Przejechałam opuszkami palców po zdjęciu, umieszczonym w niewielkiej ramce ozdobionej kolorowymi naklejkami. Będę za wami tęsknić szepnęłam sama do siebie, patrząc nie fotografię przedstawiającą dwójkę uśmiechniętych, obejmujących się dziewczyn. Były moimi przyjaciółkami od piaskownicy, a teraz tak po prostu miałam je zostawić, przeprowadzając się z Chicago do Phoenix. Myśl, że będzie dzielić nas ponad 2 tysiące kilometrów doprowadzała mnie niemalże do łez, a tłumaczenie rodziców "od czego są telefony?" do białej gorączki. Starałam się nie być na nich wściekła, gdyż wiedziałam, że są zmuszeni się przeprowadzić ze względu na pracę taty, ale jednocześnie przerażała mnie wizja zamieszkania w zupełnie nowym miejscu i pójście do zupełnie nowej szkoły, w której nikogo nie znałam.Westchnęłam cicho, powoli wypuszczając powietrze z ust. Włożyłam wcześniej wspomnianą fotografię na wierzch ubrań spakowanych do dużej walizki, którą chwilę później zapięłam i postawiłam obok drzwi. Skrzyżowałam ręce na piersi i powolnym krokiem przeszłam się po moim pokoju - "moim" jeszcze tylko przez jakieś 15 minut - kolejny dołujący mnie element przeprowadzki. Przeżyłam tutaj siedemnaście lat, więc było mi niesamowicie trudno rozstać się z tym miejscem.
-Chanel, długo jeszcze? Musimy jechać! - usłyszałam wołanie mojej mamy z dołu. Z powrotem podeszłam do drzwi, biorąc do ręki walizkę. Wzięłam głęboki oddech, ostatni raz rozglądając się po pokoju. Czując, że do oczu niekontrolowanie cisną mi się łzy, jednym ruchem ręki przetarłam oczy i odwróciłam się na pięcie, wychodząc i zamykając za sobą drzwi pokoju.
Schodziłam po schodach, niezdarnie ciągnąc za sobą sporą walizkę. Kiedy w końcu udało mi się zejść na dół z bagażem, postawiłam go obok drzwi wejściowych. Położyłam jedną dłoń po boku swojej talii, a drugą odgarnęłam niezgrabnie, opadające na czoło włosy.
-I jak? Spakowałaś wszystkie pozostałe rzeczy? - spytała mama, trzymając duży karton, który jak przypuszczam mieścił w sobie kolejne "drobiazgi" mamy.
-Mhm, raczej zabrałam już wszystkie moje rzeczy - odpowiedziałam bez odrobiny entuzjazmu w głosie.
-No uśmiechnij się, nie będzie tak źle. Poznasz nowych ludzi, znajdziesz nowe przyjaciółki, a może nawet jakiegoś chłopca, zobaczysz, że ci się spodoba - powiedziała i uśmiechnęła się zachęcająco.
-Tssa - syknęłam ironicznie, praktycznie sama do siebie, ponieważ moja mama wyszła już na zewnątrz, pakować do samochodu rzeczy.
Przewróciłam teatralnie oczami, wkładając czarne balerinki na stopy, na ramię zakładając małą torebkę, w której miałam najważniejsze rzeczy, które muszę mieć przy sobie, a do ręki wzięłam uchwyt walizki. Kiedy tylko wyszłam z domu, poczułam na sobie ciepłe promienie słoneczne. Jak na początek maja, było nadzwyczaj gorąco. Lubiłam ciepło, słońce, ładną pogodę, ale upału - nienawidziłam. Który to już będzie z kolei punkt dla którego nie chcę przeprowadzać się do Phoenix, które słynie z upałów?
Wypuszczając cicho powietrze z ust, ciągnąc za sobą dużą, fioletową walizkę, doszłam do czarnego range rover'a ojca. Wsunęłam uchwyt walizki i z trudem podnosząc, włożyłam do bagażnika, który mimo, że był naprawdę duży, teraz praktycznie cały już zapełniony torbami.
-To już wszystkie twoje rzeczy? - spytał tata wkładając na tylne siedzenie karton. Kiwnęłam tylko twierdząco głową, opierając się o samochód.
-Czyli mamy już wszystko. Zaraz będziemy jechać na lotnisko, mam nadzieję, że pożegnałaś się już wcześniej ze znajomymi?
-Tak - odpowiedziałam krótko, poprawiając ramiączko torebki na ramieniu. Ojciec jedynie skinął głową, wchodząc jeszcze na chwilę do domu. Oparta o samochód, z założonymi na piersi rękami spojrzałam na duży, biało-szary dom. Momentalnie zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno, przypominając sobie wszystkie cudowne chwile, jakie tutaj przeżyłam. To w tym ogrodzie uczyłam się jeździć na rowerze dwukołowym, to tutaj pierwszy raz spałam z przyjaciółkami pod namiotem i to tutaj pierwszy raz pocałowałam chłopaka w usta. Ostatni raz cicho westchnęłam i odwróciłam się, otwierając drzwi samochodu. Na tylne siedzenie położyłam swoją kremową torebkę, a sama zaraz usiadłam obok. Oparłam czoło o szybę, w zniecierpliwieniu czekając na rodziców.
Nie potrafiłam wyrzucić z głowy tych wszystkich zmartwień dotyczących przeprowadzki. Nie dość, że zmienię szkołę, nie będę tam nikogo znała, to jeszcze zacznę w środku roku szkolnego, a raczej na jego końcu. Przecież do wakacji zostały dwa miesiące. Nie wiem nawet jakim cudem rodzicom udało się załatwić, żebym nie musiała powtarzać całego roku. Chociaż widziałam w tym wszystkim jeden, jedyny, malutki plusik - może w końcu poznam chłopaka, który nie okaże się dupkiem, jak wszyscy dotychczasowi. Nie mam pojęcia czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nimi, ale ściągam na siebie samych idiotów. Ciąży nade mną jakaś klątwa, czy co?
Moje rozmyślenia przerwali rodzice, którzy wsiedli do samochodu.
-Zabraliśmy już wszystko? - spytałam jakby z nadzieją, że odpowiedź będzie przecząca i będziemy musieli zostać.
-Mhm, najprawdopodobniej tak - odpowiedziała moja mama, szukając czegoś w swojej torebce. Westchnęłam zawiedziona.
W końcu tata odpalił silnik, przekręcając kluczyk w stacyjce, po czym zapiął swój pas i chociaż chciałam jak najdłużej odwlekać ten moment, to wiedziałam, że tak czy tak, nastąpi. Właśnie raz na zawsze opuszczałam dom, w którym przeżyłam siedemnaście lat. Kiedy odjechaliśmy, czułam, że do oczu cisną mi się łzy, więc spuściłam głowę, bawiąc się kawałkiem materiału mojej bokserki.
Droga na lotnisko ciągnęła mi się w nieskończoność. Aż bałam się pomyśleć co będzie w samolocie, skoro 15 minutowa jazda wydawała mi się teraz wiecznością.
Do samolotu wsiadałam pełna obaw z trzęsącymi się nogami, łzami w oczach, ale jednocześnie w pewien sposób podekscytowana. Sama nie wiedziałam co czeka mnie w Phoenix, ale starałam się przyjąć choć trochę pozytywne myślenie. Idąc za rodzicami, doszłam do swojego miejsca, wygodnie rozsiadając się na fotelu.
Z torebki wyjęłam mojego iPoda, podłączając do niego słuchawki. Muzyka zawsze w jakiś sposób mnie uspokajała, więc miałam nadzieję, że tak będzie i tam razem. Włożyłam słuchawki do uszu, włączając jedną z moich ulubionych piosenek, po czym opierając głowę o małe okno, przymknęłam powieki. Lot ma trwać około 3 godzin, więc akurat odeśpię pobudkę o 6 rano.
CZYTASZ
LINEB - love is not easy baby
Fiksi PenggemarNie jest to moje opowiadanie. Postanowiłam, że przeniosę je na wattpad żeby wygodniej wam się czytało i żeby więcej osób mogło poznać historię Chanel lub przejść emocjonalnie tą historię razem z nią. W opowiadaniu występują wątki erotyczne, czytas...