10

2.4K 152 45
                                    

- Daj z siebie wszystko i uważaj - prosiłam Dishera, stojąc na moście prowadzącym do sowiarni - Nie rób nic głupiego. Masz wrócić żywy.

- Spokojnie Far. Staruszka Dishera nic nie zabije - zaśmiał się i szarmancko oparł o barierki.

- To poważna sprawa! Nie chcę znowu cię stracić.

- Rety. Nigdy nie sądziłem, że usłyszę coś takiego z twoich ust. Faktycznie bardzo się zmieniłaś. Nie ma już tej starej Farce, którą obchodził tylko własny nos i żarty.

Wygięłam usta w kwaśnym uśmiechu. To z jednej strony był komplement, jednak z drugiej trochę mnie obrażał.

- Zmieniło się wszystko. To co stało się w Veneficus Ludum wymknęło się spod kontroli. Gdy teraz to sobie przypominam to żal mi tego dzieciaka. Wycięliśmy mu okropny numer.

- Nie dali nam go nawet zobaczyć, a co dopiero przeprosić. Możliwe, że tak trochę zniszczyliśmy mu życie.

Kiwnęłam głową, jednocześnie odpychając złe wspomnienia.

- Wiesz, może to dobrze, że stało się tak, jak się stało. Może tak powinno być. Może musieliśmy to zrobić, by stać się tym, kim jesteśmy. Spójrzmy prawdzie w oczy, gdyby nie to wszystko, co się wydarzyło to nadal bylibyśmy dwójką rozpieszczonych dzieciaków. Ty robiłbyś wszystko, by wkurzyć swojego ojca, a ja by wyróżnić się jakoś z tłumu. A tak? Ty masz niesamowite perspektywy. Jesteś uczestnikiem Turnieju Trójmagicznego! A ja mam najwspanialszych przyjaciół na całym świecie.

Przez chwilę oboje zamilkliśmy i po prostu patrzyliśmy przed siebie. Moje włosy jak zwykle żyły swoim życiem, mimo że związałam je w kucyka. Czułam jak wiatr przemykał pod moim płaszczem i ziębił mi plecy, sprawiając, że co chwila przechodził mnie dreszcz. Staliśmy w bezruchu, jednak w naszych głowach rozgrywała się prawdziwa bitwa racji. Przynajmniej w mojej. Ale po wyrazie twarzy Disha mogłam łatwo się domyślić, że on także poważnie się nad czymś zastanawiał.

- Mój ojciec przyjechał - powiedział w końcu i opuścił nisko głowę, zaciskając zęby.

- Było aż tak źle?

- Zamiast życzyć mi powodzenia poradził, bym się wycofał póki żyję. Według niego jestem już stracony i może szykować mi grób.

Zadrżałam na jego słowa. Nie chciałam być już na żadnym więcej pogrzebie.

- Nawet tak nie myśl. Twój ojciec jest na ciebie zły, bo nie chcesz postępować według jego woli. Jestem pewna, że w głębi duszy martwi się o ciebie. Swoim zachowaniem po prostu chce cię zmusić do współpracy.

- Pewnie masz rację. Praktycznie zawsze ją masz.

Parsknęłam na jego słowa i spojrzałam w niebo. Gdyby wiedział ile razy się mylę.

- Nie prawda. Nie zawsze mam rację. Albo raczej staram się uniknąć sytuacji, w której będę musiała podjąć jakąś decyzję. W podejmowaniu decyzji jestem do bani.

- Tu się zgodzę - Disher objął mnie ramieniem i razem ruszyliśmy w kierunku zamku, do turnieju zostały trzy godziny - Ale się dobraliśmy. Kociołkowy dziedzic, który nie chce nim być i dziewczyna, która jest życiowym przegrywem.

- A spadaj! - krzyknęłam i wepchnęłam go w pierwszą, lepszą kupkę liści, która leżała po drodze. Aż tak nisko się nie oceniam.

Disher wystrzelił z niej jak z procy z garścią zwiędłych i pożółkłych liści. Wiedziałam co to znaczy. Wzięłam nogi za pas. Moim ocaleniem był zamek i tajne przejście na siódme piętro. Po drodze mogłam też zajść do kuchni i poprosić znajome skrzaty o jakąś dobrą przekąskę. Tak, to była kusząca wizja.

Ona I Black | część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz