątrz. Przetarłam zaspane oczy i wstałam z łóżka, podchodząc do okna. Odsunęłam lekko firanę na bok, chcąc zobaczyć co takiego dzieje się na dworze. Momentalnie aż podskoczyłam, słysząc głośny huk, rozbijanej na ziemi, szklanej butelki.
-A czego ty oczekiwałaś!? Że ci się oświadczę?! - wykrzyczał chłopak do osoby stojącej kilka metrów przed nim. Wytężyłam wzrok, chcąc dostrzec kim są kłócące się osoby. Przyłożyłam podekscytowana dłoń do ust, orientując się, że tym chłopakiem jest On. Była tam z nim jakaś dziewczyna. Było ciemno, więc niezbyt mogłam ocenić jej wygląd. Na "oko" była trochę starsza ode mnie. Blondynka, kilka centymetrów niższa od szatyna. Poczułam ukłucie w brzuchu, dochodząc do wniosku, że to najprawdopodobniej jego dziewczyna. Z zamyśleń wyrwała mnie kontynuowana kłótnia.
-Wykorzystałeś mnie! - wykrzyczała dziewczyna, kładąc dłonie na klatce piersiowej szatyna i odpychając go.
Chłopak parsknął ironicznym śmiechem, łapiąc dziewczynę za łokcie.
-Czy ja cię do czegokolwiek zmuszałem? Nie. A to, że w tej swojej główce ubzdurałaś sobie, że będziemy żyć razem długo i szczęsliwie, to już nie moja wina - powiedział, ironicznie się uśmiechając.
Dziewczyna gwałtownie wyrwała swoje ręce, odchodząc krok w tył.
-Powiedziałeś, że mnie kochasz - powiedziała już ciszej, przez co ledwo to usłyszałam.
W tym momencie szatyn wybuchnął głośnym śmiechem.
-Naprawdę wierzyłaś we wszystko, co ci mówiłem? - powiedział przez śmiech. Przełknęłam głośno ślinę, czując nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. Nie chciało mi się wierzyć, że On taki jest.
-Ty skończony dupku! - krzyknęła blondynka, podchodząc do chłopaka bliżej. Podniosła dłoń, chcąc uderzyć go w policzek, jednak szatyn w odpowiednim momencie złapał jej rękę.
-Nie radzę - syknął jej w twarz, ściskając jej dłoń, a mnie momentalnie przeszły ciarki.
-Puść, to boli - jęknęła, patrząc na niego.
-Ty zaczęłaś - odpowiedział niewzruszony, cały czas ją trzymając i patrząc jej w oczy. Mimo, że tego nie czułam, to mogłam dostrzec z jaką siłą, chłopak zaciskał dłoń na ręce blondynki.
-Proszę - jęknęła po raz kolejny, rozpaczliwie. Przez moment jeszcze tak stali, po czym szatyn gwałtownie puścił dziewczynę, która od razu zaczęła rozmasowywać obolałe miejsce.
-Mam nadzieję, że zrozumiałaś, że z nami koniec - zaśmiał się ironicznie. Podniósł z ziemi fragment nieroztrzaskanej do końca butelki i z całej siły rzucił nią o ziemię, a ja aż podskoczyłam.
-Żegnaj skarbie - powiedział na odchodnym, zostawiając dziewczynę samą, a sam wchodząc do swojego domu. Trzasnął głośno drzwiami, a ja przeniosłam swój wzrok na blondynkę, która kucała na ziemi, chowając twarz w dłoniach. Dało się usłyszeć jej cichy szloch. Nie mogłam uwierzyć w tą całą sytuację. Jak on mógł zachować się aż tak podle?
Po chwili dziewczyna wstała, ocierając dłońmi policzki.
-Nienawidzę cię! Dupek, kretyn, skurwysyn! - wykrzyczała w kierunku jego domu. Przeczesała swoje włosy, odwracając się na pięcie. Skrzyżowała dłonie na piersi, idąc szybkim krokiem przed siebie, aż zniknęła za rogiem. Delikatnie zasłoniłam z powrotem firanę. Oparłam się o ścianę, analizując całą sytuację. Jak on w ogóle mógł ją tak potraktować? Mimo, że nie znałam całej historii ani żadnych szczegółów, to mogłam wywnioskować, że to On był tutaj winien.
Powolnym krokiem podeszłam z powrotem do łóżka, kładąc się na nim i okrywając kołdrą. Spojrzałam na wyświetlacz komórki, chcąc sprawdzić godzinę. Było kilka minut po drugiej w nocy. Westchnęłam cicho, przytulając się do poduszki.
Nie mogłam przestać o tym myśleć. Mimo tego, co widziałam, to w dalszym ciągu coś mnie do Niego ciągnęła. Sama nie potrafiłam tego pojąć.
Przewróciłam się na drugi bok, przymykając powieki i usiłując zasnąć.
*
-A ty co taka padnięta? - spytała Cher, kiedy wychodziłyśmy z klasy po pierwszej lekcji.
-Nie wyspałam się - odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami.
-Czyżbyś całą noc myślała o Jay'u? - zaśmiała się Katy. Przewróciłam oczami, uśmiechając się.
-Nie, akurat nie o nim.
-Ooo, a o kim? - powiedziały równocześnie i spojrzały na mnie, tak, że odpowiedź "nieważne", albo "o nikim ważnym" kompletnie nie wchodziły tutaj w grę.
Westchnęłam, wiedząc, że i tak nie uniknę odpowiedzi.
-O tym moim sąsiedzie. Wiecie, o tym na którego wtedy wpadłam. A jak on ma w ogóle na imię? - odrzekłam i spojrzałam na nie.
-O ile dobrze wiem - Justin. Chanel, ale naprawdę dobrze ci radzę. Nie zawracaj sobie nim głowy. - Westchnęła Cher, a ja przewróciłam teatralnie oczami.
-Ona ma rację. Przecież on podobno ma wyrok w zawiasach za pobicie - dodała Katy.
-Co? Wyrok? - spytałam od razu zaciekawiona.
-Tak słyszałam. Podobno pobił jakiegoś gościa, który przystawiał się do jego dziewczyny na imprezie.
Odruchowo zagryzłam wargi. One zamiast mnie do niego zniechęcać, jeszcze bardziej mnie na niego nakręcały.
-Może to zwykłe plotki. - Wzruszyłam ramionami.
-Nie wydaję mi się. Zresztą, Chanel, on pije, pali, ćpa, a do tego bywa agresywny. Owszem jest przystojny, nawet bardzo, ale dla własnego dobra, lepiej omijać go szerokim łukiem - dopowiedziała Katy.
-A skąd wy to wszystko wiecie? Znacie go? Nienawidzę powierzchownego oceniania - powiedziałam nieco zirytowana, chociaż jeżeli mam być szczera, to o jego agresywności i tego, że pije, przekonałam się wczoraj w nocy. Mimo wszystko, coś mnie do niego ciągnęło. A może kręciło mnie właśnie to, że jest taki..niegrzeczny i nieprzystępny?
-Chanel, mamy oczy - powiedziała Katy i przewróciła oczami. -To naprawdę nie są żarty, nie pakuj się w to. Najlepiej po prostu go omijaj i nie wdawaj się z nim w bliższe kontakty - dodała.
-Dobra, zmieńmy temat - odpowiedziałam zirytowana.
-Jak chcesz, tylko pamiętaj o tym, co ci mówiłyśmy - powiedziała Cher, wzruszając ramionami.
-Patrzcie kto idzie - szepnęła blondynka, spuszczając głowę. Spojrzałam przed siebie, zauważając Jay'a, który z uśmiechem na ustach szedł w naszą stronę.
-Hej dziewczyny - powiedział, stając obok nas.
-Hej - odpowiedziałam, uśmiechając się. Lubiłam go i przyznam, że był przystojny, ale mimo wszystko na myśl o nim, nie czułam tego samego, co na myśl o Justinie.
-Macie może jakieś plany na wieczór? Bo szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie - wyszczerzył się, na co ja od razu się uśmiechnęłam. Miał niesamowicie zaraźliwy uśmiech.
-Ja nie mam - odpowiedziały równocześnie Cher i Katy, po czym spojrzały na siebie i parsknęły śmiechem.
-A ty, Chanel? - spojrzał na mnie.
-Też nie mam - uśmiechnęłam się.
-W takim razie zapraszam was dzisiaj na domówkę u mnie - powiedział. Przez chwilę przeanalizowałam propozycję. W sumie, to był dobry sposób na zwiększenie grona moich nowych znajomych, a co lepszego miałam do roboty?
-Ja chętnie wpadnę - odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając.
-My również - dodały dziewczyny.
-To świetnie. Impreza zaczyna się o 20. Więc do zobaczenia, mam nadzieję - powiedział z uśmiechem i odszedł w swoją stronę.
*
-Mamo, mogę iść dzisiaj na domówkę do kolegi z klasy? - zagadnęłam mamę, jedząc w kuchni obiad.
-Zostałaś zaproszona? A nie mówiłam, że wszyscy cię polubią i szybko się odnajdziesz w nowej klasie? - powiedziała, uśmiechając się, podekscytowana.
-Mhm, mówiłaś - zaśmiałam się. - To jak? Mogę?
-Jasne, tylko wróć do dwunastej - powiedziała, zamykając zmywarkę.
-Dziękuję.
Przez chwilę panowała cisza, którą po chwili przerwałam.
-Mamo - zaczęłam niepewnie, odkładając na talerz widelec.
-Hm? - mruknęła, siadając obok.
-Wiesz coś może o tym chłopaku, który mieszka naprzeciwko? - Spojrzałam na nią.
-A wiesz, że co nieco o nim słyszałam? Byłam dzisiaj w końcu przywitać się z nowymi sąsiadami. U jednej z sąsiadek zasiedziałam się trochę dłużej. A wiesz, że bardzo miła kobieta? Nawet w moim wieku..
-Mamo, do rzeczy - przerwałam jej trochę niemiło, ale znałam zdolności mojej mamy do zmieniania nale tematu i opowiadania historii.
-A tak. No więc trochę się zagadałyśmy i spytałam też o stosunki z pozostałymi sąsiadami. No i dowiedziałam się, że ten chłopak to niezłe ziółko. Używki i problemy z policją. Miałam właśnie zamiar ci powiedzieć, żebyś lepiej trzymała się od niego z daleka.
Zagryzłam nerwowo dolną wargę.
-Może nie jest wcale taki zły. - Wzruszyłam niby obojętnie ramionami.
-Chanel - spojrzała na mnie. - Wpadł ci w oko, tak? - dodała i spojrzała na mnie uważnie.
-Co? Nie, tak tylko pytam - odpowiedziałam szybko.
-Mam nadzieję. Wybij go sobie z głowy.
-Przecież wiem - uśmiechnęłam się blado.
-To dobrze - odwzajemniła uśmiech moja mama, wstając i wychodząc z kuchni.
-I tak nie odpuszczę - szepnęłam sama do siebie.
*
-Fajnie tu - powiedziała podekscytowana Cher, rozglądając się na boki, kiedy weszłyśmy do domu Jay'a.
-No - przytaknęłam jej, uśmiechając się i również się rozglądając. Muzyka grała naprawdę głośno, a ludzi było sporo. Już po chwili podszedł do nas gospodarz imprezy - Jay.
-Świetnie, że jesteście - powiedział z uśmiech i stając za nami, objął nas ramionami.
-Też się cieszę, że cię widzę - zaśmiałam się, przeczesując grzywkę.
-Jeśli chcecie coś do picia, czy jakieś przekąski, to są tam. - Chłopak wskazał ręką stolik z napojami.
-Jasne - odpowiedziała z uśmiechem Cher, wzruszając ramionami.
-To ja was na razie zostawiam i mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić - powiedział idąc tyłem.
-Mhm - skinęłam, uśmiechając się.

LINEB - love is not easy babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz