Dwudziesty szósty sierpnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku.
Za cztery dni wracam do Hogwartu. Najbardziej niesamowitej i niezwykłej szkoły Magii i Czarodziejstwa na całym świecie. Znowu zobaczę Julie i Gabi. Znowu zaczną się lekcje. Znowu będę spać w najwygodniejszym łóżku na świecie.
- O czym myślisz? - usłyszałam cichy szept tuż przy uchu.
Odwróciłam się. Obok mnie leżał największy casanova, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi. Syriusz III Orion Łapa Black. Chłopak, który w swoim czasie zaliczył ponad trzy czwarte dziewczyn z szkoły oraz Hogsmeade. Chociaż przez ostatnie miesiące starał się pilnować.
- Zastanawiam się nad etymologią stwierdzenia "Być albo nie być? Oto jest pytanie!" - odparłam najbardziej luźnym głosem na jaki było mnie stać.
Chłopak chyba nie zrozumiał, że żartuje, bo popatrzył na mnie jak na najinteligentniejszą osobę (którą prawdopodobnie byłam) w promieniu kilku kilometrów. Zmartwiona stanem jego psychiki odwróciłam się na drugi bok.
Leżeliśmy na kocu za domem Jamesa. Dziś rano chłopcy stwierdzili, że jest zbyt piękna pogoda na obiad w domu, więc zaproponowali piknik na pobliskiej polanie. Po jedzenie i nakrycie poszli Rogacz, Lunatyk i Lily. Pet podjął się przemycenia butelki wina, a ja i Syriusz rozłożyliśmy koc.
- No co? - mruknął Syriusz gdy zobaczył, że cicho się śmieje. Odwrócił się w moją stronę - Tak bardzo lubisz się śmiać z biednego Łapy, tak? Proszę bardzo!
Chłopak przyciągnął mnie do siebie i zaczął łaskotać. Nie wiem czy o tym wspominałam, ale mam straszne łaskotki. A on nie przestawał. Uratować mnie mogła tylko Lily lub reszta Huncy.
Zdesperowana krzyknęłam w kierunku Lily i Jamesa, którzy właśnie weszli na polane. Jednak oni tylko się do siebie uśmiechneli i kompletnie nie zwracając uwagi na moje histeryczne śmiechy odeszli na bok. Zostałam sama.
- Prze-przepraszam! Puść... puść mnie! Zrobię wszystko!
- Wszystko? - zapytał, na sekundę przestając mnie łaskotać.
- Wszystko.
- Dam ci spokój jeśli dasz mi buziaka.
Wywróciłam oczami. Mogłam się domyślić, że wymyśli coś w tym stylu.
Odwróciłam się do niego twarzą i szybko cmoknęłam go w policzek. Zawiedziony chłopak stracił czujność, a ja wyrwałam się z jego uścisku i schowałam się za Ognistowłosą.
- Ej! To oszustwo!
Pokręciłam głową.
- Nie. To poprostu wykorzystywanie okazji. Gdybyś mniej czasu spędzał na boisku, a więcej w książkach to przekonałbyś się, że to nie takie trudne.
- Ale ja czytam! - odparł oburzony chłopak.
- Poradniki do Quidditcha się nie liczą.
- Poddaje się.
Razem z Lily zaśmiałyśmy się i rozstawiłyśmy talerzyki oraz kubki na kocu. Nadal nie ukończyłyśmy siedemnastu lat, więc używanie magii nie wchodziło w grę. Nawet Huncwoci przestrzegali tej zasady, co dla Rudej było nie małym zdziwieniem. Była pewna, że Rogacz i Syriusz notorycznie łamią to prawo.
- Umiecie tak? - zapytał nagle Łapa gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca. Brakowało tylko Peta i Dorcas, która uparła się, że musi się przypudrować. Nie rozumiałam tego. Po co się malować? Oczywiście od czasu do czasu używałam maskary lub cieni do powiek, ale robiłam to zazwyczaj wtedy gdy miałam jakieś ważne wyjście (czytaj - przyjęcie u Ślimaka), dlatego kompletnie nie ogarniałam dlaczego taka piękna dziewczyna jak Dor używa tego świństwa.
- Halo! Ziemia do Farce. - zobaczyłam rękę Remusa przed twarzą. Kurde, znowu się zamyśliłam.
- Co?
- Patrz! - wrzasnął Syriusz i podrzucił w powietrze kawałek ciasteczka, a następnie zręcznie złapał je w usta.
- Brawo Łapciu! - zawołał James - W końcu twoje codzienne treningi się opłaciły.
- Codzienne treningi? - Lily uniosła brwi w niemym zapytaniu.
- No wiesz... Syriusz tak bardzo chciał zaimponować Farce, że cały miesiąc uczył się tej sztuczki - wydusił ze śmiechem Pet, nagle pojawiając się na polanie w towarzystwie Dor oraz z torebką wypełnionom winem w butelkach.
- Serio!? Aleś ty głupi, Black - zadrwiła Meadows.
Syriusz naburmuszył się i odwrócił się plecami do grupki przyjaciół. Bo teraz mogli się oficjalnie nimi nazywać. Gdy przyjechałyśmy do nich przed tygodniem było trochę dziwnie. Szczególnie gdy James i Syriusz konkurowali ze mną na coraz to głupsze kawały. Raz nawet chłopcy wsypali nam do herbaty animalki - cukier ich własnej produkcji, powodujący dziwne, zwierzęce zachowania. Dobrym przykładem była mama Jamesa, która przez przypadek połknęła małą porcję tego dziwnego słodzika. Przez następny dzień chodziła i gdy chciała coś powiedzieć zamiast słów z jej ust można było usłyszeć szczekanie. Wszyscy mieli z tego nie mały ubaw... dopóki Pani Potter nie kazała nam biegać dziesięciu okrążeń dookoła całej Doliny Godryka. Gdy wróciliśmy byliśmy tak zmęczeni i spoceni, że usneliśmy przy kolacji.
Po tym wydarzeniu i chłopcy, i ja zawiesiłam broń. Mama Jamesa była uroczą kobietą. Cierpliwą, uczciwą i zabawną. Ale kary miała okrutne.
- Znowu to robisz Farce! - wrzasnął mi do ucha Glizdek, a ja odruchowo wyskoczyłam w powietrze, wstając na równe nogi. Okazało się, że nie tylko ja.
- Ty idioto! - krzyknęliśmy równo z Syriuszem.
Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, a reszta wybuchła śmiechem.
- No proszę! Oni już nawet mówią jednocześnie. Zobaczycie - lada dzień będą kończyć za siebie zdania. - stwierdziła Dor.
- Są na dobrej drodze. Spójrzcie. Hasają jak zakochani - mruknął James tak, byśmy go "nie słyszeli".
-James! - znowu krzyknęliśmy równo i zaczęliśmy gonić chłopaka po polanie. Biedny chłoptaś nie miał pomysłu jak się nas pozbyć.
- Hasaj, James! Hasaj! - wrzasnęła Lily i Dor, dopingując biednego Rogacza. Remus i Pet jak to chłopacy zaczęli to nagrywać mugolską kamerą, którą przywiozła ze sobą Ruda.
W końcu gdy cała nasza trójka zmęczyła się do tego stopnia, że padliśmy na trawę, postanowiliśmy wracać.
Nigdy nie podejrzewałam, że mogę się tak dobrze bawić w wakacje. Zwykle spędzałam je czytając, ewentualnie obżerając się słodyczami podkradanymi z kuchni. Jedynym moim oparciem był Disher, z którym niestety nie miałam kontaktu, odkąd wysłał mi list na święta. McGonagall co prawda pozwoliła mi odpisać jednak nie otrzymałam ponownej odpowiedzi. Martwiłam się tym trochę, ale teraz... teraz miała ich.
Wspaniałą Julie - oddaną i wierną aż do śmierci. Lily - mądrą i uczciwą. Gabi - miłą i zawsze optymistycznie nastawioną. Dorcas - najśmieszniejszą i najcudowniejszą osobę do wspólnych żartów. No i tą czwórkę... Mądrego Remusa, przyjacielskiego Peta, lojalnego Jamesa oraz... zakochanego Syriusza.
Na samą myśl zaśmiałam się.
- Z czego się cieszysz? - burknął Rogacz, nadal zmachany po dzisiejszym popołudniowym maratonie.
- Przypomniało mi się jak skakałeś, uciekając w popłochu przed kamieniami ciskanymi przez Blacka - powiedziałam na tyle głośno, by usłyszała to nasza cała gromada oraz kilku sąsiadów, którzy cicho zaśmiali się na tą wiadomość. James tylko prychnął i dogonił Lily.
Życie w Dolinie Godryka było zupełnie inne. A ja z radością żyłabym tak do końca.
***
Witajcie :)
Mam nadzieję, że wybaczcie mi to drobne opóźnienie. Jestem na obozie i po prostu nie mam internetu.Ale teraz rozdziały powinny się pojawiać regularnie. Tutaj macie taki krótki, pierwszy rozdział.
CZYTASZ
Ona I Black | część 2
FanfictionSyriusz Black się nie zakochuje. Nigdy. W nikim. A może jednak... Syriusz czuje coś takiego pierwszy raz. Dziewczyna, której teoretycznie powinien nienawidzić, kręci go. Jej zachowanie, dziwny charakter i niesamowite żarty, których najczęściej on j...