Rozdział 7 - W kawałkach

240 19 4
                                    


Olivia siedziała w swoim biurze, jak na szpilkach, czekając aż spotkanie zarządu dobiegnie końca. Próbowała zająć czymś myśli, ale bezskutecznie. Nawet długie słupki cyfr, które przepływały na monitorze komputera, tuż przed jej oczami, nie były w stanie skupić na sobie uwagi dziewczyny. Drgnęła dopiero wówczas, gdy w progu pojawił się mężczyzna o szpakowatych, nienagannie przyciętych włosach, w ciemnym garniturze i niebieskiej koszuli. Jego poważna mina nie zdradzała jednak niczego. Dziewczyna zerwała się z krzesła i wciągając go za rękę do wnętrza pokoju, przymknęła drzwi, a potem przywarła do nich plecami, gotowa nie wypuścić go stąd, dopóki nie dowie się tego, na czym jej zależy.

- Co ty wyprawiasz? Gdzie twoje maniery? – Oburzył się, a zaraz potem roześmiał. – Gdybym nie wiedział, do czego zmierzasz, pomyślałbym, że nabrałaś ochotę na małe, co nieco przed obiadem.

- Drażnij się ze mną dalej, Dean, to będziesz ten obiad wciągał przez rurkę. – Zirytowała się. – Postanowili coś?

- Oczywiście. Taki był cel tego spotkania. – Droczył się z nią dalej.

- Aaaaaa – pisnęła, dając upust swojej złości i wyminęła go, zataczając małe kółko na środku pokoju. – Jest, co świętować, czy powinnam raczej zalać się w trupa, żeby przełknąć porażkę?

Mężczyzna podszedł do niej i ujął za ramiona, a delikatny uśmiech, czający się w kącikach jego wąskich ust, dał dziewczynie odrobinę nadziei.

- Powiem ci przy kolacji. Zarezerwowałem już stolik – oznajmił pewnym siebie tonem.

- Nie ma mowy! – Zaprotestowała z mocą. – Jak możesz być tak bezduszny? Chcesz trzymać mnie w niepewności tyle godzin? – Przybrała błagalną minę, wkładając w to swój cały urok.

- Livee, znam to spojrzenie, ale tym razem nie dam się na nie nabrać. – Zaśmiał się, przyciągając ją do siebie ramieniem. – Wiesz, że twoje szczęście leży mi na sercu, ale jak ognia unikam myśli o tym, że mogłabyś przenieść się na stałe do Londynu. Nic nie poradzę na to, że lubię mieć cię w pobliżu.

- Mam nadzieję, że zachowałeś te uwagi dla siebie i wstrzymałeś się od głosu, albo przynajmniej nie głosowałeś przeciw. - Wyplątała się z jego objęcia i wróciła za biurko, przy którym usiadła, wyraźnie nadąsana. – Dobrze wiesz, że tu mam zamkniętą drogę awansu. Zawsze będą mnie postrzegać przez pryzmat naszego związku, a już najwyższy czas, żebym ruszyła dalej. Londyn to dla mnie szansa na rozwinięcie skrzydeł i powrót do domu. Potrzebuję tego, Dean.

- Naprawdę chcesz budować wszystko od początku? Tu masz twardą pozycję i nawet, jeśli...

- Och, przestań – weszła mu w słowo. - Dobrze wiem, co szepczą za moimi plecami i chociaż nie robi to na mnie wrażenie, zwyczajnie mam już tego po dziurki w nosie. Wiele potrafię znieść, ale zarzucanie mi robienia kariery przez łóżko, uważam za potwarz. – Zdenerwowała się.

Mężczyzna westchnął ciężko i usiadł na krześle przed oddzielającym ich od siebie biurkiem.

- Zawiść to podłe uczucie, ale niestety bardzo bliskie ludziom słabym, których wszędzie jest pełno. Nie powinnaś brać tego do siebie. Swoim otwartym umysłem i kreatywnością dowiodłaś, że masz potencjał, o którym wielu z nich może, co najwyżej pomarzyć – dodał ze spokojem. – Nie musisz na każdym kroku tego udowadniać.

- Nie rozumiesz. – Potrząsnęła głową. – Jestem tym już zmęczona. Potrzebuję nowych wyzwań. Nowego celu. I jeśli komukolwiek miałabym coś udowodnić, to raczej samej sobie. Najwyższy czas, żebym ruszyła własną drogą.

Labirynt uczućOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz