Chapter Two - Las Nae

470 60 0
                                    


Jasny blask promieni słonecznych zmusił mnie do otwarcia oczu. Zmrużyłem powieki, pospiesznie osłaniając twarz dłonią i jednocześnie odwracając głowę. Kiedy przyzwyczaiłem się do jasnego otoczenia, ostrożnie podniosłem się z ziemi, krzywiąc się lekko, gdy poczułem nieznośny ból kości.

Miejsce, w którym się znalazłem, tak bardzo różniło się od poprzedniego, że znów musiałem przeczekać kilka minut, by przyzwyczaić się do niego i uważnie zbadać spojrzeniem. W okół mnie rosły setki, a może i tysiące ogromnych, kolorowych kwiatów i grzybów, różnego rodzaju. Niektóre z nich otaczały się podobną do ich koloru mgiełką, inne zaś zwijały swe płatki i znów rozkwitały, jakby ćwicząc.

Otrzepałem swoje ubranie, zakurzone przez piach, na który upadłem, oraz pyłki kwiatów. Westchnąłem ciężko, szukając wzrokiem jakiejś ścieżki, lub czegokolwiek, co mogłoby pomóc mi w odnalezieniu Kuroko. Jeśli wylądował w tym samym miejscu co ja, nie mógł daleko odejść.

Pytanie tylko, w którą stronę?

Ruszyłem przed siebie, spoglądając w górę, między ogromne liście i płatki kwiatów, oraz łebki grzybów. Szukałem tarczy słonecznej w nadziei, że uda mi się chociaż rozpoznać kierunek, jakim podążałem. Jednak nigdzie nie mogłem jej dostrzec, choć niebo wydawało się bezchmurne – było prawdziwie błękitne i czyste.

– Kuroko?!- krzyknąłem głośno, rozglądając się.- Gdzie jesteś?!

Żadnej odpowiedzi. Odetchnąłem ciężko, czując, że w gardle mi zasycha. Na dodatek złego, wśród tego gąszczu zaczynało robić się duszno. Jeśli wiatr nade mną wiał choć odrobinę, tutaj nie mogłem go poczuć, a intensywny zapach kwiatów jeszcze bardziej pogarszał sprawę.

Rozpiąłem u góry koszulę, przyglądając się mijanym grzybom. Miały tak różne kolory, i tak wiele zdobień, że ciężko było mi się nie dziwić, cóż takiego zbudował mój umysł w tym śnie. Nie wspominając o tym, że zaszczycił mnie tak różnobarwnym, niemal dziecięcym widokiem, choć chwilę wcześniej przebywałem na skąpanym w bieli i czerwieni cmentarzu.

Zaczynałem się pocić i trząść. Podejrzewałem, że na mój stan zdrowia wpływ mają te dziwne mgiełki, nawet jeśli starałem się je omijać. Powietrze tutaj musiało być nimi przesycone. Szedłem coraz wolniej, krok miałem coraz cięższy. Zupełnie, jakby coś ciążyło mi na ramionach, zwiększając moją wagę. Pyłki w płucach powoli dusiły mnie od środka, osiadając na wrażliwych narządach.

Lecz wciąż parłem do przodu. Podpierając się o nóżki grzybów i łodygi kwiatów, szedłem dalej, z nadzieją, że uda mi się wyjść z tego lasu i zaczerpnąć świeżego powietrza.

Przed oczami ujrzałem czarne mroczki. Osunąłem się na ziemię, opierając plecami o nóżkę jakiegoś grzyba. Dyszałem ciężko, czując, jak całe moje ciało zaczyna płonąć. Szarpnąłem guzikami kamizelki, starając się szybko ściągnąć ją z siebie, jednocześnie rozpinając do końca także koszulę.

Szybko... szybko...

– Gdy już raz gość wśród owoców Lasu Nae pomyśli, iż oddech ich trującym jest, ulegnie swym myślom i zatraci się w nich do ostatków sił – usłyszałem czyjś cichy głos przed sobą.- A gdy jedna myśl w rzeczywistość się przerodzi, i trucizna działać pocznie, nie trudno już o kolejne.

Jęknąłem cicho, zamglony wzrok wbijając w zamazaną sylwetkę, która kucnęła tuż przede mną. Poczułem na twarzy powiew jej oddechu, pachnący winogronem. Zamrugałem, czując jak dym szczypie moje oczy. Zakaszlałem słabo, wciąż próbując walczyć o powietrze.

Akashi in Wonderland ||Akashi x Kuroko||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz