Harry w przeciągu kilku miesięcy staje się wytatuowany i wyrastają mu skrzydła, a piękny nieznajomy pachnie przyprawami korzennymi i lawendą.
____________________
To zaczęło się w Wigilię Bożego Narodzenia 2013 roku. Harry miał ją spędzić sam i tak też się stało. Przechadzał się powoli ulicami Londynu oglądając pięknie oświetlone witryny, wymyślnie ozdobione choinki i wszędzie powywieszane kolorowe skarpety. Chodniki nie były puste, to było praktycznie niemożliwe w tak wielkim mieście, jednak nie było tłoku. Większość osób zasiadała właśnie do wigilijnego stołu razem ze swoją rodziną. Harry uśmiechnął się na tę myśl. Tęsknił za nimi. Tęsknił za nimi bardzo, ale nie mógł nic na to poradzić.
Nogi poprowadziły go na jakiś plac, na którym władze miasta zorganizowały lodowisko. Było prawie puste – tylko kilka par jeździło na nim w powolnym tempie trzymając się za ręce. Chłopak poczuł ukłucie w sercu, ale zignorował je i wypożyczył łyżwy, po czym wszedł na lód. Nie jeździł od bardzo dawna, ale powoli sobie wszystko przypominał i coraz bardziej oddalał się od barierki poruszając się coraz szybciej. Kiedyś bardzo to kochał, ale głupia kontuzja sprawiła, że musiał z tego zrezygnować. Kiedy zdecydował się zrobić piruet to się stało. Poczuł swędzący ból w okolicy łopatek i miał ochotę się rozpłakać, bo wiedział, że to się dzieje. Wrócił pospiesznie do domu i natychmiast zdjął koszulkę. Podrapał się w swędzącym miejscu i wyczuł coś pod skórą. Coś cienkiego, twardego i ostrego. Wziął z kuchni igłę i delikatnie nakłuł to miejsce. Poczuł kroplę krwi spływającą po plecach i zacisnął zęby wyciągając zakrwawione, śnieżnobiałe pióro.
Drugi znak pojawił się ponad miesiąc później i Harry zobaczył go podczas porannego prysznica. Niezbyt duża gwiazdka rysuje się na jego skórze po wewnętrznej stronie ręki, na bicepsie. Uważa, że jest ładna, ale i tak niszczy mu dzień, zanim zdążył się na dobre zacząć. W ciągu następnego miesiąca na jego ciele pojawia się mnóstwo tatuaży i to zastraszające tempo nieco go przeraża, ale stara się nie załamywać i nie myśleć o tym zbyt wiele.
Pewnego dnia po prostu budzi się ze skrzydłami i wie, że nie ma już odwrotu. Jego gwiazdka wypełnia się, a mały wieszak jest ostatnim tatuażem, który pojawia się na jego skórze. Harry stwierdza, że musi to wszystko poukładać sobie w głowie. Spędza ten dzień w swojej kawalerce, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden, a dni zamieniają się w tydzień i chłopak w końcu czuje się gotowy. Podnosi obluzowaną deskę w podłodze i wyciąga z niej narzędzia, które leżały tam czekając od dawna. Ostrożnie, z precyzją struga łuk i dokładnie siedemdziesiąt osiem strzał i jeszcze dwie doby spędza w mieszkaniu bezmyślnie strzelając do różnych rzeczy. Ale wie, że nie może zwlekać w nieskończoność.
Jest Halloween, kiedy Harry wychodzi na ulicę wystawiając na pokaz swoje śnieżnobiałe skrzydła. Idzie z łukiem w ręce i czuje się nieco niepewnie, ale w tę noc wiele osób jest przebranych. Niektórzy gratulują mu nawet świetnego doboru przebrania i chłopaka skręca na te słowa w żołądku. Tamtej nocy nie strzela do nikogo.
Wychodzi na drogę kolejnego dnia i tym razem to jest już trochę dziwne, bo Halloween się skończyło, ale ludzie wciąż mogą myśleć, że po prostu skończył imprezę wcześnie rano i teraz szlaja się po mieście. Stara się chodzić mniej uczęszczanymi uliczkami, gdzie więcej jest ludzi spacerujących samotnie i dilerów zachwalających ochrypłym głosem swój towar. Pierwszy raz strzela do pani w średnim wieku, gdy obok niej przechodzi przystojny mężczyzna w eleganckim płaszczu. Patrzy, jak się całują i czuje, że to był dobry wybór.
Gdy wychodzi z domu dnia trzeciego ludzie zaczynają już na niego dziwnie patrzeć, ale udaje, że tego nie widzi. Przystaje na moście westminsterskim i patrzy przez chwilę w dół, na wzburzoną wodę, po czym pod wpływem impulsu po prostu odwraca się i zaczyna strzelać w byle kogo, nawet w samochody i autobusy, a strzały przenikają przez ich ściany i robi się lekkie zamieszanie, bo ludzie wyskakują z pojazdów i rzucają się na przypadkowe osoby. Tworzy się korek, ale nikomu nie przychodzi do głowy, że spowodował go ten dziwny chłopak ze skrzydłami.