Rozdział 5

94 10 1
                                    

Och..Ile może trwać dotarcie do Nowego Yorku?! Widocznie długo bo jadę już jakieś 5 godzin i jeszcze nawet nie widać żadnego znaku,który by mówił,że dojeżdzamy. Nawet nie widziałem żadnego drogowskazu na,którym by pisało ile jeszcze zostało mil. Mam tylko nadzieję,że wszystko się tam wyjaśni... Muszę się przespać.

2 godziny później:

Wreszcie!Zostało tylko 10 mil do NY...Od jakiś dwóch dni nurtuje mnie pytanie dlaczego detektyw (wilkołak) nie mógł mnie dotknąć,zabić!?Mam nadzieję,że właśnie tam znajdę odpowiedz na wszystkie pytania. Dobra nareszcie jestem na miejscu. Znam tylko nazwę ulicy :Mounthoolie Lane. Brawo Rick!Jedziesz do Nowego Yorku szukać jakichkolwiek informacji na temat czym jesteś a nie zabrałeś ze sobą mapy... Ok spokojnie jakoś sobie poradzę kupię sobie mapę w jakimś sklepie. Wchodzę do pierwszego lepszego sklepu żeby kupić mapę a okazuje się,że się im skończyły. Super! Czemu ja zawsze mam pecha w życiu. Przeszedłem z 4 mile i w żadnym sklepie nie było map. Dziwny zbieg okoliczności! Został mi jeszcze jeden kiosk do sprawdzenia. Jest! Ostatnia mapa została...Jest nadzieja,że może znajdę tą ulice. Mam,leży ona pomiędzy Bleecker Street a Orchard Street. Gdzie jest Bleecker Street?Pytam się tego gościa w kiosku gdzie jest Bleecker Street a on patrzy się na mnie jak na idiotę.

-Znajduję się pan na niej teraz!

Rick,jesteś geniuszem od 2 godzin szukasz ulicy po której chodzisz...

Według mapy mam iść przez 0,5 mili iść prosto i potem skręcić w lewo i wtedy dojdę do szukanej ulicy. No dobra więc idę. Poszedłem tak jak mówiła mapa a tam nie było żadnej drogi w lewo tylko w prawo, wyciągnąłem mapę i jak się okazało trzymałem ja do góry nogami!!! Moja reakcja była wtedy niesamowita. Nie wiedziałem czy płakać czy się śmiać! No nic musiałem się wrócić...Poszedłem i wreszcie znalazłem tę ulicę. Pół dnia szukałem tej głupiej ulicy a tak naprawdę nie wiem nic o żadnym budynku gdzie miałbym iść. Przez około 30 minut kręciłem się wte i wewte i nic!Przez ten cały czas nie zauważyłem tego budynku...Wyglądał on bardzo staro,tak na moje oko wyglądał na 16-wieczny. Nagle tak poczułem silny ból w ,,środku" głowy,czułem wtedy jakby ktoś przykładał mi rozgrzane pręty  do głowy a pot ich wpływem naczynia w głowie mi pękały.Zemdlałem!!!Obudziłem się po jakiś 2 godzinach w ciemnym pomieszczeniu z,którego nie mogłem wyjść bo jakaś tajemnicza siła nie pozwalała mi przekroczyć progu drzwi.Każda próba krzyczenia o pomoc kończyła się dla mnie źle,bo głoś się odbijał i powodował ból w głowie taki sam jak z prętami. Mimo bólu krzyczałem dalej,ale nic mi to nie dało prócz bólu. Nie wiedziałem co mam zrobić żeby się wydostać.Nie wiedziałem nic: kto mnie porwał,dlaczego?Po jakiejś godzinie od mojego ostatniego krzyku drzwi się otworzyły!Postać,która się pojawiła weszła i kazała odpowiadać na swoje pytania,powiedziała,że za każde nieodpowiedzenie zada mi ból.

- Jak się nazywasz?-zapytał.

- Nie odpowiedziałem.-zadał mi ból

- Nazywam się Rick. - odpowiedziałem przed obawą,że znowu sprawi mi ból.

- Skąd jesteś ?

- Z New Jersey.

- Co cię tu sprowadza ?

- Przyjechałem szukać odpowiedzi na pewne pytania...

- Jakie ?-zapytał.

- Co cię to interesuję! - odpowiedziałem ze złością.

Zadał mi znowu ból,ale on nawet nie drgnął.Stał w jednym a tym samym miejscu przez cały czas.Strasznie się wkurzyłem i krzyknołem łacińskie słowo ,,Motus".Człowiek,który tam stał wylądował na ścianie. Wykorzystałem ten moment,żeby uciec ale nadal nie mogłem przekroczyć progu drzwi. Stałem tak jak jakiś osioł zastanawiając się co zrobił temu człowiekowi i czy żyje...Naszczęście obudził się i nic mu takiego nie było.

- Co ja zrobiłem?!-zapytałem się.

- Hahahahahaha,naprawdę nie wiesz?!

- Jakbym wiedział to bym się nie pytał deklu.

- Jesteś czarodziejem!!!

- Jak to czarodziejem?!Przecież oni istnieją tylko w filmach -odpowiedziałem z niedowierzaniem.

- Widzisz jednak nie tylko w filmach.

- Ale jak to możliwe?

- Widzisz czarodzieje są od początków świata.Powiedz mi jak masz na nazwisko!

- Bennet.

- Naprawdę nie wiesz nic o twojej rodzinie?!

- No nie.

- Twoja rodzinna to jedna z najstarszych rodzin czarodziejskich na świecie.

- Czyli oznacza to,że każdy jest czarodziejem/czarownicą w mojej rodzinie?!
- Nie,nie każdy.Sa to tylko osoby,które są godne.
- Godne ?!
- Widzisz zadaniem magów jest zachowanie równowagi natury.
- A to wszystko ma sens,dlatego ten wilkołak mnie zatakował...
- Wilkołak cie zatakował?!!!!
- Tak- odpowiedziałem z dystansem.
- O nie,to bardzo źle.Oni juz wiedzą...Co robić?!

Facet chodził w kółko i gadał sam do siebie jakby był opętany.

-----------------------------------------------------------
Przepraszam wszystkich czytelników za to,że dawno nie dodawałem rozdziału ale w ostatnim tygodniu nie miałem zbytnio czasu.





Krew AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz