-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - pocieszała mnie mama, prowadząc samochód. Westchnęłam cicho, próbując wierzyć w te słowa. Czułam się w tym momencie jak siedmiolatka, która ma przed sobą pierwszy dzień w szkole. Szczerze mówiąc, byłam przerażona. Nowa szkoła, zupełnie nowi ludzie. Nie mam pojęcia, jak ja się tam odnajdę.
-Jesteśmy na miejscu - powiedziała po chwili, zatrzymując się. Spojrzałam przez okno na duży, szary budynek Liceum. - Poradzisz sobie, nie martw się - dodałam zachęcająco.
-Mam nadzieję. - Uśmiechnęłam się blado, odpinając swój pas. - To do zobaczenia później - powiedziałam i wyszłam z samochodu.
-Pa kochanie, później po ciebie przyjadę - odpowiedziała, po czym odjechała. Kurczowo trzymając na ramieniu swoją torbę, stanęłam przed szkołą, głośno przełykając ślinę. Chanel, nie jesteś dzieckiem. Weź się w garść. Wzięłam głęboki oddech, powolnym krokiem idąc przed siebie. Ci, którzy stali przed szkołą z ciekawością na mnie zerkali. Bardzo dobrze wiedziałam, że będę teraz na językach. W końcu byłam nowością w szkole. Spuściłam głowę, starając się nie przejmować się tymi wszystkimi spojrzeniami. Nienawidziłam być w centrum uwagi. Starałam się jak najmniej zwracać na siebie uwagę, chociaż wiedziałam, że sama moja obecność już jest powodem do plotkowania. Z wzrokiem wbitym w podłogę, weszłam do szkoły. Z tego, co pamiętam pierwszą lekcją jest angielski. Pocieszające było teraz to, że lubię ten przedmiot. Z torby wyjęłam małą karteczkę z planem szkoły. Nie miałam pojęcia w którą stronę iść i gdzie znajduje się klasa od angielskiego. Czy ta szkoła musiała być taka duża i pogmatwana? Wpatrując się w kartkę, szłam przed siebie, aż w końcu przez swoją nieuwagę na kogoś wpadłam. Modliłam się tylko, żeby to nie był żaden przewrażliwiony nauczyciel, któremu podpadłam już w pierwszy dzień, ani jakaś szkolna gwiazdka, która wyznaczy sobie mnie, jako nowy cel do zniszczenia.
-Przepraszam - powiedziałam cicho, podnosząc głowę. Całe szczęście nie był to żaden nauczyciel, a całkiem sympatycznie wyglądająca dziewczyna.
Długie, niemalże idealnie proste, brązowe włosy, świetnie komponowały się z jej brązowymi oczami. Sądząc po ślicznym, szczerym uśmiechu, dziewczyna nie była wredną, egoistyczną, szkolną cheerleaderką.
-Nic nie szkodzi - odpowiedziała, uśmiechając się pogodnie i odgarniając na bok swoje długie włosy.
-Nie wiesz może gdzie jest klasa od angielskiego? - zagadnęłam pogodnie, chcąc wykorzystać, że spotkałam kogoś sympatycznego, kto może mi pomóc.
-Aaa ty jesteś tą nową? - powiedziała entuzjastycznie, ignorując moje pytanie.
"Tą nową?" Czy naprawdę fakt, że do szkoły będzie chodziła nowa dziewczyna aż tak szybko się rozniósł, że wszyscy o tym wiedzą?
-Na to wygląda - uśmiechnęłam się blado.
-Na pewno nikogo tutaj nie znasz. Jestem Cher, jeśli chcesz mogę oprowadzić cię trochę po szkolę, pokazać co i jak - powiedziała zachęcająco. Przez moment się nad tym zastanowiłam, ale od razu doszłam do wniosku, że to jak najbardziej dobry pomysł. Potrzebuję kogoś, kto mi pomoże, ale ona wydaje się być naprawdę miła.
-Chanel - podałam jej dłoń, uśmiechając się. - I jeśli to dla ciebie żaden problem, to będę bardzo wdzięczna, jeśli mnie oprowadzisz.
Szatynka od razu odwzajemniła gest, również się uśmiechając.
-No co ty, żaden problem! Masz teraz angielski? Z kim?
-Z.... - zaczęłam, ale uświadomiłam sobie, że nazwisko nauczycielki mam na końcu języka. Wyjęłam drugą kartkę z planem lekcji. - O, z panią Evans - powiedziałam, czytając z kartki.
-Naprawdę?! - dziewczyna powiedziała z takim entuzjazmem, jakbym właśnie podała jej szóstkę w totka. - Ja też, więc mamy razem lekcje! Świetnie - klasnęła w dłonie.
Po tym pierwszy spotkaniu mogę zdecydowanie stwierdzić, że Cher różni się ode mnie charakterem diametralnie. Wyraźnie była wygadana i szalona, żeby nie powiedzieć lekko stuknięta. I nie mam tutaj na myśli nic złego. Bardzo przypominała mi Melanie, moją przyjaciółkę.
-Super - uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Chodź, zaprowadzę cię pod klasę i poznam z innymi. - Cher pociągnęła mnie lekko za rękę, udając się w kierunku schodów.
"Poznam z innymi"?! Serce zaczęło bić mi szybciej, a na myśl, że za chwilę będę musiała stanąć twarzą w twarz z moją nową klasą, zrobiło mi się słabo.
A jak mnie nie polubią? Nie spodobam im się? Uznają mnie za dziwaczkę?
Tak się złożyło, że na dłuższe rozmyślenia nie miałam czasu, gdyż za chwilę już znaleźliśmy się pod klasą. Wszyscy momentalnie przerzucili na mnie wzrok, a ja marzyłam o tym, żeby stać się niewidzialną.
Podeszłyśmy do małej grupki ludzi. Czterech chłopaków i pięć dziewczyn. Przełknęłam głośno ślinę.
-To jest Chanel, doszła do naszej klasy - z uśmiechem na ustach, przedstawiła mnie Cher. Wiedziałam, że wszyscy z nich lustrują mnie wzrokiem.
-Hej - uśmiechnęłam się blado, mając nadzieję, że zabrzmiałam sympatycznie.
-Siema, jestem Jay. Miło mi cię poznać, Chanel - pierwszy wyciągnął w moim kierunku, dosyć wysoki brunet o ładnym uśmiechu.
-Mi również - odwzajemniłam gest, również posyłając mu uśmiech. Cher dyskretnie, walnęła mnie lekko w ramię.
Przez chwilę jeszcze na siebie patrzyliśmy, po czym odsunęła chłopaka, drobna blondynka.
-Już się tak nie przymilaj, Jay - szturchnęła chłopaka w ramię, uśmiechając się. - Katy - wyciągnęła w moim kierunku dłoń, witając się.
Szczerze mówiąc, kamień spadł mi z serca. Wiadomo, że zapewne nie wszyscy od razu się ze mną zaprzyjaźnią, możliwe, że nawet nie wszyscy będą mnie lubić, ale ważne, że znalazłam chociaż kilka sympatycznych, miłych i pogodnie do mnie nastawionych osób.
Poznając pozostałe osoby, usłyszeliśmy po chwili głośny dźwięk dzwonka. Teraz pozostała jeszcze sprawa nauczycielki.
-Miła ta Evans? - zagadnęłam Cher, wchodząc do klasy.
-Każda nauczycielka jest wredna - odpowiedziała i obie się zaśmiałyśmy. - Ale ona jest czasami naprawdę w porządku. Jedna z najlepszych nauczycielek - dodała, już nieco poważniej.
-Uff, to dobrze - uśmiechnęłam się.
Całe szczęście Cher miała rację, co do pani Evans. Uśmiechnięta kobieta w średnim wieku, przedstawiła mnie klasie, miło przywitała i poprosiła, żebym usiadła na jedno z wolnych miejsc.
Spełniłam prośbę nauczycielki, siadając do jednej z wolnych, pojedynczych ławek. Przy okazji minęłam stolik Jay'a, który posłał mi uśmiech. Bez chwili zastanowienia odwzajemniłam uśmiech, przechodząc dalej. Wydawał się być miły, a mnie cieszyło, że ktoś mnie polubił.
Starając się, nie robić zbędnego zamieszana, usiadłam do wolnej ławki, wyjmując z torby książkę do angielskiego i notatnik z długopisem. Odgarnęłam za ucho, niesfornie opadające mi na twarz włosy, biorąc do ręki długopis.
Lubiłam angielski, więc lekcja można powiedzieć nie była dla mnie jakąś udręką, wręcz przeciwnie, była ciekawa. Nagle zobaczyłam, że ktoś wrzucił na moją ławkę małą, zwiniętą w kulkę karteczkę. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć nadawcę, po czym od razu zorientowałam się, że to od zachęcającej mnie do odczytania listu Cher. Sprawdzając jeszcze jedynie, czy nauczycielka na pewno na mnie nie patrzy, rozwinęłam kartkę.
Podobasz się Jay'owi, szczęściaro!
Czułam jak moje policzki oblewają rumieńce, chociaż mimo wszystko, sądziłam, że nie ma w tym grama prawdy. Chłopak po prostu z wdzięczności jest dla mnie miły i tyle. Spojrzałam na szatynkę i pokręciłam przecząco głową, dając jej do zrozumienia, że kompletnie nie zgadzam się z tym, co mi napisała. Cher przewróciła oczami, po czym entuzjastycznie kiwnęła głową, uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech, po czym ponownie przeniosłam wzrok na swoją ławkę. Kątem oka, spostrzegłam, że ktoś mi się przygląda. I to nie byle ktoś, a Jay. Przyznam, że przez moment nawet przeanalizowałam stwierdzenie dziewczyny, ale zaraz pokręciłam głową z dezaprobatą, dochodząc do wniosku, że to wątpliwe. Bardzo wątpliwe.
Lekcja przeminęłam nadzwyczaj szybko, co szczerze mówiąc wcale jakoś specjalnie mnie nie ucieszyło, ani też nie zasmuciło. Po prostu, nie robiło mi to żadnej różnicy, czy to lekcja, czy przerwa. Spokojnie, nie spiesząc się, zaczęłam pakować swoje rzeczy, po czym udałam się w kierunku wyjścia z klasy. Za chwilę dołączyła do mnie też Cher.
-Ty naprawdę nie widzisz, że mu się spodobałaś?! - zaczęła na wstępie, dotrzymując mi kroku. Westchnęłam cicho.
-On po prostu jest dla mnie miły, to zupełnie nic nie znaczy - odpowiedziałam bez jakichkolwiek emocji.
-Ale ty jesteś uparta - uśmiechnęła się, a ja od razu to odwzajemniłam. - Ale wierz mi na słowo, że niedługo zapewne będzie chciał się z tobą umówić. Tylko uważaj na niego, to straszny podrywacz. To znaczy umówić się nie zaszkodzi, ale bądź rozsądna.
-Dzięki za radę - powiedziałam jak najbardziej szczerze, bez sarkazmu i posłałam jej uśmiech.
*
W towarzystwie mojej nowej, dzisiaj poznanej koleżanki, udało mi się bezproblemowo przeżyć pierwszy dzień w szkole. Przyznam, że czułam się tak, jakby zaliczyła jakieś mega trudne zadanie. Byłam jak najbardziej pozytywnie nastawiona, ciesząc się, że wszystko powoli zaczyna się układać. A tak odnoście Jay'a. Wiadomość, że jest podrywaczem wystarczyła mi, żebym skreśliła go z listy potencjalnych kandydatów na chłopaka.
Miałam już z takim do czynienia i nie wyszłam na tym dobrze - delikatnie mówiąc. Zranił mnie jak nikt inny, zdradzając mnie z koleżanką z klasy. Od tamtej pory przyrzekłam sobie, że zastanowię się pięćdziesiąt razy, zanim umówię się z jakimś chłopakiem.
-To widzimy się jutro? - uśmiechnęłam się, żegnając z Cher pod szkołą, po lekcjach.
-Mhm, jasne - odwzajemniła gest. - To pa, do jutra - pożegnała się.
-Pa.
Przełożyłam ciężar ciała na drugą nogę, czekając, aż przyjedzie po mnie mama. Sama za cholerę nie trafiłabym jeszcze do domu, więc byłam zdana na rodziców.
Już po chwili, zza rogu wyjechał znajomy samochód mojej mamy, więc poprawiając torbę na ramieniu podeszłam bliżej ulicy, wsiadając za chwilę do auta.
-No i jak tam pierwszy dzień w szkole? - zagadnęła, odjeżdżając spod budynku szkolnego.
-A wiesz, że naprawdę całkiem nieźle? - uśmiechnęłam się pogodnie, bawiąc się swoją torebką, którą trzymałam na kolanach.
-Oo, a poznam jakieś szczegóły?
-To znaczy nic specjalnego się nie wydarzyło. Po prostu poznałam kilka naprawdę miłych osób, szkoła jest całkiem niezła no i nauczyciele też nie są tacy źli. - Wzruszyłam ramionami.
-A nie mówiłam, że będzie dobrze? - uśmiechnęła się.
-No mówiłaś - przewróciłam oczami, odwzajemniając gest.
Droga do domu nie była długa, więc po jakiś dziesięciu minutach dojechałyśmy pod dom. Wysiadłam z samochodu, odgarniając swoje długie włosy i zawieszając na ramię torbę.
Przechodząc kilka kroków, zauważyłam, że przy jednym z domów, naprzeciw naszego stoi jakiś chłopak - jak mniemam sąsiad. Stał tyłem, więc nie było możliwości bliższego przyjrzenia mu się. Jedyne co mogłam wywnioskować, to to, że to właśnie jego nazwałam kretynem, gdyż przy garażu stał dokładnie ten samochód, którym ktoś - zapewne właśnie ten chłopak - odjechał z piskiem opon. Przysłaniając dłonie promienie słoneczne, spróbowałam bliżej przyjrzeć się nieznajomemu. Nagle chłopak odwrócił się, co spowodowało, że zobaczył, że jak idiotka mu się przyglądam. Momentalnie gwałtownie się odwróciłam, karcąc się w myśli, że właśnie skompromitowałam się przed nowym sąsiadem.
-Chanel, idziesz? - z zamyślenia wyrwała mnie mama stojąca w progu drzwi.
-Co? A tak, już idę. - Pokręciłam głową, łapiąc się za czoło i udając w kierunku domu.
Wchodząc do domu, zsunęłam z nóg kremowe vans'y, udając się od razu do swojego pokoju na górę. Rzuciłam torbę w kąt pokoju, sama kładąc się na plecach na łóżku. W głowie przeanalizowałam cały dzisiejszy dzień. Lekko stuknięta, ale mimo wszystko bardzo sympatyczna Cher, przystojny, ale niewarty większej uwagi Jay i bliżej nieznajomy mi chłopak, mieszkający niemal naprzeciw, przed którym zrobiłam z siebie idiotkę. Podsumowując dzień - całkiem niezły.
Muszę przyznać, że coraz bardziej byłam ciekawa kim jest ten chłopak. Ile ma lat, czy mieszka tu sam, chodzi do jakiejś innej szkoły? Byłam zdecydowanie zbyt ciekawską osobą. Przecież jeszcze wczoraj nazwałam go kretynem, a dzisiaj zapragnęłam czegoś się o nim dowiedzieć?
Podniosłam się z łóżka, wychodząc z pokoju. Zeszłam na dół, udając się do kuchni, z której dochodził zapach, przygotowywanego obiadu.
-Jest już obiad? - zagadnęłam mamę, siadając na wysokim krzesełku.
-Za chwilę będzie - odpowiedziała pogodnie, krojąc warzywa. - A właśnie. Opowiesz mi w końcu coś więcej o twoim dzisiejszym dniu w szkole?
-No było normalnie, co mam ci powiedzieć. - Wzruszyłam ramionami, a mama spojrzała na mnie karcącym wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że oczekuje szczegółów. - Oj no po prostu z jedną dziewczyną można powiedzieć, że się zakolegowałam no i..ogólnie - dodałam, przewracając oczami.
-A jak ma na imię ten "ogólnie"? - zaśmiała się.
-Jay - odpowiedziałam, wiedząc, że przed moją mamą nic się nie ukryje. - Ale on mnie nie interesuje - dodałam po chwili.
-Nie podoba ci się? - spytała, wsypując pokrojone warzywa do miski.
-Nie, że nie podoba. Jest całkiem przystojny i w ogóle, ale podobno straszny z niego podrywacz, więc wolę się w to nie pakować.
-Może masz rację - powiedziała i wytarła dłonie ścierką. - Nic na siłę - dodała z uśmiechem i pogładziła mnie po włosach, po czym podeszła do szafki, wyciągając z niej talerz. - A obiad jest już gotowy.
*
"Urokiem" przeprowadzki są wieczory spędzone w domu. Bo z kim i gdzie masz wyjść, jak nikogo jeszcze za dobrze nie znasz? Bez większego entuzjazmu przełączałam kanały w tv, chcąc znaleźć coś, co mogłoby mnie zainteresować.
Po chwili usłyszałam dźwięk dzwonka w mojej komórce. Spojrzałam na wyświetlacz i z entuzjazmem odebrałam.
-Hej Mel, co tam u ciebie? - powiedziałam z uśmiechem na ustach, ściszając telewizor.
-No siemka, u mnie wszystko po staremu, ty lepiej gadaj co u ciebie! Jak szkoła? Masz jakichś przystojniaków w klasie? Poznałaś już kogoś? Opowiadaj! - powiedziała na jednym tchu, a ja zaśmiałam się, uświadamiając sobie jak bardzo już teraz tęsknie za tą jej gadatliwością.
-A może tak po kolei? - parsknęłam śmiechem.
-Oj nie marudź, tylko mów - powiedziała, a ja oczami wyobraźni widziałam jak leży teraz na łóżku, uśmiechając się, podekscytowana.
-Szkoła jak szkoła, jest spoko. W klasie jest kilku przystojnych chłopaków i poznałam kilka fajnych osób - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
-To super! - powiedziała i miałam wrażenie, że gdyby nie to, że trzymała telefon przy uchu, to klasnęłaby w dłonie. -A jak sąsiedzi? - dodała.
Momentalnie przypomniał mi się tamten chłopak i poczułam dziwne ukłucie w brzuchu.
-Melanie, nie mam pojęcia, nie obchodzą mnie sąsiedzi - odrzekłam, chcąc pominąć tamten fakt.
-Pff - prychnęła. - Możliwe, że dom obok może mieszkać chłopak twojego życia, który jest ci pisany i z którym spędzisz resztę swojego życia, a ty mi mówisz, że nie obchodzą cię sąsiedzi?! - powiedziała, udając oburzoną, po czym obie parsknęłyśmy śmiechem.
-Jesteś walnięta. - Pokręciłam głową z rozbawieniem.
-Dziękuję - powiedziała i momentalnie ponownie się zaśmiałyśmy.
Przez telefon rozmawiałyśmy chyba z godzinę i zapewne gadałybyśmy dalej, gdyby nie to, że niekontrolowanie zaczęłam ziewać i czułam, że moje powieki robią się coraz cięższe. Chcąc nie chcąc, musiałam pożegnać się z przyjaciółką i rozłączyć. Odłożyłam komórkę na półkę obok łóżka, a sama wtulając się w poduszkę, zamknęłam powieki. Przez moment wspominałam jeszcze cały dzisiejszy dzień, po czym zmęczona zasnęłam.
CZYTASZ
LINEB - love is not easy baby
FanficNie jest to moje opowiadanie. Postanowiłam, że przeniosę je na wattpad żeby wygodniej wam się czytało i żeby więcej osób mogło poznać historię Chanel lub przejść emocjonalnie tą historię razem z nią. W opowiadaniu występują wątki erotyczne, czytas...