2. 50 lat minęło

190 34 30
                                    



-Hunter-

Wstałem jak zawsze wcześnie. Oczywiście szalony kogut sąsiadów jak zwykle nie zamierzał przestać swojego porannego rytuału. Codziennie psuje mi nastrój. Chyba pora to skończyć. Mam wiele teorii spiskowych. Najwyżej wywiozę go 15 km z dala od mojego domu. Nie za blisko, on wyje jak stara syrena. Mój mops go załatwi. Przyczepię mu kamerę, żeby delektować się jego powolną śmiercią. Nie! Chyba najwcześniej spotka go moja maczeta. Biedne kurki, nie tylko ja słucham jego fałszów.

Która godzina?-wrzeszczę słysząc czyjeś kroki za drzwiami.

-Za 20 ósma odpowiada mama.

Zrywam się z łóżka. Mam tylko godzinę. Jezu zajęcia! Szybko wskakuję w czarne dżinsy i starą, szara przetartą lekko koszulkę. Zbiegam na dół, zarzucam na siebie czarną skórzaną kurtkę. Chwytam za kanapkę przygotowaną specjalnie dla mnie przez mamę. Biegnę jak najszybciej do samochodu.

-Tak bez pożegnania?Co to za maniery? -słyszę nawołujący damski głos.

Wracam w biegu i przytulam ją w pośpiechu. Czy ona musi tak mnie męczyć, wie że się śpieszę?

-Co tak ściskasz? Chciałam ci tylko życzyć powodzenia w końcu to twój pierwszy samodzielny lot.

-Cholera!-Przysięgam, że moje oczy nigdy nie były tak szeroko otwarte. Osłupiałem, pochwili biegnę w stronę samochodu nie zdając sobie sprawy z tego co się właśnie dzieje.

Siadam i zapadam się w miękkim fotelu. Nie mogę uwierzyć, że to dzisiaj. Fakt, że lecę z moim przygłupim kolega sprawia, ze jestem coraz bardziej zestresowany. No cóż raz się żyje. Przecież nie bez powodu od kilku tygodni wsłuchiwałem się dokładnie w każde słowo instruktora. Oddycham z ulgą na tę myśl. Wszystko pójdzie dobrze. Będzie ok....jeśli ja będę prowadził!

Spóźniłem się kilka minut, ale nie jest jeszcze za późno. Niestety za karę polecę jako drugi. Najpierw z jakimś kolesiem.

To nie może być Dave! Najgorsze co mogło się stać to mieć u sterów tego debila. W dodatku startujemy w ciągu najbliższych chwil. Mam przerąbane, bo ufam tylko sobie. Czy to ma sens?Nie to tylko jedno z moich dziwactw. Myślę sceptycznie o większości aspektów mojego życia. Nie, właściwie to tylko sprawka mojego kolegi. Nie chce pokłócić się z nim o stery w locie. Koleś zawsze musi mieć rację, wystarczy, że powciska złe guziczki, a zacznie robić się nie przyjemnie.

-Na co czekasz, wskakuj - otwiera od środka drzwi śmigłowca.On krzyczy, i wtedy zdaję sobie sprawę, co się naprawdę dzieje. Łapie za klamkę, wskakuje na fotel i zapinam pas.

Jakby tego było mało zaczęło właśnie kropić. Gdy tylko spojrzę w niebo widzę, że wisi nad nami ogromna, ciemna deszczowa chmura.

-Proszę, żeby już nie padało! - myślę.

Kurde, odpalił silnik, może starczy mi czasu i zdążę wyskoczyć. Rozpinam pas. Patrzę na Dave'a, a potem na siebie, potem na na niego, a następnie z powrotem na moją kurtkę przypiętą pasem.

-Nie dygaj i przestań się wiercić! Rozpraszasz mnie! - wrzeszczy skarżąc się pilot.

Jak ten przygłup się nie skupi to może się źle skończyć. Postanawiają siedzieć cicho i zapinam znów pas. Lecimy, jest dobrze. Myliłem się co do jego umiejętności, przecież latał już z instruktorem i prawdopodobnie nieźle sobie radził skoro tutaj jest. Nie ma powodu się denerwować. Coraz mocniej pada ale już się nie przejmuję. Lot jest coraz bardziej przyjemny.

-Stary widziałem kiedyś jak jakiś samolot wleciał w chmurę rozświetlającą się od błyskawic. Przepiękny widok! Widzisz tą przed nami, tak pięknie bije od niej światłem-wspomniał Dave.

SOS HUNTERDonde viven las historias. Descúbrelo ahora