Created by Rain Winter
Gotowa do wyjścia Joy stała przy drzwiach i co chwilę kopała w nie nóżką, dając upust swojemu zniecierpliwieniu, podczas gdy Julia niestrudzenie szukała kluczy, sprawdzając kieszenie wszystkich ubrań na wieszaku w holu.
- Przykro mi skarbie, ale dopóki ich nie znajdę, nici ze spaceru. – Posłała córce przepraszające spojrzenie i w tej samej chwili trafiła wreszcie na zgubę. - Bingo! Wychodzimy! – Oznajmiła radośnie, sięgając do klamki, kiedy we wnętrzu jej torebki rozdzwonił się telefon. - No, masz – jęknęła nurkując po niego ręką.
- Julia? Julia Evans? – Nie rozpoznała kobiecego głosu w słuchawce.
- Tak, a kto mówi?
- Clair Rainwood, poznałyśmy się, kiedy pracowałaś jeszcze u Alana Kenta.
- Clair? Czy to nie ty zajmowałaś się promocją marki Ted Baker, dla której robiliśmy sesję w londyńskim metro? - Ściągnęła brwi, próbując przywołać w pamięci obraz swojej rozmówczyni.
- Masz dobrą pamięć. – Kobieta zabrzmiała na szczerze ucieszoną. – Znajdziesz chwilę na rozmowę, Julio?
- Chętnie.
- Prowadzę teraz w Docklands własną galerię i pomyślałam, że warto byłoby odnowić starą znajomość. - Zaśmiała się krótko, od razu przechodząc do rzeczy.
Julia z rosnącym zainteresowaniem łowiła każde jej słowo, jednocześnie posyłając coraz bardziej zniecierpliwionej Joy, przepraszające spojrzenie.
- Zamieniam się w słuch. Kilka lat nie było mnie w kraju, dopiero wróciłam, ale już zaczynam rozglądać się za pracą – odparła zaintrygowana.
- Miło mi to słyszeć, zwłaszcza, że mam dla ciebie pewną propozycję. Co powiesz na spotkanie? Galeria „Basco", dziś wieczorem. Otwieram wystawę obrazów młodego, awangardowego malarza z Basildon. Z tej okazji urządzam mały bankiet, pojawi się kilka znanych twarzy, a my będziemy miały okazję porozmawiać bardziej szczegółowo – zaproponowała Clair.
- Cieszę się, że pomyślałaś akurat o mnie i bardzo chętnie przyjdę – zapewniła Julia. – Ale teraz jestem już trochę spóźniona i muszę niestety kończyć – dodała szybko, bo Joy ciągnęła ją za rękaw kurtki, ani na moment nie dając o sobie zapomnieć, a jej niezadowolenie zaczynało być coraz bardziej donośne.
- W takim razie nie przedłużam. Do zobaczenia o ósmej. – Clair rozłączyła się, a Julia natychmiast zaczęła uspokajać płaczące już teraz głośno dziecko.
Kiedy udało jej się w końcu opanować sytuację, dotarło do niej, że chcąc wieczorem wyjść, musi najpierw zapewnić Joy opiekę. To skutecznie zdusiło jej wcześniejszy entuzjazm. W innych okolicznościach podobne sytuacje nie stanowiłyby problemu, ale teraz, mimo, że z własnego wyboru, była jednak samotną matką i wizja włóczenia się z dzieckiem po obcych ludziach, budziła w niej poczucie winy. W takich chwilach dopadało ją poczucie bezsilności, ale była zbyt zdeterminowana, by dać się temu zdominować. Dlatego otrząsnęła się szybko i zamiast na spacer, wyszła z Joy do ogrodu, żeby mając ją na oku, móc w spokoju zadzwonić. Liczyła na Nicka, który już kilkakrotnie ratował ją w podobnych sytuacjach, ale tym razem nic z tego nie wyszło, bo wieczorem pracował. Oczywiście mogła zadzwonić do jakiejś agencji i wynająć na kilka godzin wykwalifikowaną opiekunkę, jednak w tej chwili nie miała do tego przekonania. Była już niemal gotowa odpuścić sobie spotkanie z Claire, kiedy zadzwonił Steve. Uznała to za zrządzenie losu i uczepiła się tej myśli, jak ostatniej deski ratunku.
***
Ośmiopiętrowy apartamentowiec, w którym mieszkał Steven Parker, był typową, nowoczesną zabudową z betonu, metalu i szkła. Julia zaparkowała w zatoczce przy budynku i zerknęła w górę, próbując zgadnąć, które z okien na drugim piętrze należą do jego mieszkania. Chwilę potem obie z Joy jechały już windą na górę.
CZYTASZ
Labirynt uczuć
RomantikFotografia była nie tylko źródłem utrzymania Julii, ale przede wszystkim jej największą, życiową pasją. Odkąd pamiętała, zawsze starała się zatrzymać w kadrze czas, tak, by jednak nie przeminął do końca. Próbowała zakląć go w jednym, magicznym uję...