2 godziny później:
Kobieta pozwoliła mi zostać kolejną noc, byłem jej nadzwyczaj wdzięczny za ten gest. Poznałem Josha jej męża. Pracował jako policjant, przez większość czasu patrolował miasto. Był bardzo interesującym i wygadanym człowiekiem. To naprawdę spoko facet – pomyślałem. Dziwne, wyobrażałem sobie Margaret z jakimś nudziarzem, którym łatwo się wysłuży. Ale to on dominował w tym związku.
Teraz siedzieliśmy wszyscy na ich wielkiej kanapie i oglądaliśmy pierwszy odcinek serialu o apokalipsie zombie. Główny bohater nie przypadł mi do gustu - zarozumiały szeryf. Poza tym na prawdę nie miałem pojęcia, że zombie mogły wywarzać cegłami drzwi, przecież one nie myślą. Wtedy zorientowałem się, że wcale nie wszyscy oglądamy to cudaczne show.
– A co z Kate? – olśniło mnie, przecież nie było jej z nami. Nie wyszła z pokoju od czasu, gdy obraziła się z powodu niegrzecznej rozmowy o jej chłopaku.
– Wyszła z Jake'iem – wyjaśniła Margaret. Wszystko jasne! Mogłem się tego spodziewać. Moje myślenie nie jest na wysokim poziomie od czasu przybycia do Reed city.
–Ten jej głupi czaruś, wiesz który prawda? On ubiera się jak panienka i boi się robaków. - Susie wyśmiała siostrę. Mnie również to rozśmieszyło. Próbowałem się nie uśmiechać ze względu na Margaret, ale niekontrolowany prawy kącik ust i tak lekko uniósł mi się do góry.
– Najwyraźniej ma coś w sobie skoro chce z nim być -probowałem to wyprostować.
– Susie, to nie twoja sprawa!– Powiedziała zdenerwowana mama.
– Przecież ty też go nie lubisz, ani tata! Więc nie stawaj po jego stronie. – zasugerowała Susie. Twarz jej matki pokrył czerwony rumieniec.
– Margaret! Susie ma rację, nie musisz bronić gówniarza. Przecież sama nienawidzisz tego elegancika, nie musisz zawsze dla wszystkich być dobra -wzburzył się lekceważąco Josh.
Nazajutrz, około dziesiątej rano zbudził mnie dźwięk tysiąca łomoczących o okno kropelek. Nigdy nie widziałem takiej ulewy – pomyślałem. Wyjrzałem przez okno w salonie. Na zewnątrz nie dało się dostrzec żadnego samochodu, ulica powoli wypełniała się wodą.
– Czy tu zawsze tak pada? – zapytałem z zaciekawieniem Margaret.
Nagle Kate wpadła na nie najlepszy pomysł, przerywając moje pytanie:
– Mamo, muszę pójść do dziadków. Są sami, dziadek jest ciężko chory! Tato, oni mieszkają zaledwie dwa domy dalej! – nalegała wciąż używając nowych argumentów.
– Dobra, uspokój się! Hunter pójdziesz z nami na wszelki wypadek? – usłyszałem jak Josh krzyczy do mnie.
– Jasne – zdziwiłem się na tę propozycję. To teraz jeszcze poznam jej dziadków?-to było dla mnie zaskoczeniem.
Wybiegliśmy na zewnątrz i przedarliśmy się przez wodę, która sięgała nam aż do kostek. Poziom wciąż się zmieniał, wiec musieliśmy uważać i próbować nie przewrócić się na beton. Byliśmy coraz bliżej. Z ulgą odetchnąłem na widok szarego domu na końcu ulicy. Już od zewnątrz było widać, że jest przytulny, co najlepsze jest w nim sucho – miałem już dość tej pogody. Josh zapukał szybko do drzwi rodziców. Otworzyła jakaś stara prukwa. Jadła, wyglądającą na przegniłą, brzoskwinię. Pewnie znalazła ją na śmietniku. Dlaczego mi nie dała? – oburzyłem się. Byłem taki głodny. Staruszka rozradowała się na widok członków rodziny, nawet nie pomyślała o mnie. O wreszcie! Spojrzała na mnie. Po wyglądzie jej twarzy widać było, że coś jej nie pasowało.
– Czy coś się stało? Kto to? – spytała przejęta babcia.
– Nie chcemy, żebyście byli sami. – dodała z uśmiechem Kate.
Wciąż stałem w deszczu, tak aby Kate i Josh mieli miejsce na suchej posadzce. Chciałem, żeby mogli nacieszyć się sobą. Dałem im trochę swobody, właściwie to tylko dlatego, że nie chciałem się wtrącać do rozmowy. Zamyśliłem się i poddałem uczuciu. Zimna woda spływała po mnie, czułem się jakbym brał prysznic tyle, że w ubraniu. Deszcz zaćmiewał mi widok, wiec stałem z zamkniętymi oczami.
–Kate? Kto to? – spytała babcia zachrypniętym głosem. Od razu otworzyłem oczy i stanąłem naprzeciwko starszej pani.
– Hunter, proszę pani. – podałem jej dłoń, schyliłem się i delikatnie pocałowałem rękę staruszki patrząc spode łba posyłając jej uśmiech.
Staruszka zamilkła robiąc wielkie oczy, nie widziałem w życiu takiego zdziwienia. Wpatrywała się we mnie jak nikt inny wcześniej. Boże o czym myślała? – Zobaczyłem jak się uśmiecha, jej oczy momentalnie wypełniły się łzami.
– Coś nie tak? – spytałem zdziwiony.
– Nie, ale przypominasz mi pewnego chłopaka – Cholera dlaczego ona ryczy? – probowałem wywnioskować o co jej chodzi.
– On nie żyje, zaginął w wypadku śmigłowca – Teraz to ja stałem jak wryty.
– Co? – zszokowała mnie ta wiadomość. – Haley? To ty? – cos mi tu nie pasowało, nie wierzyłem, to nie mogło się dziać naprawdę! – przytuliła mnie w pośpiechu płacząc, nie zwróciła nawet uwagi na obecność swojej wnuczki i syna.
Moje mokre ubrania na pewno nie były czymś do czego chętnie ktoś by się przytulał. Mogę się założyć, że w życiu nie przytulała się do mopa. – pomyślałem.
– Wciąż cię kocham Hunter! – chlipała głośno.–Nie zapomniałam o tobie, to zbyt trudne! Zresztą nie śmiałabym! To było nie do zniesienia, dlaczego, gdy zasypiałam zawsze musiałam śnić o tobie?! Budziłam się szczęśliwa. Wtedy przychodziły momenty w których moje myśli wracały do ciebie, ale ciebie już dawno nie było. – rozpaczała. A ja poczułem się szczęśliwy. Na chwilę. Później okropnie, jakby ktoś właśnie wbijał sztylet w moje plecy. Moja dziewczyna była staruszką! W dodatku, gdy tak płakała nie miałem pojęcia co zrobić. Wyglądała w tej chwili jak dziecko. Chociaż jej twarz pokrywały liczne zmarszczki, widziałem w niej małą dziewczynkę, która właśnie zgubiła się w supermarkecie i bez skutku wola o pomoc.
Stała przede mną. Znowu widziałem jej piękne błękitne oczy, a ona patrzyła prosto w moje, jak powoli wypełniły je łzy. Byłem przeszczęśliwy, nie mogłem przestać się uśmiechać.
– Co z Mika'em, czy on żyje? – przypomniałem sobie o bracie. Do mojej głowy napłynęło wiele nieszczęśliwych myśli.
– Żyje. – rozradowała moją zagubioną duszę.
– Ale boje się, że nie pożyje zbyt długo! Hunter! Nie wściekaj się, Mike jest moim mężem.
Stanąłem zszokowany. Mike przywłaszczył sobie moją dziewczynę, albo ona przywłaszczyła sobie mojego brata. Nie pomyślałbym, że mogli być razem. Ale to bardzo dobrze, nie wylądowali z kimś kto by ich wykorzystywał. Dobrze, że to nie działo się na moich oczach, bo wtedy nie byłoby to coś co bym zaakceptował.
– Gdzie on jest? – musiałem jak najprędzej zobaczyć się z bratem.
– Nie denerwuj się tylko, musisz zrozumieć! -ostrzegła mnie Haley. – Idź do pokoju po prawej od schodów.
Bez zastanowienia wbiegłem do ciemnego pokoju, biedak leżał w ciemnościach, przykryty cienką kołdrą, nie był w najlepszym stanie. Spojrzałem na jego rękę była cała wychudzona. Moje serce zmiękło.
Cholera właśnie przestraszyłem staruszka.
– Mike to ja Hunter! – wyjaśniłem, nie mogłem go narażać na głębsze emocje.
– Czy ja nie żyję? – zszokowałem go.
– Żyjesz, nie wiem czy się z tego cieszysz. Ale ja bardzo. Nie zginąłem w śmigłowcu! Przeniosło mnie w czasie! Wiem, że trudno w to wierzyć, sam w to nie wierzyłem. Myślałem, że się już nie zobaczymy. – cholera teraz ja wymiękam! Łza za łzą spływały mi po policzkach.
– Kocham cię Mike! – wydusiłem z siebie.
– Ja ciebie tez brachu. Zaopiekuj się Haley dobrze? – poprosił załamującym się głosem.
– Co?
– Jak mnie tu już nie będzie...– Mike z trudem wstał, żeby mnie przytulić. Jego wychudzone ramiona ledwo zdołały mnie objąć.
– Nie możesz umierać, nie mogę ci na to pozwolić. Mamy tyle do obgadania. – burknąłem pod nosem. W żadnym okresie życia tyle nie ryczałem. Siedziałem tak wtulony w brata przez dobre pięć minut.
– Mike, nie przejmuj się Haley, nie gniewam się. W porządku?–nie odezwał się, nawet nie poruszył. Położyłem go na łóżku.
– Cholera! Dlaczego! – Dopiero co go spotkałem! Jezu, dlaczego znowu mnie opuścił?!
Wyszedłem cały czerwony z małego pokoiku. Łzy cały czas zalewały mi oczy. Cóż za nieszczęście! Dopiero go odnalazłem, a los znowu mnie ukarał, co gorsze nie miałem pojęcia za co.
– On...On...On nie żyje..! – wyburczałem w rozpaczy. Nie chciałem widzieć ich załamania, ból był potworny. Podszedłem do Haley, dałem się przytulić, nie chciała mnie nawet dotknąć. Wymusiłem uścisk i tuliłem ją mocno. Zasnęła w moich ramionach. Josh i Kate skulili się na kanapie lamentując równie bardzo co my.
ESTÁS LEYENDO
SOS HUNTER
RomanceMoże to tylko ten upór. Może błysk w jego oczach. Ona po prostu nie może tego znieść.