Znudzona, przewracałam kolejne strony opasłego tomu, zawierającego wskazówki na temat użycia czarnej magii. Nie interesowałam się tego typu rzeczami, jednak od czasu szlabanu u profesor Galatei poważnie zabrałam się za naukę. W końcu miałam zostać aurorem, a w ciągu ostatnich kilku dni - ze zgrozą - odkryłam, że jestem daleko w tyle jeśli chodzi o teorię. Praktykę zresztą też. W zeszłym roku miałam niby ten zadowalający, ale to mnie kompletnie nie satysfakcjonowało.
Była szósta rano, sobota. Huncwoci, razem z Dorcas i Lily mieli zamiar wybrać się na pierwszą w tym roku wycieczkę do Hogsmeade i namawiali mnie bym się do nich dołączyła. Ja jednak nie miałam ochoty. Koniecznie chciałam skończyć esej na transmutację, który wczoraj zadała McSztywna i obiecałam Gabi, że pomogę jej z eliksirami. Czyli jedynym przedmiotem, z którego mogłam się poszczycić wyśmienitym. Na razie jednak moje ciało błagało o sen.
Zamknęłam księgę i ruchem różdżki posłałam ją na odpowiednie miejsce, a następnie wyszłam z biblioteki, dbając, by drzwi nie zatrzasnęły się za mną za mocno. Szkolna bibliotekarka nienawidziła hałasu i nawet najcichsze szmery doprowadzały ją do furii. A ja potrzebowałam wiedzy. Pierwszy raz w życiu chciałam ją chłonąć.
Dotarłam do Wielkiej Sali. W środku nie było za wiele osób. Przy stole Krukonów siedziało zaledwie kilku uczniów. Nie miałam się jednak czemu dziwić. Było kilka minut po szóstej - każda normalna osoba śpi o tej porze. Myślę, że to tłumaczy dlaczego tutaj jestem.
Jako jedyna zajęłam swoje stałe miejsce przy stole Gryffindoru. Przez chwilę korciło mnie, by usiąść na miejscu dyrektora i zobaczyć minę któregoś z nauczycieli. Szybko jednak porzuciłam ten pomysł. Jeden szlaban na razie mi wystarczy. I tak miałam farta, że nikt nie połączył mnie z tym niemiłym psikusem, którego ofiarami padli Malfoy i Bellatrix. Biedaczyska musieli siedzieć w skrzydle szpitalnym i czekać aż eliksir przestanie działać.
Raz przez myśl mi przeszło, że może podałam im za dużą dawkę, jednak olałam to. Następnym razem wymyślę coś dużo gorszego. Niech tylko zbliżą się do Lily.
Chwyciłam w ręce kubek z kawą i posłodziłam ją mocno. Nie lubiłam gorzkiej. Nie lubiłam w ogóle smaku kawy, ale dzisiaj potrzebowałam kofeiny. Jeśli miałam przetrwać ten dzień i nie zasnąć, oczywiście.
Pozwoliłam sobie zamknąć oczy i oprzeć głowę na dłoniach. Chwila odpoczynku nikomu nie zaszkodzi. Zaraz jednak wyprostowałam się. Czas mnie gonił. Pospiesznie zjadłam rogalika i kilka ciasteczek dyniowych, a następnie wróciłam do biblioteki.
***
Przeklnęłam się w myśli za to, że zgodziłam się pomóc Gabi i poduczyć ją. Nie sądziłam, że ktoś może być aż tak złym w tym przedmiocie. Moim zdaniem był jednym z najprostszych. Wszystko było w nim poukładane i logiczne. Każdy eliksir miał swój przepis. Każdy składnik - miejsce. Trzeba było tylko dodawać odpowiednie ilości w odpowiednim czasie. Nic więcej.
A mimo to, to właśnie ja szłam teraz do skrzydła szpitalnego z poparzoną ręką.
Gabi przez przypadek dodała do wywaru z wisielca, szczyptę sproszkowanego rogu smoczka australijskiego. To połączenie dało jej silnie żrący kwas, który niestety wylądował na mnie. Za pomocą różdżki udało nam się szybko go pozbyć, jadnak moja ręka nadal pozostawała poparzona.
Miałam nadzieję, że pani Pomfrey zajmie się nią i będę mogła pisać. Nie wyobrażam sobie nie notować niczego na lekcjach. Dopiero wtedy miałabym zaległości.
Otworzyłam drzwi sali i weszłam do niej, kompletnie nie zwracając uwagi na Bellatrix i Lucjusza, którzy siedzieli na krzesłach. Dookoła nich latały nożyczki, cały czas starannie przycinając włosy. Trzymając się za bolącą rękę, zapukałam do drzwi gabinetu pielęgniarki.
CZYTASZ
Ona I Black | część 2
FanfictionSyriusz Black się nie zakochuje. Nigdy. W nikim. A może jednak... Syriusz czuje coś takiego pierwszy raz. Dziewczyna, której teoretycznie powinien nienawidzić, kręci go. Jej zachowanie, dziwny charakter i niesamowite żarty, których najczęściej on j...