Rozdział 5

26 3 0
                                    

Obudziło mnie morze wściekle uderzające o piasek. Gdy otworzyłam okno poczułam silny podmuch wiatru, a szum fal się wzmógł. Był niezły sztorm. Otwarte okno zaczęło trzepotać i uderzać o ścianę mojej sypialni, więc bez namysłu je zamknęłam. Trochę boję się wiatru. Jest nieprzewidywalny i nadwyraz silny. Jeśli chce, może zniszczyć wszystko co stanie mu na drodze. Lubię się bać. Kocham adrenalinę. Zanim oślepłam, a nawet trochę teraz (oczywiście w formie hipoterapii) jeździłam konno. Tyle że moja jazda polegała na wsiadaniu na młode i narowiste wierzchowce, których inni się bali. Do wiatru mam respekt.
Wczorajsza rozmowa z rodzicami na temat mojego wyjścia byla raczej monologiem moich opiekunów. Słowa, wychodzące z ich ust zatrzymywały się na moich uszach bo w głowie mialam tylko Harrego. Mogłam zostać w tym cholernym domku.
Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Pobudka, kotku. - mama mówiła bardzo delikatnym głosem. Szczególnie w stosunku do mnie. Traktowała mnie jak porcelanową szpilkę, którą można jednym ruchem palca złamać.
- Już wstałam, mamo. - usłyszałam jej kroki i po kilku sekundach siedziała obok mnie na łóżku.
- Tata mi powiedział, że ten nijaki Harry Styles należy do bardzo popularnego zespołu, a ty tym zespołem niezmiernie się wczoraj interesowałaś. Na dodatek, gdy go zobaczyłam, przypomniało mi się, że widziałam go na stacji, na której zrobiliśmy przerwę w podróży. I nadal nie powiedziałaś nam gdzie wczoraj byłaś. - od razu przechodziła do konkretów. Nie lubiła wazeliny co było bardzo dobrą cechą matki, opiekującej się niepełnosprawnym dzieckiem.
- Tak, poznałam go na stacji, był dla mnie miły. A interesowałam się zespołem nie tylko dlatego, że chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o nim, ale też dlatego, że Ci chłopcy, którzy tu byli również należą do One Direction. Cały zespół ma domek taki jak nasz ze 2 km stąd. - wyjaśniałam.
- Yhym, a dlaczego ten Harry tu wczoraj przyszedł? - zapytała, zapewne mrużąc oczy.
- Nie wiem....
- A gdzie ty wczoraj byłaś? - kontynuowała przesłuchanie.
- U nich...
- Hmm, a dlaczego?
- Mamo! Czy muszę Ci mówić wszystko? Poszłam, było fajnie, może pójdę jeszcze raz i tyle. - nerwy mi trochę puszczały ale tego już mamie mówić nie musiałam i nie chciałam.
Chwila milczenia. Mama pewnie lustrowała mnie wzrokiem, zastanawiając się, czy odpuścić. Rozumiem, że się martwi, ale mam już te dziewiętnaście lat. To, że jestem ślepa chyba nie odmładza mnie o dziesięć.
Materac nagle się poruszył, pięć kroków do drzwi. Chwila zawachania i trzask.
Odpuściła.
Upadłam na łóżko, cicho westchnęłam i zamknęłam oczy. Wiatr się wzmagał a ja cieszyłam się z tego powodu.
Piszczało mi w uszach, ale musiałam je mieć zatkane, bo ledwo co slyszałam jeżdżące auta, ludzi coś do siebie krzyczących, rozbijane szkło. Pomimo tego, że nie widziałam, dobrze wiedziałam co się dzieje. Już raz to przeżyłam. Tylor. Mogą go jeszcze uratować. On żyje. Słyszę jak lekarze krzyczą coś do siebie. Jedna z pielęgniarek mówi coś do niego. Mówi mu, że nie może się poddać, że da radę, wspomina o tym, że mi nic nie jest. Wsiadają do karetki i szybko odjeżdżają. Podda się. Podda się dlatego, że nic mi nie jest. Może być spokojny. Nie musi się o nic martwić bo wszystko jest w porządku. Ma za mało siły żeby walczyć tylko o siebie.
"Proszę Pani? Proszę na mnie spojrzeć." Głos Harrego rozbrzmiewa w mojej głowie. Tyle że go tam nie było. Nie widziałam go.
Spojrzałam się w kierunku głosu.
"Źrenice nie odpowiadają" Znowu ten głos. Nie obchodzi mnie co mówi. Chcę, żeby powiedział coś jeszcze.
"Claro..." Czy on właśnie wypowiedział moje imię????
Powiedz to jeszcze raz.
"Przykro mi, musimy cię zabrać do szpitala i zbadać twój wzrok. Wygląda to trochę niepokojąco."
Za każdym razem, gdy oddzywał się głos Harrego rozpływałam się, czulam, że to wszystko co mi potrzebne do szczęścia. Niekiedy miał lekką chrypę co było uroczę i sprawiało, że sama miałam ochotę zachorować by spróbować brzmieć jak on.
To może rzeczywiście uchodzić za psychiczne zachcianki.
Gdy się obudziłam wiatr ucichł a fale coraz spokojniej muskały piasek. Atos, widząc że wstaje wskoczył na łóżko i zaczął mnie lizać. Pewnie nudziło mu się przez ten czas gdy spałam.
Po chwili głaskania, posłusznie zaprowadził mnie do kuchni, gdzie unosił się zapach pieczonego kurczaka. Nic nowego, że zjem obiad na śniadanie. Często mi się to zdarzało bo bardzo lubiłam spać.
W kuchni było cicho. Żadnych rozmów. Tylko zapach kurczaka. Podeszłam do blatu i gdy położyłam na nim ręce szybko odnalazłam kartkę z wiadomością napisaną alfabetem Braille'a.
" Obiad masz nałożony na talerzu dwa kroki w lewo, nie chcieliśmy Cię budzić. Pojechaliśmy na zakupy. XOXO "
Natychmiast sięgnęłam po jedzenie, znalazłam krzesło i zabrałam się do posiłku. Ledwo co zrobiłam pierwszy kęs usłyszałam nadjeżdżające pod dom auto. Wstałam. Trzy kroki do holu, w lewo cztery do drzwi. Byłam już przy nich gdy zabrzmiał dzwonek. Otworzyłam bez namysłu. Nie zdałam sobie sprawy że rodzice mają klucz i by nie dzwonili.
Nastała cisza. Słyszałam tylko czyiś przyspieszony oddech. Nie wiedziałam co mam robić, bo osoba stojąca naprzeciwko nie miała chyba zamiaru się odezwać.
Miałam wrażenie że minęła wieczność.
- Cześć. - T o. B y ł. O n.

Blind PathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz