Rozdział 8

1.4K 92 1
                                    

Narracja 3 osoba

W nocy, kiedy dziewczyny świetnie się bawiły, obserwował ich jakiś człek przebrany za goryla i robił przy okazji zdjęcia.

Dziewczyny zauważyły tą postać, ale z powodu haju myślały, że to urojenia.

Po kilku godzinach goryl postanowił się ulotnić. Przy okazji zostawił po sobie ślad. Pukiel rudych włosów.


P. O. V Veronica

O kurna... Co się wczoraj działo? Nic nie pamiętam. Moja głowa... Umieram.... Nigdy więcej.

Tak, wiem oszukuje samą siebie.

Coś tam, ktoś do mnie mówił, ale łeb mnie tak bolał, że nie rozumiałam tego w ogóle.

- VERONICA!!

Wow. Zrozumiałam coś. Po czym czymś oberwałam. To chyba poduszka... No to się na niej położę.

Jakiś dźwięk, chyba irytacji. Bardzo znajomy. To chyba Vicki. Oj... Kolejny odzew z jej strony. Tak, to jest Victoria.

- Czego chcesz kobieto?

- Wstawaj! Musimy lecieć do bazy.

- Po co? Egr...

- Po co, to się nogi pocą, czasem nocą.

- A tak na poważnie.

- Ci tam z góry znaleźli jakiś trop.

- Eh... Nie chcę mi się.

- Odwiedzimy Sama.

- W jakiś sposób mnie przekonałaś.

I w taki sposób wylądowałam w samolocie, w klasie ekonomicznej. Nie rozumiem dlaczego. Mamy tyle kasy, a byłyśmy w klasie ekonomicznej.

Po lewej mojej stronie siedziała Vicki, a po prawej na moim ramieniu spał spaślony, przepocony koleś. Za mną jakiś 10 letni bachor, który nawalał we moje siedzenie.

Nienawidzę lotów samolotem.

Jesteśmy już po trzeciej przesiadce, ponieważ nie ma bezpośredniego lotu do Kansas city i jestem okropnie zmęczona, a tu spotyka mnie takie cosie.

Przynajmniej tyle, że nie musiałyśmy pakować walizek, bo mamy tam mieszkanie z rzeczami.

Po locie

Przyjechał po nas kuzyn Victorii, Sam Golbach wraz ze swoim przyjacielem Colbym Brock.

Ładni co nie?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ładni co nie?

Powiem wam w tajemnicy, że jak byłam młodsza to bardzo podobał mi się Sam.

A Vick, jak to Vick leciała na Colbiego.

Najdziwniejsza była podróż autem. Gdyż Sam ciągle się na mnie patrzał, Colby na Victoria i co jakiś czas patrzyli też na siebie, a jak to już robili to kiwali głową na tak.

O co im chodzi? To ja nie wiem.

Jakiś czas później

Nienawidzę tej blond pindy.
Obiecała mi lody, a tak naprawdę pojechałyśmy do bazy.

Rozumiem praca to praca, ale bez przesady.

Trochę luzu, ludzie.

W chodziłyśmy do siedziby, gdy usłyszałam dzwonek w torebce.

Bez chwili zastanowienia zaczęłam go szukać i wyciągać wszystko z niej.

Najbardziej mnie zdziwiło, kiedy wyciągnęłam z niej kotwice, a ja się głupia zastanawiałam, dlaczego jest taka ciężka.

W końcu go znalazłam i odebrałam.

Pomyślcie sobie, że mój kochany braciszek przypomniał sobie o mnie.

- Czego chcesz ośle?

- A tylko zobaczyć jak czuje się moja siostrzyczka po wczorajszym haju.

- Bardzo dobrze, nawet lepiej od ciebie, gdy wypijesz dwa piwa.

- To nie prawda, wypiłem wtedy więcej.

- Yhym... Miki... To wtedy były dwa piwa, a ty już leżałeś pod stołem i śpiewałeś I belive I can ride a bike.

- To nie prawda! Ej... Czemu słyszę jakieś głosy w oddali?

- No, bo jak jesteś w sklepie, to są też inni ludzie, którzy mówią.

- Po co jesteś w sklepie?

- Robimy sobie babski wieczór. Czyli wiesz, wino, makijaż, paznokcie, striptiz.

- Cokolwiek, tylko bez dzieci.

- Jasne bracie, a teraz żegnam ozięble.
- Cześć jędzo.

Tak wygląda moja rozmowa z bratem, a najlepsze jest to, że Mike zapomniał się rozłączyć i usłyszałam jak mówi chłopakom o striptizie. Najlepszy był komentarz Luka. Cytuję :
" Ja mogę być jej striptizerem ", a potem " Au... To bolało". Po tym rozmowa została zakończona.

Weszłyśmy do sali konferencyjnej, gdzie wszyscy na nas czekali.

Weszłam i zobaczyłam cud świata.

Maszyna do lodów.

Miłość mojego życia.

Przy mnie.

Podleciałam do niej na skrzydłach miłości. I zaczęłam jeść lody. Oraz nasłuchiwałam rozmowy.

- Przepraszam za nią, ona tak już ma. To co macie?

- Wiemy, gdzie mają kryjówki.

- Tak szybko?

- Tak , dzięki waszej próbce. Macie ją jeszcze w ogóle?

- Nie.... Dałam wam całą.

- To dobrze, bo proszek zawarty w marihuanie, był szkodliwy.

- Proszek w marihuanie?

- Oj... Przepraszam to nie ta próbka. Chodziło mi o amfetamine, bo marihuana była w porządku.

- O NIE!!! LODY SIĘ SKOŃCZYŁY!!!

- Zostały jeszcze karmelowe.

- Nie lubię ich.

-No to innych nie ma już.

- Victoria! Wychodzimy! Wrócimy tu jak będą lody!

- Dobra, chodź. Szefie wyślij mi ich adresy, a my ich znajdziemy.

I tak o godzinie 23 następnego dnia , znaleźłyśmy się dopiero w łóżkach.

My Brother And His Best FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz