Część 1

76 12 4
                                    


  Czterdziesty pierwszy dzień roku 3321

Nagle coś się stało. Świadomość wróciła. Nie byłem w stanie otworzyć oczu, ale czułem...ból. Jakby...zakwasy? O ile się nie myliłem, leżałem na czymś twardym i gładkim, starałem się oddychać, ale i to sprawiało niemałe trudności- tak czy inaczej nie czułem żadnych zapachów. Pod powiekami zaczęły mi się pojawiać jakieś obrazy...kontury...postacie...które natychmiast się rozmywały. Spróbowałem jeszcze raz i używając całej swojej siły otworzyłem oczy. Jasne światło oślepiło mnie, ale nie dałem za wygraną, jeżeli moje powieki by teraz opadły, prawdopodobnie nigdy bym ich już nie otworzył. Kiedy moje źrenice jako tako przyzwyczaiły się do ostrych jarzeniówek rozejrzałem się dookoła- znajdowałem się w dość dużym, sterylnym pomieszczeniu, jedno spojrzenie w dół upewniło mnie na czym leżałem- coś na kształt...blatu? Tak, to by tłumaczyło tę twardość. Jednak bardziej zaskoczył mnie fakt że byłem kompletnie nagi! Ale nie to było najdziwniejsze, w kilku punktach na moim ciele dostrzegłem czerwone punkciki, jakby światełka z jakiegoś lasera- jego wiązki łączyły się w jakimś tajemniczym urządzeniu nad moją głową. Na próbę poruszyłem lewą ręką, ignorując ból w mięśniach- światełko również się poruszyło! O co w tym wszystkim chodzi? Gdzie ja do cholery jasnej się znajduję? Wytężyłem pamięć....ostatnie co pamiętam to mój własny wypadek- pamiętam spadanie i...ciemność. Czyli pewnie jestem w szpitalu. Odetchnąłem nieco, zastanawiając się czy Marcie tu jest. Ale nic, teraz należało już tylko zaczekać na lekarza. Czułem się dosyć...dziwnie- rozejrzałem się za czymś, czym mógłbym się przykryć, ale nic takiego nie dostrzegłem. Fizycznie czułem się dobrze, poza bólem w kończynach nic mi nie dolegało- postanowiłem więc wstać, ale kiedy tylko moja stopa dotknęła podłogi rozległ się alarm- chociaż może słowo alarm to za dużo powiedziane- światło w pokoju stało się...niebieskie? Trochę dziwne, zwykle widywałem czerwone. I zaczęło niepokojąco mrugać. W jednej chwili do pomieszczenia wpadły jakieś postacie- właściwie nie wiem skąd się wzięły, ale kiedy światło na powrót stało się białe, wydałem z siebie okrzyk przerażenia. Co to jest?! Stały nade mną trzy monstrualne postacie, każda miała co najmniej dwa metry wzrostu, a ich skóra była... biała. Nie blada, nie jasna, ale kredowo biała, niczym świeży śnieg! Podniosłem wzrok na ich twarze ...w jednej sekundzie zerwałem się z posłania i pobiegłem w róg pokoju, przyjmując pozycję obronną- wiązki czerwonego światła nie przestały śledzić punktów na moim ciele, skupiły się na nadgarstkach, kostkach, czole i sercu.
Twarze tych ludzi...nie, to nie mogli być ludzie...ich twarze kształtem zupełnie przypominały ludzkie, ale oczy mieli zaskakująco duże i...czarne jak noc. Nosów zaś praktycznie nie mieli- dostrzegłem jedynie dwie dziurki tuż nad bardzo wąskimi, małymi ustami. Trzęsłem się na całym ciele, gdzie ja jestem i co to za istoty?! UFO? Nigdy w to nie wierzyłem, ale teraz...
– Obiekt przejawia cechy strachu, jego tętno znacznie wzrosło.– Powiedział nagle jeden, ukazując bezzębne dziąsła i brak języka, co przeraziło mnie na tyle, że praktycznie nie dotarły do mnie, wypowiedziane w moim własnym języku słowa...
– Kim wy jesteście?– Oddychałem ciężko, wypowiadając te słowa przez zaciśnięte zęby. Obcy ułożyli wargi w coś na kształt uśmiechu i spojrzeli po sobie w bardzo ludzkim geście. Nic nie rozumiem. To na pewno sen. Tak. Zaraz się obudzę i skończy się ta cała maskarada.
– Wróć na miejsce.– Powiedział znowu jeden z nich. Ani myślę, przeszło mi przez głowę. Obcy patrzył na mnie przez chwilę, po czym wzruszył ramionami i sięgnął swoją nienaturalnie długą ręką do urządzenia nad moją...kozetką? Posłaniem? Jak zwał tak zwał. Nagle poczułem ostry ból w rękach i nogach- wrażenie było takie, jakby w moje ciało zakleszczały się jakieś pręty czy haki- ciągnęły mnie teraz do miejsca w którym się obudziłem, najmniejszy opór sprawiał, że miałem wrażenie jakby ktoś siłą wyrywał mi mięśnie. Zacisnąłem więc zęby i poddałem się- kiedy tylko sam ruszyłem się z miejsca, ból natychmiast zelżał- usiadłem z powrotem na blacie, wciąż skrępowany moją nagością, kiedy dostrzegłem, że otaczające mnie postacie...również są nagie! Tyle że u nich nie było nawet na co patrzeć- początkowo zakładałem że to mężczyźni, nie mieli bowiem odstającego biustu- z bliska odnotowałem, że nie mają nawet sutków! Niepewnie spuściłem wzrok niżej i....nic. Jakby to ująć, nie mieli żadnych oznak definiujących ich płeć.
– Połóż się.– Powiedział ten sam osobnik, z ręką wciąć na urządzeniu. Tym razem wykonałem polecenie bez szemrania, nie miałem ochoty po raz kolejny testować progu mojej wytrzymałości. Kiedy tylko przyłożyłem plecy do lśniącego blatu poczułem coś dziwnego- jakby przez całe moje ciało przetoczył się prąd, od czubka głowy po koniuszki palców- zadziwiające było to, że nie czułem bólu- raczej coś jakby...mrowienie od środka. Dwóch obcych pozostało po lewej stronie, trzeci zaś minął ich i stanął po mojej drugiej, prawej stronie. Właśnie ten, zupełnie niespodziewanie uniósł do góry swą chudą rękę i wyciągnął ją w moim kierunku- przeraziłem się nie na żarty, odruchowo chciałem podnieść się z tego cholernego blatu, zupełnie zapominając o odczuwanym wcześniej bólu. Spiąłem wszystkie mięśnie i...nic. Kompletnie nic. Nie byłem w stanie się podnieść- coś trzymało mnie w miejscu, czułem się zupełnie jak magnez przyczepiony do lodówki. Wydałem okrzyk przerażenia, ale obcy kompletnie nie zwrócił na to uwagi- zamiast tego położył mi swoją wielką dłoń na czole. Skórę, jeśli można to tak nazwać miał dosyć ciepłą, miałem wrażenie jakby dotykała mnie ręka w satynowej rękawiczce. Białej rękawiczce. Zastanawiam się czy oni mają kości. I czy w końcu dowiem się, gdzie do cholery jestem.  

Dziecię PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz