8

2.9K 174 38
                                    


- Poradzi sobie panienka na sto procent! - zawołał wesoło Dumbledore, popijając z porcelanowej filiżanki zieloną herbatę z mlekiem - Zadanie jest banalne w swojej prostocie.

- Jest pan dzisiaj w zadziwiająco dobrym humorze, profesorze. Nowa czapka? - zapytałam sarkastycznie.

Była niedziela, kilka minut po południu, a wrzesień chylił się ku końcowi. Za oknem widać było jak drzewa gubią liście, a wiatr przynosi coraz większe, deszczowe chmury. Ogólnie pogoda od kilku dni była obrzydliwa i zniechęcała wszystkich, sprawiając, że uczniowie Hogwartu woleli zostać w zamku niż spacerować po błoniach.

- Owszem. Prosto z pracowni Madame Malkin. Podoba się panience?

- Ujdzie - oceniłam i sama wzięłam łyka - Ale nie przyszłam tutaj, by popijać herbatkę i plotkować. Mam pomagać walczyć z Voldemortem.

- Nie boi się panienka wymawiać tego imienia? Większość pani rówieśników raczej preferuje formę Sam-Wiesz-Kto.

- Strach przed imieniem zwiększa strach przed osobą. A ja się nie boję.

W istocie nie bałam się Czarnego Pana. Od czasu ataku na Hogwart wszelki słuch po nim zaginął, tak samo jak po jego wiernych sługach. Wydawałoby się, że postanowili odpuścić. Jednak ja, mimo wiadomości płynących z Proroka Codziennego, doskonale zdawałam sobie sprawę, że to cisza przed burzą.

Czarny Pan gdzieś tam był i czekał na odpowiedni moment, by zaatakować. Według mnie przyczaił się, by zebrać wokół siebie większą liczbę sług. Spójrzmy prawdzie w oczy - on nie bał się aurorów, czy ministerstwa. On je rozbierał od środka.

Przez to jedyna rzeczą, której się teraz obawiałam był nie Voldemort, a widmo nadchodzącego zadania, którego miałam dzisiaj wieczorem się podjąć. To zdecydowanie napawało mnie lękiem. Byłam jednak tak samo - a może i mocniej - zdeterminowana, by wykonać je.

- Mądre słowa padają dzisiaj z twoich ust. Oby ta mądrość, którą w sobie nosisz towarzyszyła ci także poza murami zamku, tak mocno, jak i w nim.

Słowa dyrektora tylko mocniej zawiązały supeł, który zdążył się utworzyć w moim brzuchu. Towarzyszył mi on we wszystkich stresujących i ważnych momentach mojego życia, jednak dzisiaj wyjątkowo mocno dawał o sobie znać. Przeklęłam się za zjedzenie na obiad tak dużej ilości jedzenia. Pełny żołądek nie pomagał.

- Coś ucichłaś.

- Mam nad czym myśleć. Co mam zrobić, będąc za murami zamku?

Dumbledore poprawił się w fotelu i spojrzał na mnie zza swoich okularów-połówek. Pod tym kątem jego oczy sprawiały wrażenie jakby były większe od białek. Czasami gdy w nie patrzyłam zdawało mi się jakby zmieniały kolor - z niebieskiego na stalowo szary i z powrotem.

- Przeniesie się panienka do małego hotelu w Londynie na skrzyżowaniu Belmond i Cross Road. Moja dobra znajoma prowadzi tam taki mały zajazd dla czarodziei. Według ostatnich wieści od niej w hotelu pojawił się pewien znany medyk, który swego czasu leczył czarodziei rannych po jednym z napadów Voldemorta i spotkał Czarnego Pana twarzą w twarz.

- Spotkał go? I przeżył? To faktycznie zadziwiające - wtrąciłam.

- Owszem. Ale nie to jest najciekawsze. Podobno człowiek ten został przez niego oznaczony. Przynajmniej słuchając plotek, krążących po magicznym świecie. - tutaj Drops przerwał i przez chwilę zapatrzył się w okno, a ja postanowiłam zaczekać aż wróci ze spaceru w swojej głowie - Chciałbym zobaczyć ten symbol. - nagle odezwał się znowu i poderwał z miejsca, zaczynając przechadzać się po gabinecie.

Ona I Black | część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz